Sport 31 gru 2017 | Redaktor
Nie załamuję się z powodu spadku [WYWIAD]

Władysław Gollob/ fot. Anna Kopeć

Spłaciłem 3,5 miliona złotych długu klubu – podkreśla właściciel żużlowej Polonii Władysław Gollob w rozmowie z Marcinem Karpińskim. I dodaje: - Tomasz może polecieć nawet do Chin, jeśli to w czymkolwiek pomoże.

Marcin Karpiński: Wspominając kończący się rok każdy chciałby pamiętać te najlepsze chwile. Dla Pana minione miesiące były jednak bardzo trudne. Zacznijmy od prowadzonego przez pana klubu i spadku do II ligi. Mocno Pan to przeżył?


Taka była sportowa rzeczywistość. Zespół okazał się słabszy niż przewidywano. Deklaracje zawodników przed sezonem były zobowiązujące, rokujące nadzieje. Natomiast w praniu okazało się, że bardziej ich interesowały pieniądze niż rezultat drużyny. Negatywnym przykładem jest postawa Andrieja Kudriaszowa, który w porównaniu do innych jeźdźców, był doskonale opłacany. A od połowy sezonu bojkotował wynik. I przegrywał w meczach, które były do wygrania. Wydawał się solidnym zawodnikiem, tymczasem walnie przyczynił się do spadku bydgoskiego zespołu do drugiej ligi. Cóż, w sporcie są wzloty i upadki. U nas przeżywamy akurat nie najlepszy moment. Przykro, że Polonia, tak zasłużony klub, tak nisko spadła. Ale sport żużlowy nadal będzie w klubie uprawiany. Wciąż będziemy walczyć o cele, które są w zasięgu naszych zawodników.


Tylko Kudriaszow Pana zawiódł?


On zdecydowanie. Inni starali się na tyle, na ile ich było stać. Wolę już jednak dalej tego wątku nie ciągnąć.


Czy w związku ze słabą postawą zespołu czuł Pan w trakcie rozgrywek bezsilność i zwątpienie?


Sądziliśmy, że obronimy pierwszą ligę. Na to były realne szanse. Ale zawiódł nas także Anglik Craig Cook. I to w momencie, kiedy był Polonii bardzo potrzebny (miał jechać w ważnym meczu w Rzeszowie – dop. red.). Co dziwne, wcześniej sam się do nas zgłosił, a kiedy był niezbędny, doszedł do wniosku, że jednak nie pojedzie.


To była dziwna sytuacja. Kibice nie mogli zrozumieć, co się stało…


Wcale im się nie dziwię. Bo tego nikt nie rozumiał. Wydawało się, że po to podpisał kontrakt, zaangażował się we współpracę, żeby ścigać się w naszych barwach. A nie po to, żeby w ostatniej chwili ze wszystkiego rezygnować i stawiać zespół pod ścianą.


Po sezonie było już wiadomo, że kilku zawodników z Bydgoszczy odejdzie. Czy kogoś jest Panu żal?


Myślę, że nie. Zespół zostanie przebudowany, więc inni dostaną szansę pokazania się w lidze.


A czy jest Pan zadowolony z postawy wnuka, Oskara Ajtnera-Golloba?


Tu pana zaskoczę. Oskar zrobił wyraźne postępy. W porównaniu z sezonem 2016, już jako senior, podskoczył o piętnaście miejsc w rocznej klasyfikacji. Kudriaszow pod tym względem zjechał natomiast mocno w dół… Z postawy wnuka jestem zadowolony. Mam satysfakcję, że mimo wielu trudności, on się rozwija. Czy będzie wielkim zawodnikiem, pokroju polskiej czołówki, czas pokaże.


Po sezonie mówiło się, że Oskar może opuścić Polonię…


Mój przyjaciel, Witold Skrzydlewski z Łodzi, dopytywał się o Oskara, bo chętnie by go widział w swoim zespole. Zresztą starały się o niego również inne ośrodki, nawet ekstraligowe. Obecnie ma on ważny kontrakt z Polonią i… nie ma o czym mówić.


Zaskoczył Pan natomiast mocno kibiców, kontraktując na sezon 2018 aż siedemnastu zawodników, w tym mnóstwo obcokrajowców, z czego trzech będzie mogło jeździć w zawodach ligowych. Skąd ten pomysł?


Wielu zawodników prosiło o możliwość startów Polsce, a co za tym idzie, o szansę rozwoju. Niektórzy bowiem zapominają, że w Polonii można się też rozwinąć bądź wypromować. Tak przecież było w przypadku Kudriaszowa, Wiktora Kułakowa i Marcina Jędrzejewskiego. Kułakow – niezwykle sympatyczny i waleczny zawodnik – wcześniej, przez dwa lata, siedział w Toruniu na ławie, wystąpił łącznie w dwóch meczach, w czterech biegach. U mnie zaś zdobywał po 150 punktów w sezonie. Nie przypisuję sobie tego jako zasługę, lecz takie są fakty. Dopiero w Polonii ten zawodnik zaczął coś znaczyć. To jest też ważna funkcja szkoleniowa klubu. Niedobrze jest natomiast, że zawodnicy po rozwinięciu skrzydeł natychmiast uciekają. Kiedyś honorem zawodników było walczyć o interes klubu, w których się wychowali. Dziś, niestety, to się zmieniło. Relacje są nie takie, jakbym chciał.


Wielu nowych zawodników możemy jednak w Polonii nie zobaczyć, bo zabraknie dla nich terminów.


Nic na to nie poradzę. Nikogo nie namawiałem do jazdy w Polonii. Zawodnicy przychodzili ze sponsorami. Mówili, że mają sprzęt, a od klubu oczekują, że da im szansę zaprezentowania się na torze. Od pierwszego meczu będę starał się sprawiedliwie dzielić startami. Lepsi jeźdźcy będą zastępować słabszych. Jeśli okaże się, że Oskar ustępuje kolegom, to też wyleci ze składu.


Problemem Polonii pozostają wciąż juniorzy. Nie punktują i nie decydują o obliczu zespołu. To Pana nie martwi?


Rzeczywiście, pod tym względem postępy są minimalne. Trzeba liczyć, że rozwój zawodnika trwa cztery-pięć lat. Nie każdy jest tak utalentowany, żeby już w pierwszym roku startów być silnym ogniwem. A mówiąc o naszych juniorach, przejąłem ich z BTŻ i od razu dwóm nie chciało się jeździć. Jeszcze nie pojawili się na torze, a wystawili rachunki jakby to była ekstraliga. Doszło do buntu i tyle ich widzieliśmy.


Polonia podaje dwóch młodzieżowców na sezon 2018. Wierzy Pan, że w II lidze pojadą lepiej?


Tomasz Orwat pechowo złamał rękę na pierwszym treningu w marcu i to się za nim ciągnęło do końca sierpnia. Wykazuje jednak duże zainteresowanie sportem, treningami. Liczę, że zrobi zdecydowany postęp, tym bardziej że druga liga taki postęp umożliwia.  Nasz drugi junior Mateusz Jagła też jest interesującym zawodnikiem. Potrafi postraszyć nawet obcokrajowców. Zobaczymy, jak pojadą w przyszłym roku.


Czy planowana przebudowa stadionu, to będzie impuls dla żużla w grodzie nad Brdą?


Miasto wykazuje dobrą wolę. Przeznaczyło już na remont pewne środki i z tego trzeba się cieszyć. Ale stadion wymaga kolosalnych nakładów. Od 25 lat nie był modernizowany i cała struktura powoli się rozlatuje. Sytuacja klubu w ogóle jest bardzo trudna. Przejąłem go z długiem wynoszącym pięć milionów złotych, to jest milion funtów. Trzy i pół udało się mi spłacić. To mi też wiąże ręce, choćby w kwestii zakontraktowania zawodników. Bo nie mogę tego długu powiększyć. Najważniejsze, że nie mamy zaległości wobec zawodników.


W tym roku musiał się Pan też zmierzyć z niewyobrażalną tragedią syna Tomasza, który po wypadku na torze motocrossowym, stracił czucie w nogach.


To jest ogromna tragedia i ogromne kłopoty. Staramy się z tym żyć, próbujemy wszystkiego co tylko można, ale nie mogę powiedzieć, że jest lepiej. Walczymy różnymi możliwymi sposobami, żeby uratować możliwość funkcji dolnych kończyn.


Wokół syna cały czas jest bardzo głośno. Został patronem jednej z ulic, a od państwa otrzyma specjalną rentę. To Pana napawa dumą?


Może nie dumą. Natomiast uważam, że ktoś kto dbał o jakość polskiego sportu i stracił zdrowie zasługuje od władz na pomoc. Koszty rehabilitacji są ogromne. A nie wiemy, jak to się skończy. Dla Tomka i dla rodziny wywołuje to ogromny stres. Widzę jednak bardzo dużo ludzi nieżyczliwych wobec syna. Nieprzyjemnie czyta się wszelkie komentarze na jednym z portali internetowych.


Czy w związku z rehabilitacją syn planuje wyjazd za granicę?


Będziemy robić wszystko, co tylko możliwe, żeby mu pomóc. Czy choćby stworzyć szansę na poprawę jego stanu zdrowia. Możemy lecieć nawet do Kanady lub Chin. Korzystając z okazji pozdrawiam wszystkich kibiców Polonii. Chcę ich zapewnić, że dalej będziemy walczyć o żużel w Bydgoszczy. Zapraszamy fanów na stadion, a sponsorów do wspomagania klubu.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor