Felietony 26 sty 2018 | Redaktor

Kiedy na portalu społecznościowym piszę, że wszystko jest nie tak, jak myślimy, odpowiada głucha cisza. Udało mi się jednak wzbudzić poruszenie wpisem następującym: „Narażę się większości. Mogę! Nie zabiegam o głosy w wyborach. Otóż boję się, że nie traktujecie zwierząt po ludzku, tylko samych siebie zrównujecie ze zwierzętami. Te wszystkie pieski przyjęte do rodziny wielodzietnej; te koteczki, które ponoć tak bardzo kochacie, ale nie dajecie im żyć wedle ich natury, zniewalacie je... To wszystko sugeruje, że bliźnich potraktujecie tak samo. Nie chciałbym zaznać od was takiej miłości, jaką darzycie swoje psy”.

 

Marcin Masny

publicysta, tłumacz i poeta,

współpracował m. in. z „Gazetą Bankową” i tygodnikiem „Niedziela”

Miłość pana i władcy z jednej strony. Psia miłość – z drugiej. Pewien znajomy przez lata czuł się w małżeństwie jak zaklęty dżinn wzywany tylko do posług. Na rozkaz żony miał we wszystkim jej pomagać, ona zaś nie czuła wobec niego żadnych zobowiązań. Po latach dowiedział się, że przeceniał swoją rolę. Żona wyznaczyła mu bowiem rolę psa. Z dziecięcą szczerością wyznała: „Oczekiwałam od ciebie bezwarunkowej miłości. Nie dostałam jej, więc kupiłam sobie psa. Żebym mogła kopać i żeby nadal kochał”.

Świat zawsze był zły. Teraz nie tylko jest zły, ale żyje w obłędzie. Obłęd zaaplikowali ludzkości samozwańczy fachowcy od duszy, którzy nadali nowy sens staremu słowu „psychologia”. Stworzyli też psychoterapię i psychoanalizę zastępując nimi coś, co dla żyjących jeszcze przedwojennych starców jest oczywistością. Co mianowicie? Pracę nad własną wolą.

Słucham starca. Opowiada, jacy podobni my, ludzie, jesteśmy do ryb i ptaków. Starzec zna ich życie z telewizji. Jest ateistą i uważa, że niczym istotnym się od zwierząt nie różnimy. Potem rozmowa schodzi na uzależnienia. – Te wszystkie terapie to pic na wodę – powiada starzec. – Żeby nie wejść w ciąg, albo żeby wyjść, trzeba mieć wolę. – Masz wolę? – pytam starca. – No chyba, że mam – odpowiada. A ja już nie pytam, czy właśnie tym nie różnimy się od rybek. Starzec został wychowany jeszcze w epoce, kiedy istnienie wolnej woli było oczywistością.

Ksiądz Marian Pirożyński wydał w 1946 roku książkę „Kształcenie charakteru”. Już wtedy od lat dla postępowców i masonów był symbolem polskiego obskurantyzmu. Wyżywał się na nim wielki bojownik o prawo do zabijania nienarodzonych dzieci – Tadeusz Żeleński-Boy. Boy prowadził kampanię, a sitwa piłsudczyków (tego słowa sami używali) prawo do aborcji wprowadziła do kodeksu w 1932 roku. Bardziej postępowy od Piłsudskiego był podówczas tylko Stalin. Takie oto były dwie Polski. Jedni kształcili charaktery, a przede wszystkim wolę, czyli człowieczeństwo. Inni wmawiali, że jesteśmy zwierzakami i chcieli zabijać niewinne dzieci.

Postępowcy przekonują ludzkość, że wolna wola nie istnieje. Na seansach terapeuci nie uczą kształcenia charakteru, tylko wmawiają pacjentom, że wszystko jest biologią. Bo jesteśmy tylko zwierzętami. Tymczasem każdy z nas dostaje zalążek wolnej woli. Nie musi go w sobie rozwinąć. Ogłupiony przez jazgotliwą propagandę człowiek – nawet dostrzegając w sobie ten zalążek – zaprzecza jego istnieniu i pozostawia go w stanie niedorozwoju. I żyje jak zwierzę, a nawet gorzej, bo zalążek woli z natury zakłóca w nim zdrowe, zwierzęce instynkty. Niedorozwinięta wola wybiera moralne zło, bo w zło popada się siłą bezwładności. Dobro zaś wymaga wysiłku.

Współczesna cywilizacja bez mrugnięcia okiem akceptuje wiele sprzeczności. Oto jedna z nich. Obłąkany świat zrównuje człowieka ze zwierzęciem, ale tylko człowieka obarcza odpowiedzialnością karną i cywilną. Czy może być odpowiedzialność bez wolnej woli? W gruncie rzeczy dziwacy, którzy chcą małpom nadać prawa ludzkie, są logiczni, chociaż opierają się na błędnych przesłankach.

Świat oszalał. Cywilizacja rozpada się. Naokoło słychać głosy: „Skoro wielka rewolucja rujnuje świat, my wzniecimy kontrrewolucję, albo przynajmniej zreformujemy”. Nic głupszego. Kiedy z wielkiej budowli lecą kamienie, weźmy je na taczki i budujmy od nowa. Nie musimy brać wszystkich. Wybierzmy najlepsze. Z sensem. Po kolei. Cywilizacja czerpiąca z przeszłości to, co najlepsze, już się wyłania. Gołym okiem widać, że mocniejszy niż kiedykolwiek powstaje jej fundament – ojcostwo. Konkretni ojcowie kochają swoje dzieci miłością, w której jest zarówno czuły instynkt, jak zdecydowany akt woli. Jeśli faktycznie wszystko, co naprawdę jest, pochodzi od jednego Ojca, to wszystko zaczyna się od ojcostwa. Od tego, co stara księga nazywa po grecku „pasa patria” – wszelki ród, wszelka ojczyzna, wszelkie ojcostwo.

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor