Felietony 16 cze 2018 | Redaktor
Momenty faustyczne wioskowego głupka [FELIETON JAROSŁAWA JAKUBOWSKIEGO]

fot. Filip Kowalkowski

To było jakieś trzy lata temu. Wracałem samochodem z warsztatów dramaturgicznych w Krakowie. Była noc, na pustawej autostradzie raz po raz mignęły jakieś światła, a w aucie rozbrzmiewały dźwięki „Tonacji Trójki” Piotra Kaczkowskiego. W pewnym momencie jego charakterystyczny głos zapowiedział zespół, którego nazwa nic mi nie mówiła. State Urge. Kawałek zaś nazywał się „More”. Trwał długo, trwał i trwał, a ja jechałem środkiem autostrady, która zmieniła się niepostrzeżenie w tunel czasoprzestrzenny.

Jarosław Jakubowski

dramaturg, poeta, dziennikarz

W zasadzie to wszystko. Kawałek się skończył, ja dokończyłem podróż, ale wspomnienie tamtej chwili dopada mnie od czasu do czasu z taką siłą, jakby chciała (ta chwila) być jeszcze raz, i jeszcze raz przeżyta.

Podobnie było z „All Along The Watchtower” w wykonaniu Jimiego Hendriksa z zespołem Experience. Była wczesna wiosna, kwiecień, ciepłe, łagodne popołudnie. Niebem ciągnęły leniwe stada chmur. Światło było dziwne, trochę sztuczne, teatralne. Jechałem do żwirowni po piasek do piaskownicy dla moich małych wtedy dzieci. I znowu Trójka, gościem był Krzysztof Jaryczewski z Oddziału Zamkniętego, który opowiadał o swoich muzycznych fascynacjach. Pamiętam, pomyślałem wtedy, że ma się na burzę, bo powietrze nagle jakby zamarło, światło zmieniło barwę na ostrożółtą, a niebo przybrało kolor intensywnego indygo. Pomyślałem to już, kiedy zaczęło się „All Along the Watchtower” czy wcześniej? Nie wiem, pamiętam jednak, że ta piosenka, to powietrze, światło i niebo zlały się w jedno, niepodzielne doznanie. Pomyślałem sobie, że nigdy tej chwili nie zapomnę. To było takie moje zaklęcie, coś w rodzaju faustycznego: „trwaj chwilo, jesteś taka piękna”. Chwila minęła równie nagle, jak nastąpiła, ot krótkotrwałe wrażenie, jakiś splot okoliczności składających się na ten jeden błysk, strzał prosto w serce.

Minęło, a trwa, a wraca, a odejść nie chce. Pewnie każdy ma w swoim życiu ze dwa, trzy takie momenty, których znaczenie jest niejasne, ale za to niezwykle ważne. W ogóle życie składa się raczej z niejasności niż jasności. Uświadomienie tego zajęło mi nieco czasu. Nie chodzi o to, że człowiek nie wie, o co mu w życiu chodzi, bo mniej więcej każdemu wiadomo. Niejasność to dla mnie rodzaj tajemnicy, coś co sprawia, że człowiek dziwi się istnieniu. Własnemu i istnieniu w ogóle. Pewnie jest na to jakaś filozoficzna formułka, ale ja nie jestem filozofem i wolę patrzeć na to oczami wioskowego głupka, który rozdziawia gębę choćby na dźwięk kukułki. Ile wykuka mi lat? Dlaczego tak nagle zamilkła? Albo trawa. Jak to jest, że świeżo po deszczu pachnie tak upajająco?

Bo ostatecznie chodzi o to, żeby w ogóle coś czuć, prawda? Żyjemy w czasach wrażeń naskórkowych, projektowanych przez specjalistów od wizerunku i marketingu. Wzruszamy się dostarczanymi przez media społecznościowe cudzymi historiami. Klik – następna proszę. Klik – kolejne nieuleczalnie chore dziecko, porzucony pies, zapomniany chomik, świnka morska… Wszystko zbija się w nierozpoznawalną pianę, w której pojedynczość, niepowtarzalność nie ma racji bytu. Żyjąc życiem zapożyczonym, zapominamy, żeby żyć naprawdę. Patetyczne stwierdzenie, rodem z podręczników pozytywnego myślenia, ale tu akurat pasuje jak ulał.

Tymczasem monotonne „uhu-uhu-tu-tu” turkawki ustąpiło miejsca jednostajnemu szumowi samochodów. Wkrótce pojawią się pierwsi, odziani w specjalistyczne trykoty, cykliści, amatorzy rolek, hulajnóg i innych zabawek. Przed pobliską lodziarnią ustawi się ogonek spragnionych. Być może dla któregoś z nich będzie to niezapomniana chwila.

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor