Wydarzenia 23 kwi 2017 | Wojciech Bielawa
Przewodniczący Rady Miasta: Pracujemy w oparach absurdu

Przewodniczący RM Zbigniew Sobociński (w środku). Na zdjęciu ze swoimi zastępcami: Lechem Zagłobą-Zyglerem (PO; z lewej) i Janem Szopińskim (SLD). / fot. Anna Kopeć

– Odpowiadam za ułożenie sesji i za jej porządek, ale jak mam to wyegzekwować, skoro pewna grupa radnych nie chce się dostosować? – pyta Zbigniew Sobociński, przewodniczący Rady Miasta.

Wojciech Bielawa: Ostatnią sesję Rada Miasta zapamiętamy na długo z uwagi na kilka niecodziennych scen. Pan w pewnym momencie zdjął łańcuch, położył go na stole i powiedział: „nie widzę dla siebie miejsca w tej Radzie”, po czym wyszedł z sali. To był akt bezsilności wobec tego, co działo się podczas obrad?

Zbigniew Sobociński: Nie, to nie był akt bezsilności. Wyszedłem, ponieważ poczułem, że pracujemy w oparach absurdu. Przyjmowaliśmy intencyjną uchwałę na temat pomocy rodzinie i sierot z Aleppo. Radni wiedzieli, że tak naprawdę nie do nich należy ta decyzja.

 

Rada Miasta nie ma kompetencji, aby podjąć decyzję o przyjęciu uchodźców. To sprawa dla rządu.

Tak, ale chcieliśmy pokazać, że jesteśmy gotowi pomóc. Polacy są znani z tego, że niosą pomoc wszystkim potrzebującym nacjom. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z centralnym przekazem partii rządzącej. To stąd u radnych PiS taki dziki upór. Dziwi mnie, że nie idą za głosem Episkopatu Polski, głosem biskupa Jana Tyrawy. Wyszedłem z obrad, bo doszliśmy do ściany. Nie można przecież dyskutować, czy komuś należy pomóc, czy nie, tylko to zrobić. Wróciłem na salę po chwili, przeprosiłem radnych i bydgoszczan.

 

Pan wnioskował, aby na temat przyjęcia uchodźców nie debatować, tylko przejść od razu do głosowania. Radni lubią jednak takie sprawy. Coraz bardziej zaczyna ich absorbować wielka polityka i chcą ją uprawiać na sali sesyjnej. Dla nich to bardziej interesujące od lokalnych spraw. Konflikty polityczne przenoszą się na samorząd.

Tak nie jest. Rada ciężko pracuje i zajmuje się przede wszystkim sprawami lokalnymi. Podjęliśmy w tej kadencji ponad 900 uchwał, z czego tych o charakterze politycznym było raptem kilka. W przeszłości żadna rada nigdy nie była wolna od polityki. Zawsze były podziały. To nic nadzwyczajnego. Razi mnie jednak, kiedy z prostych, ludzkich tematów robi się bicie piany. Prawdą jest, że przewodzenie tej radzie przypadło mi w trudnym dla kraju momencie pęknięcia politycznego. Radni łamią regulamin, wychodzą na mównicę, aby zaistnieć. A publiczne media – TVP Bydgoszcz pokazują tylko wersję PiS. Kiedy radny Rafał Piasecki obrzucił mnie na wizji błotem, nawet nikt mnie nie spytał, co sądzę na ten temat.

 

Skoro już mówimy o obrzucaniu błotem, to wróćmy do tego, co zrobił na ostatniej sesji radny Bogdan Dzakanowski. Złoży Pan przeciwko niemu pozew?

Dzięki” niemu na cały kraj poszedł przekaz, że prezydent i przewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy zostali przebadani alkomatem. Padło podejrzenie, że byliśmy pijani. To uderzenie we mnie jako w człowieka, lekarza, radnego. Nie wiem, skąd radny Dzakanowski ma taką cudowną łatwość oskarżania, pomawiania, przeszkadzania i przerywania. Wzywając policję, przeszedł sam siebie. To nie ujdzie mu płazem. Nadszarpnął wizerunek całej Rady Miasta. Mówił nie tylko o alkoholu, ale też o środkach psychoaktywnych: kokainie, marihuanie. Widać, musiał coś wywąchać. Niech sobie odpowie sam, skąd nabrał takiej eksperckiej wiedzy w tym temacie. Kroki prawne w tej sprawie będą podejmowane. Ja osobiście się nie poniżę, aby chodzić po sądach cywilnych i przez kilka lat czekać na wyrok. Wiem, że policja wszczęła dochodzenia w sprawie nieuzasadnionego wezwania patrolu.

 

Kto odpowiada za to, że na sesji łamany jest regulamin, a radni pokrzykują i przerywają sobie wypowiedzi? Pan jest za mało stanowczy, czy regulamin nie daje Panu odpowiednich uprawnień?

Żeby był porządek na sali, musiałbym chyba zachowywać się jak marszałek Kuchciński, ale ja nie jestem z PiS-u. Jestem człowiekiem, który stara się zrozumieć innych. Odpowiadam za ułożenie sesji i za jej porządek, ale proszę mi powiedzieć, jak miałbym to wyegzekwować, skoro jest grupa radnych, która nie chce się dostosować.

 

Może trzeba zmienić regulamin? Aktualnie radni mają nieograniczony czas na wystąpienia, blokują mównicę na 20 minut, zabierają głos ad vocem w momencie, kiedy nie mają do tego prawa. I w przeciwieństwie do posłów, nie można ich wykluczyć z obrad.

Zmiana regulaminu jest skomplikowana, musi ją zatwierdzić MSWiA, a następnie premier RP. Takie zmiany w regulaminie trzeba wprowadzić, ale gdy to proponowałem, poprzedni szef klubu radnych PiS Marek Gralik powiedział, że nie widzi takiej potrzeby. A bez tej woli trudno coś zmienić.

 

Jest Pan dość stanowczy w uciszaniu radnych opozycji, ale klubowego kolegi Mateusza Zwolaka już nie. Podczas ostatniej sesji kilkadziesiąt razy odzywał się niepytany.

Myli się Pan. Zawszę mówię: proszę o ciszę, proszę o spokój. Radny Zwolak nie zwracał się do mnie, nie prosił o głos. Czasem wchodzi w niepotrzebne dyskusje z radnymi z innych ugrupowań, np. Bogdanem Dzakanowskim, ale nie przeszkadza w prowadzeniu obrad.

 

Ma Pan nadzieję, że po świętach sytuacja na sali obrad ulegnie zmianie?

To pytanie proszę zadać radnym, którzy dezorganizują przebieg sesji. Wiem, że muszę dopracować to do końca kadencji. Zobaczymy, jak długo ona potrwa, co przygotują nam rządzący.

Wojciech Bielawa

Wojciech Bielawa Autor

Redaktor prowadzący