Wydarzenia 3 wrz 2017 | Wojciech Bielawa
Bydgoszcz potrzebuje odważnego i ambitnego prezydenta [WYWIAD]

fot. Anna Kopeć

– Nawet ludzie spoza PiS namawiają mnie do startu w wyborach na prezydenta Bydgoszczy. To dla mnie nobilitujące. Tym razem nie powiem "nie" – mówi poseł PiS Tomasz Latos w rozmowie z Wojciechem Bielawą.

Wojciech Bielawa: Za nieco ponad rok odbędą się wybory samorządowe. PiS ma już wybranego kandydata na prezydenta miasta?
Tomasz Latos: Ogłosimy go prawdopodobnie jesienią. Rozważamy kilka kandydatur, ale decyzji nie ma. Pamiętajmy, że ta kandydatura musi uzyskać poparcie w centrali partyjnej. Bydgoszcz jest ósmym co do wielkości miastem w Polsce. Jesteśmy na tyle ważni, że musimy mieć kontrasygnatę dla naszych wskazań i decyzji. Pomocny w podjęciu decyzji będzie sondaż, który niebawem zamówimy.

Będziecie sondować tylko spośród członków PiS, czy rozważacie poparcie kogoś spoza partii?
Kandydat, którego poprzemy, nie musi mieć naszej legitymacji partyjnej. Ważne jest, aby w podobny sposób co my, myślał o Polsce i Bydgoszczy. Musimy mieć pewność co do takiej osoby, aby nie okazało się, że po wyborach prezydent będzie daleko od nas.


Osoba spoza partii mogłaby wyrwać się spod kontroli?
To nie chodzi o kontrolę, tylko o współpracę. Nie chciałbym, aby prezydent Bydgoszczy był uzależniony od takich, a nie innych polityków. Niech to będzie osoba samodzielna. Oczywiście, prezydent działa we współpracy ze swoim zapleczem politycznym, ale może mieć inne zdanie w wielu sprawach.


Pan widzi siebie w fotelu prezydenta?
To pytanie powraca do mnie przed każdymi wyborami samorządowymi. Byłem namawiany przez moje środowisko do startu przed trzema, siedmioma, a nawet jedenastu laty. Do tej pory zawsze mówiłem stanowczo: „nie”.


Dlaczego?
Na tamtym etapie działalności politycznej uważałem, że powinienem skupić się na pracy w Sejmie, do której zobligowali mnie wyborcy. Teraz, jeśli będą takie oczekiwania i potrzeby, to już nie mówię „nie”. Biorę to pod uwagę. Tym bardziej że do startu namawiają mnie także osoby niezwiązane z PiS. To dla mnie nobilitujące. Nie będę startował, aby zaspokajać własne ambicje. Jestem lokalnym patriotą i wielkim wyzwaniem byłaby dla mnie praca na rzecz mojej pięknej Bydgoszczy, tak aby rozwijała się lepiej i szybciej niż do tej pory. Mam jednak świadomość, że funkcjonuję w drużynie, nie tylko lokalnie, ale i centralnie. Być może moim przeznaczeniem jest dalsze zajmowanie się ochroną zdrowia na szczeblu centralnym.


Co kandydat PiS na prezydenta Bydgoszczy będzie miał do zaoferowania mieszkańcom? Jakie obszary funkcjonowania miasta wymagają poprawy?
Nawet tam, gdzie coś się nam udało, można zrobić więcej. Cieszę się, że Bydgoszcz bardzo wypiękniała przez ostatnie dwadzieścia lat. Słyszałem fantastyczne stwierdzenia od naszych gości, że Bydgoszcz należy do najładniejszych miast w Polsce. I dziękuję za to wszystkim lokalnym samorządowcom, a także osobom prywatnym, które miały pomysł na inwestycje i sprawiły, że Bydgoszcz jest bardziej atrakcyjna. Nasze miasto zwraca się w kierunku Brdy, ale mam wrażenie, że Wrocław, który był w przeszłości jeszcze bardziej odwrócony od rzeki niż my, już nas przegonił. Mamy ogromne możliwości w tym względzie i musimy je wykorzystać. Mam także wrażenie, że Bydgoski Park Przemysłowo-Technologiczny nie rozwija się na sto procent. Podobnie sprawy się mają z portem lotniczym.


Większościowym udziałowcem lotniska jest Urząd Marszałkowski. W najbliższych wyborach samorządowych przedstawicie kandydata na marszałka?
Tak, ale raczej nie będziemy przedstawiać go w tym samym czasie, co kandydata na prezydenta miasta. Urząd Marszałkowski nie chce nas wspierać i nie traktuje nas w sposób właściwy, dlatego warto zawiązać lokalną koalicję ponad podziałami. Tego oczekuję od naszych konkurentów, a w imieniu PiS deklaruję, że z naszej strony tak właśnie będzie. Bydgoszcz musi powalczyć o większe wpływy w Urzędzie Marszałkowskim.

A o najważniejszy fotel w tym urzędzie?
Oczywiście, włącznie z fotelem marszałka. Nie widzę powodu, aby marszałek nie mógłby być z Bydgoszczy albo z innego dużego miasta regionu. Pora na zmianę. O tym trzeba rozmawiać choćby z kolegami z Włocławka. Gdzie jest powiedziane, że radni z Włocławka muszą być już na zawsze sojusznikami radnych z Torunia?


Koalicja: wszyscy przeciwko Toruniowi?
Najpierw trzeba uzgodnić pewne rzeczy lokalnie, aby nie okazało się, że bydgoscy radni zaczną występować przeciwko sobie. To, że w Bydgoszczy jest tak, jak jest, nie zależy tylko od marszałka. Chciałbym, abyśmy swoją kreatywnością stwarzali „problemy” marszałkowi. Jeśli prezydent Bydgoszczy nie ma pomysłu na lotnisko, na przykład poprzez zainwestowanie tam dodatkowych pieniędzy czy wykupienie dodatkowych udziałów, to jest to na rękę marszałkowi. Musimy być ambitni, przebojowi i stawiać marszałka pod ścianą. Jeśli obecny prezydent Bydgoszczy jest mało kreatywny i mało oczekuje, to mało dostaje. Oczekujmy dużo, dostaniemy więcej.

Dla mieszkańców najważniejsze jest nie to, jak miasto wygląda, lecz zarobki i możliwości rozwoju. Pod względem zarobków jesteśmy na szarym końcu. Nasze uczelnie zamykają rankingi. Jak to zmienić?


Potrzebujemy gospodarza z prawdziwego zdarzenia, prezydenta przez duże „P”, a nie takiego, który myśli i działa jakby był na poziomie burmistrza czy wójta. Prezydent musi umieć dobrać sobie odpowiednich współpracowników, którzy będą wyzwalać kreatywność, a nie zastanawiać się, jak kopnąć w kostkę takiego czy innego lokalnego polityka, tylko po to, aby utrzymać się przy władzy. Trzeba odwagi i ambicji. Aktualnemu prezydentowi brakuje wszystkiego po trochu. Niskie zarobki to efekt tego, że brakuje nam w mieście potężnych inwestorów, bo nie jesteśmy w stanie ich przyciągnąć. Uczelnie z kolei zasługują na rzeczywiste wsparcie i nie chodzi tylko o przekazywanie budynków. Co do UKW, to mam wrażenie, że za poprzedniego rektora zostało przespanych kilka lat. Wcześniej, rektor Józef Kubik miał pomysł na uczelnię, ale zabrakło mu czasu. Mam nadzieję, że teraz rektor Jacek Woźny to nadrobi. Jest też kwestia współpracy między uczelniami. Jasne jest, że gdyby w mieście była jedna duża uczelnia, to na starcie byłaby silniejsza. Być może wtedy nikomu nie przyszłoby do głowy oddanie Akademii Medycznej Toruniowi.


Zostańmy przy tym temacie. Kwestia utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy jest już chyba przesądzona. Nie uda się utworzyć uczelni za pomocą ustawy, nad którą pracuje Sejm.
Myślę, że trochę nie fair potraktowano tych wszystkich, którzy się w tą akcję zaangażowali. Gdyby to było takie proste, jak mówił inicjator Zbigniew Pawłowicz, to nie byłoby konieczne zebranie 160 tysięcy podpisów. Wystarczyłoby, aby zebrał 15 podpisów posłów z PO, przeprowadził ustawę przez Sejm i PO miałaby ogromny sukces przed poprzednimi wyborami. Nie zrobił tego z prostego powodu. Było wiadomo, że w sensie prawnym jest to co najmniej wątpliwe, żeby nie powiedzieć niemożliwe i niekonstytucyjne. Bez zgody senatu UMK wszyscy mamy związane ręce. Oczywiście, będę głosował za tym projektem, ponieważ też marzę o tym, aby Collegium Medicum UMK stało się Uniwersytetem Medycznym w Bydgoszczy. Ale nawet jeśli posłowie przegłosują to odłączenie, to jak przyjdzie co do czego, Trybunał Konstytucyjny to uchyli. Uważam, że w tej chwili powinniśmy zabiegać o umocnienie struktur Collegium Medicum w Bydgoszczy. Dlatego walczę o duże środki na rozbudowę Szpitala Uniwersyteckiego im. Jana Biziela. Szanse są duże, ale ze szczegółami poczekajmy, aż zostaną podjęte decyzje.

Może więc dalsze wałkowanie w Sejmie tematu Uniwersytetu Medycznego – przynajmniej w tych realiach – Bydgoszczy zaszkodzi?
W pewnym sensie można to tak interpretować. Kilkakrotnie prowadziłem kuluarowe rozmowy z różnymi osobami z Torunia na temat polubownego rozstania CM z UMK. Miałem pomysł, aby UMK otworzył wydział lekarski, a Bydgoszcz utworzyła Uniwersytet Medyczny, a nawet lepiej – by przeprowadzić fuzję UKW, UTP i UM. Niektórych do tego pomysłu przekonałem, ale niestety UMK było stanowczo na nie. Dzięki tej zbiórce podpisów udało się jednak zjednoczyć bydgoszczan wokół jakiejś idei, a to zawsze trudno było uzyskać. Wcześniej nie potrafiliśmy tak silnie walczyć o swoje i pokazać Warszawie, że mamy problem, że ta dwustołeczność nie działa dobrze. Gdyby Urząd Marszałkowski nie generował napięć poprzez nierówne traktowanie Bydgoszczy i Torunia w dzieleniu pieniędzy europejskich, to takie inicjatywy nie odbijałyby się tak szerokim echem. Zbiórka podpisów nie była tylko głosem za samodzielnością CM, ale także za tym, aby Bydgoszcz była lepiej traktowana przez Urząd Marszałkowski w Toruniu.

Skoro jesteśmy przy Toruniu: co z drogą S-10? Połączenie Bydgoszczy z Toruniem nie jest dla rządu priorytetem.
Jestem spokojny o to, że ta droga powstanie w terminie. Poprzedni rząd z wiceministrem Pawłem Olszewskim zostawił za mało pieniędzy na rozpoczęcie procedury przetargowej i z tego powodu trzeba było podejść do tematu S-10 po raz wtóry. Wtedy do Bydgoszczy przyjechał wiceminister z rządu PiS i ogłosił, że pieniądze na ten cel się znalazły. Przecież gdyby budowa była zagrożona, to powiedziałby, że PO zostawiła za mało pieniędzy i zamknął sprawę. S-10 ma być zbudowana w oparciu o partnerstwo publiczno-prywatne. Minister zapewnia, że jeśli ten pomysł jednak się nie sprawdzi, to i tak pieniądze się znajdą. I podkreślę, że nasi poprzednicy mówili tylko o odcinku Bydgoszcz – Toruń, a w programie jest teraz także odcinek do Piły.

Oba odcinki znalazły się w programie budowy dróg do 2025 roku. Jest Pan pewien, że do tego czasu powstaną?
Nie powiem, że dam sobie za to uciąć rękę, jak to mówił poseł Olszewski, gdy obiecywał, że droga S–5 powstanie do roku 2012, ale w zapewnienia ministerstwa nie wątpię. Pytam regularnie w GDDKiA i w ministerstwie o postęp prac. Jestem pewien, że uda się także podpisać stosowne umowy, więc nawet jeśli zmieni się rząd, nikt z tej drogi nie będzie zawracał. Dopóki jednak rządzi PiS, to jestem przekonany, że ta droga będzie zbudowana terminowo.

Dopuszcza Pan możliwość, że władza PiS zakończy się już za 2 lata?
Wszystko jest w rękach wyborców. Z punktu widzenia bydgoszczanina ten rząd jest dobry, bo dostajemy z centrali naprawdę dużo. Gdyby nie wsparcie rządu – wbrew temu, co mówi prezydent Bruski – to nie byłoby dofinansowania dla budowy ulicy Kujawskiej, a także innych inwestycji: ulicy Grunwaldzkiej, Muzeum Okręgowego, Opery Nova. Prezydent słusznie chwali się nowym basenem Astorii, ale niech pamięta, że ta inwestycja dostała największe dofinansowanie spośród wszystkich inwestycji finansowanych w ramach tego programu. Mam wrażenie, że moją słabością, a także posłanki Kozaneckiej i posłów Króla, Schreibera i Kownackiego jest to, że nie potrafimy pochwalić się tym, że w takiej czy innej sprawie byliśmy kilkakrotnie w ministerstwie i coś wywalczyliśmy. Tak jak choćby w przypadku powołania Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy.

Pytam o przyszłość PiS, ponieważ widzę, że wielu wyborców Pana partii jest zdezorientowanych. Między prezydentem a ministrami – szczególnie Zbigniewem Ziobrą – widać duże napięcie. Czy prezydent Andrzej Duda zaskoczył Pana tym, że zawetował ustawy o reformie sądownictwa, które Pan de facto wcześniej poparł?
Na kilka godzin przed zawetowaniem tych dwóch ustaw mój polityczny nos mówił mi, że tak właśnie się stanie. Biorąc jednak pod uwagę ich rangę i stanowczość, z jaką prezydent powiedział im „nie”, to przyznam: tak, byłem nieco zaskoczony. Mam świadomość, że były jakieś problemy w komunikacji między Ministerstwem Sprawiedliwości a Pałacem Prezydenckim. Mam nadzieję, że to nie jest konflikt pomiędzy dwoma przyjaciółmi, których drogi pierwszy raz się rozeszły, kiedy Zbigniew Ziobro zakładał Solidarną Polskę, a Andrzej Duda nie poszedł za nim i został w Prawie i Sprawiedliwości. Cała ta sprawa pokazuje nam, że trzeba więcej rozmów i konsultacji. Gdyby tak się stało, pan prezydent nie miałby argumentów merytorycznych, aby wetować ustawy. O wszystkim by wcześniej wiedział. Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy w tak ważnej sprawie doszło do takiej różnicy zdań między rządem a prezydentem.

Zaczyna się głośno mówić o podziale PiS na dwie frakcje. Spekuluje się, że wokół prezydenta mogłaby się wyłonić nowa partia, do której weszliby członkowie PiS. Widzi Pan taką możliwość? To byłby dobry ruch?
Uważam, że to byłoby złe dla prawicy. Nie po to łączyliśmy się, często idąc na naprawdę trudne kompromisy z naszymi obecnymi koalicjantami, aby teraz się dzielić. Nie sądzę, aby do tego doszło. Nie odnajduję tego typu ambicji u pana prezydenta. Pan prezydent pokazał po prostu niektórym ministrom, że oczekuje rozmów i współpracy. Nie sądzę także, aby ktoś w PiS chciał prezydenta stawiać pod ścianą. Mam nadzieję, że do takiego podziału nie dojdzie. Doświadczenie liderów PiS i samego prezesa Kaczyńskiego jest tak duże, że jestem przekonany, że nie dopuszczą oni do takiej sytuacji.

Tomasz Latos – lekarz, specjalista radiolog. Od 1998 r. bydgoski radny, od 2005 r. poseł na Sejm RP z ramienia PiS, wiceprzewodniczący komisji zdrowia, prezes zarządu okręgu bydgoskiego PiS. Mąż i ojciec 4 dzieci, międzynarodowy mistrz brydża sportowego.

Wojciech Bielawa

Wojciech Bielawa Autor

Redaktor prowadzący