Opinie 10 lut 2017 | Redaktor

Warto postawić sobie takie pytanie i możliwie najuczciwiej na nie odpowiedzieć. W dyskusji publicznej na ten temat nadal dominują opinie ukształtowane ideologicznie. Mam na myśli np. głosy, które rzekomo reprezentują stanowisko ewangeliczne, a równocześnie wiążą z odsądzaniem od czci wiary każdego, kto zgłasza zastrzeżenia do bezwarunkowego przyjmowania imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki przez państwa europejskie

      

Tomasz Rowiński,

publicysta, redaktor kwartalnika „Christianitas”

Warto postawić sobie takie pytanie i możliwie najuczciwiej na nie odpowiedzieć. W dyskusji publicznej na ten temat nadal dominują opinie ukształtowane ideologicznie. Mam na myśli np. głosy, które rzekomo reprezentują stanowisko ewangeliczne, a równocześnie wiążą z odsądzaniem od czci wiary każdego, kto zgłasza zastrzeżenia do bezwarunkowego przyjmowania imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki przez państwa europejskie. Jest to stanowisko odczytujące Ewangelię nie we właściwym jej duchu, zakorzenionym w tradycji Kościoła, ale w duchu utopii maksymalizacji wszystkich wartości, jakie ona niesie.

O co chodzi? Oczekiwanie, że rządy będą – nie zważając na powierzoną im odpowiedzialność za ludy, nad którymi sprawują władzę – działać wbrew  dobru całości społeczeństwa, jest oczekiwaniem ideologicznym. Inna jest odpowiedzialność każdego z nas za siebie, inna ojca za rodzinę, a jeszcze inna władz za państwo. Liberalny indywidualizm tego nie rozumie. Imigracja, wobec której stoją dziś rządy europejskie, w tym Polski, to sytuacja o trudnej do określenia liczbie zmiennych, a w związku tym, o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Jak zauważył Marek Jurek, europoseł Prawicy Rzeczypospolitej, Polska nie może sobie pozwolić na posiadanie półmilionowej mniejszości islamskiej w momencie, kiedy w Niemczech wybuchnie islamska rewolucja.

A taka rewolucja jest zupełnie prawdopodobna, biorąc pod uwagę przyrost liczby młodych mężczyzn i ich nadreprezentację wśród emigrantów. Oczywiście, być może to tylko obawy, które ostatecznie okażą się płonne. A jednak odpowiedzialna polityka musi być realistyczna i ostrożna.

Jednak napływ młodych mężczyzn do Europy, w większości muzułmanów, którzy potem świętują na ulicach niemieckich miast akty terroru dokonane przez swoich współwyznawców z innych części kontynentu, w pewnej mierze przypomina dynamikę europejskiej konkwisty. Oto nadmierna liczba synów z wyżu demograficznego, jaki przyszedł w Europie po XIII-wiecznej epidemii „czarnej śmierci”, rozlał się po całym świecie i z czasem zdominował wszystkie kontynenty. Proces ten po części miał charakter spontaniczny, to znaczy wynikał z samej dynamiki społecznej, ale w pewnej mierze był także ukierunkowywany przez władców stojących przed koniecznością rozwiązania napięć wywołanych frustracją kolejnych synów swoich poddanych.

Jest zatem pewne podobieństwo z sytuacją dzisiejszą. Z jednej strony mamy do czynienia z pewną dynamiką społeczną w krajach Afryki i Bliskiego Wschodu, ale z drugiej także z określonymi interesami. Część tych interesów jest umiejscowiona w stolicach radykalnych państw islamskich, takich jak Arabia Saudyjska, a część u nas na miejscu. Saudowie inspirując wojnę w Syrii i mając w tym wsparcie części elit amerykańskich, liczyli na przejęcie nowych pól naftowych w tym kraju, a równocześnie na wzbudzenie społecznego poruszenia, które w konsekwencji stanie się niczym woda w przepełniającym się i rozhuśtanym naczyniu. Destabilizacja świata islamskiego, gdzie dostrzegalne są napięcia na tle demograficznym, nie była czymś całkowicie spontanicznym socjologicznie. Z drugiej strony ruch imigracyjny wywołany – ujmując rzecz szeroko – „arabską wiosną”, spotkał się z ruchami ideologicznym w Europie, które wprost deklarują, że przyjmowanie obcych kulturowo ludzi napływowych jest elementem szerszego planu przebudowy społeczeństw. Tak, by nie było w nich dominujących wartości, ale by każda wartość znajdowała swoje przeciwieństwo w jakiejś innej społecznej mniejszości.

Nie jest to działanie zbyt mądre, ponieważ można się spodziewać, że rozgrzane ideologicznie islamskie głowy w pierwszej kolejności nie będą występować przeciwko np. chrześcijanom, których uważają za drugiej kategorii, ale wierzących, ale przeciwko heroldom multikulturalizmu. Czyli tym, którzy ich z szerokimi ramionami przyjmowali.

Wyśmiewanie i praktyczne ignorowanie rozróżnienia na imigrantów i uchodźców jest czymś szalenie niemądrym, ale i zupełnie zamierzonym. Kto choć pobieżnie śledził debatę w Unii Europejskiej na temat nieszczelności granic unijnych, ten dobrze rozpozna, że za rzekomym imposybilizmem stoi realizacja interesów i ideologii. Niestety, interesy te leżą daleko poza Europą, ponieważ masowy napływ imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki nie mieści się w żadnych ramach europejskiego interesu, a generuje tylko koszty – ekonomiczne, ale przede wszystkim społeczne i duchowe. To charakterystyczne, że Unia Europejska nie chciała uznać tego, że Polska przyjmuje emigrantów z Ukrainy, ponieważ byli to nie ci imigranci, o których chodzi ideologom.

To jednak tylko jedna strona ideologicznej przepychanki – trzeba też zobaczyć rewers. O tym w kolejnym numerze „Tygodnika Bydgoskiego”.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor