Felietony 17 gru 2017 | Redaktor
Między protezą a fantomem [FELIETON JAROSŁAWA JAKUBOWSKIEGO]

fot. archiwum prywatne

Dyskusja na temat przyszłości Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie doskonale pokazuje fatalizm debaty publicznej w Polsce.

Zacznijmy od początku. Poeta Wojciech Wencel,  który od niedawna funkcjonuje w kanonie lektur szkolnych, od dobrych już kilku lat każdy felieton publikowany w jednym z tygodników kończy zdaniem: „A poza tym uważam, że Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina musi zostać zburzony”.

Ponieważ nikt w Polsce (ani pewnie gdziekolwiek indziej) poetów nie bierze poważnie, lawina ruszyła dopiero, kiedy wicepremier Piotr Gliński wspomniał w wywiadzie, że nie miałby nic przeciwko rozbiórce „Pekinu”, a wicepremier Mateusz Morawiecki wyznał, że marzy o tym od 40 lat. Swoje dorzucił wiceminister obrony Bartosz Kownacki, zapewniając, że wysadzenie pałacu byłoby świetnym ćwiczeniem dla saperów. Lawina przetoczyła się przez wszystkie właściwie czasopisma i portale internetowe, a jej zawartość można streścić krótko: od potępienia do euforii.


Może zresztą z tym brakiem poważania dla poetów nie jest tak źle, skoro przy okazji tej krótkiej a gwałtownej debaty komuś przypomniało się, że jest taki poeta Wencel, co to sobie wymyślił, żeby zburzyć pałac Stalina. Tyle że kiedy piszę te słowa, wydaje się, że dyskusja gaśnie. Publicystów podnieca już nowy temat, mianowicie zatrzymanie znanej artystki estradowej Dody, a i ten wkrótce zemrze zastąpiony kolejnym niusem.


Tymczasem temat jest poważny i nie zasługuje na odfajkowanie w rubryce „ad acta”. To, jak wygląda nasza przestrzeń publiczna, więcej mówi o nas samych niż opasłe tomiszcza analiz socjologicznych. Centrum Warszawy z szarym stalinowskim stalaktytem i hulającym wokół niego wiatrem woła o pomstę do nieba i ratunek wybitnych architektów i urbanistów. Centrum Bydgoszczy z wyrwami po kościele pojezuickim, synagodze i Teatrze Miejskim jest niepełne. Widzi to i czuje każdy, kto ma choć minimalny zmysł przestrzenny. Jak kończy się zastępowanie wyrw w tkance miejskiej tworami ideologicznymi – widzimy w stolicy. W Bydgoszczy na szczęście nie musimy burzyć, wystarczy odbudować. Z synagogą może być najtrudniej, bo teren częściowo został zagospodarowany, ale czy tak świetna budowla, zniszczona w 1939 roku przez Niemców, przepraszam, nazistów, zasługuje tylko na wzmiankę w formie tabliczki? Za to już kompletnie nie rozumiem, dlaczego do tej pory nie odbudowano Teatru Miejskiego i zachodniej pierzei Starego Rynku wraz z kościołem pojezuickim. Bez tego serca rynek zmienił się w majdan. Z kolei plac Teatralny bez teatru wydaje się przestrzenią smutną i pozbawioną oddechu.


No tak, ale na ten temat wylano już hektolitry atramentu i efektów nie widać. Debatę o zagospodarowaniu miast rażonych totalitaryzmami wygrywa nie idea, lecz deweloperka sukcesywnie zapełniająca klockami kolejne wolne parcele. Niczym Edek z „Tanga” Mrożka rozwiązuje wszelkie spory prostym rachunkiem ekonomicznym. Tymczasem Pałac Kultury i Nauki trzyma się mocno, smagany słowem poety Wencla, lecz chroniony statusem zabytku. Gest poetycki kontra gest polityczny. A może wcale nie muszą być sobie przeciwstawne? Może da się przełamać fatalizm polskich sporów? Opinie poważnych polityków mogą pozostać publicystyczną ciekawostką, ale mogą też spowodować realne działania.


Jako nieuleczalny melancholik często oglądam stare zdjęcia. Widać na nich wspaniały Teatr Miejski, tętniącą życiem przestrzeń rynku z iglicami kościoła pojezuickiego, monumentalną synagogę. Różnica między nimi a zdjęciami „Pekinu” z czasów, kiedy jeszcze był nowy, jest taka, jak między żywym ciałem a protezą. Ból po utracie części ciała jest prawdziwy, choć fantomowy. Proteza nigdy żywej tkanki nie zastąpi.


Jarosław Jakubowski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor