Historia 22 paź 2017 | Magdalena Liczkowska
Trzeba mówić prawdę, nie budząc nienawiści

Sebastian Bartkowski (na zdjęciu za kamerą) w czasie kręcenia „Królików z Ravensbrück” /fot. archiwum prywatne

– Chętnie sięgam do dziejów regionalnych i to dzieciaki bardzo pociąga. Ojczyzna i patriotyzm zaczynają się na podwórku, a nie w starożytnym Babilonie – mówi Sebastian Bartkowski. Jego lekcje historii w Unisławiu wyglądają zupełnie inaczej niż w większości szkół.

Magdalena Liczkowska: Nie znam innego nauczyciela historii, który przebierałby uczniów w pasiaki i kręcił z nimi filmy o obozach koncentracyjnych.


Sebastian Bartkowski: Ostatnio zajmujemy się trudną tematyką niemieckich zbrodni, jakie miały miejsce jesienią 1939 roku. Próbujemy stworzyć serię filmów dokumentalnych o Zbrodni Pomorskiej, której skala była ogromna, a która jest zupełnie marginalizowana w dyskursie ogólnopolskim. Jej krótki czas i duża liczba ofiar sprawiają, że powinna zostać zapamiętana. O Wołyniu wie każdy, o Katyniu też, natomiast o Zbrodni Pomorskiej, którą można nazwać sąsiedzką, nie wie prawie nikt! A mówimy tu o trzech miesiącach w 1939 roku, kiedy to Niemcy mieszkający na Pomorzu wymordowali ponad 40 tysięcy ludzi. To bardzo trudna tematyka. Aktorami są m.in. młodzi ludzie, a to wcielanie się w role nie jest łatwe, dlatego trzeba ich najpierw odpowiednio przygotować – mimo że nie są to dzieci, a licealiści. Zawsze przy tym przyświeca mi taka dewiza, że trzeba mówić prawdę, nie budząc nienawiści.

Co jeszcze robi Pan ze swoimi uczniami?
Pracujemy nad trzema dokumentami i jednym fabularyzowanym dokumentem o niezwykle ciekawej historii relikwiarza elbląskiego, który dzięki nieprawdopodobnemu zbiegowi okoliczności znalazł się w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Na ten film pozyskaliśmy 40 tysięcy zł dotacji z Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży, w efekcie czego będziemy mogli nagrywać w Gdańsku, Malborku, pod Grunwaldem, w Krakowie i w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Będziemy też przy tej okazji współpracowali z Uniwersytetem Jagiellońskim. To niesamowita sprawa, a dla wielu z tych młodych ludzi niekiedy również przygoda życia.

Takie produkcje wymagają zaangażowania wielu osób. Kto oprócz młodzieży przy nich pomaga?


Unisławskie Towarzystwo Historyczne i Unisławski Instytut Filmowy, dzięki którym powstają filmy, nie opierają się tylko na pracy z młodzieżą, ale – co dla mnie bardzo ważne – funkcjonują także dzięki ludziom dobrej woli, którzy są skupieni wokół tego, co robimy. To osoby pochodzące nie tylko z miejscowości, w których działamy, ale także z miast i wsi, w których realizowaliśmy swoje produkcje. Wspaniale, że ci ludzie zarażają się pasją tak bardzo, że później współpracują z nami także przy innych filmach. Nieocenionym wsparciem jest też rodzina, przede wszystkim moja żona. Nie sposób także pominąć zawsze gotowych do współpracy członków Unisławskiego Towarzystwa Artystycznego z Mariuszem Bartkowskim na czele, Małgorzaty Zubek (Stowarzyszenie Nowa Para Butów – Inowrocław), Hanny Paszkiewicz (Dźwiękowe Archiwum Kcyni), Magdaleny Pikory (Stowarzyszenie Równe Szanse – Złotniki Kujawskie) i wielu osób i instytucji naukowych, tj. IPN-u, Muzeum Stutthof czy Muzeum Historii Polski w Warszawie.

W produkcjach występują także świadkowie historycznych wydarzeń.


To jest podstawa. Konwencja filmu zakłada, że wykorzystujemy w nim źródła archiwalne, opinie historyków, a przede wszystkim wspomnienia świadków. Niestety, jest ich coraz mniej, dlatego wszystko robimy w przyspieszonym tempie i kręcimy kilka filmów naraz. Nie dalej jak kilka dni temu zmarł jeden z naszych świadków, Alojzy Isbaner, którego na szczęście zdążyliśmy nagrać. Miał 94 lata.

Jak zarazić młodzież pasją do historii?


To bardzo proste – zarazić mogą tylko ci, którzy sami są zarażeni. Wydaje mi się, że to jest klucz. Jeżeli młody człowiek poczuje, że ten, kto go uczy danej materii, sam ma pasję, to nietrudno o zarażenie.

Skąd w takim razie wzięła się ta pasja u Pana?


Wszystko ewoluowało. Historia sama w sobie pasjonowała mnie od zawsze, jednak pasja rozwijała się poprzez studia i moją pracę. Gdy już „wylądowałem” w szkolnictwie, nie bawiło mnie samo uczenie, dlatego zainteresowałem się nauczaniem historii przez rozmaite projekty, które wówczas dopiero w Polsce raczkowały. To było ok. 20 lat temu i dzięki pozyskiwaniu pieniędzy z różnych fundacji realizowaliśmy nasze najrozmaitsze pomysły, tj. nagrywanie filmów, reprinty starych kronik, wydawanie periodyku „Unisławskie Zeszyty Historyczne”, w których pisali dla nas różni ludzie – nauczyciele, księża, a także młodzież.

Co zmieniłby Pan w polskich szkołach, aby stały się bardziej przyjazne uczniom, a nauka w nich była efektywniejsza?


Wiele. Przede wszystkim zlikwidowałbym ocenianie w aktualnej formie. Zlikwidowałbym także prace domowe, co całkowicie zrewolucjonizowałoby polską szkołę. To jakiś absurd, że młodzież siedzi czasem po siedem – osiem godzin w szkole i jeszcze wielu zadaje im prace domowe na następny dzień – obłęd! Jak szukać pasji w tych młodych ludziach, gdy po tylu godzinach pracy są najzwyczajniej w świecie zmęczeni? Wprowadziłbym też na wzór amerykański możliwość wyboru przedmiotów, aby każdy mógł uczyć się tego, co lubi. I jeszcze odchudziłbym programy o połowę.

Nauczyciele też powinni coś zmienić w sposobie nauczania?


To sprawa indywidualnego podejścia. Sztywna forma, z którą często mamy do czynienia, zawsze będzie więzieniem. Jeżeli ktoś jest sztampowy i uważa realizację programu za najważniejszy cel swej dydaktycznej misji, to nie ma o czym rozmawiać.

Pańskie metody nauczania nie są standardowe. Stawia Pan także na historię regionalną.


Bezsensowne jest skupianie się w polskiej szkole na zagadnieniach – w moim przekonaniu – zupełnie niepotrzebnych. Absolutnie należałoby okroić wiele zagadnień z historii starożytnego Wschodu i tym podobnych. Chętnie sięgam do dziejów regionalnych i to jest to, co dzieciaki pociąga, bo bezpośrednio ich dotyczy. To są ich korzenie. I naprawdę ojczyzna i patriotyzm zaczynają się na podwórku, a nie w starożytnym Babilonie.

Gdzie można zobaczyć produkcje nakręcone przez Unisławski Instytut Filmowy?


Film „Makabryczna noc” jest dostępny na YouTube, reszta publikacji to wydania płytowe, ale filmy można oglądać także na rozmaitych pokazach. Wszystkie nasze produkcje opierają się na rekonstrukcji wydarzeń, np. „Króliki z Ravensbrück” są obrazem, przy realizacji którego przejechaliśmy całą Polskę, aby wyszukać wszystkie kobiety, które przeżyły operacje pseudomedyczne w obozie. Całe szczęście, że nagraliśmy ich wspomnienia, bo nasz film to jedyna produkcja, która gruntownie o tym opowiada. Dziś żyje już tylko jedna z tych kobiet.  

Filmy to niejedyny niestandardowy sposób na przybliżenie historii regionu i kraju. Organizuje Pan także rajdy samochodowe.


„Piękna Nasz Polska Cała – PNPC” to rajdy dla każdego. Jest to nie tylko turystyka kulturowa, ale inicjatywa, by przekazać uczestnikom jak najwięcej konkretnej wiedzy. Poznajemy tajemnice architektury, losy niezwykłych ludzi związanych z odwiedzanymi miejscami i tym podobne. Sam przygotowuję materiały, różne plany tras czy karty pracy.

Jak często entuzjaści historii wyruszają wspólnie w Polskę?


3–4 razy w roku. W tym roku – oprócz rajdów lokalnych – udało się nam wyjechać na Dolny Śląsk. Jest duże zainteresowanie, bo w ten sposób poznajemy nie tylko region, ale też inne obszary Polski. Zbiera się ekipa ludzi, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej o historii i mimo takiej zabawowej formy, efekty są piorunujące. Grupa, która z nami jeździ, posiada taką wiedzę, że jestem zdumiony. Ludzie, którzy nie mieli z historią nic wspólnego, teraz zaczynają wiele widzieć i rozumieć. Odwiedzamy różne miejsca, nie tylko miejscowości większe czy mniejsze, ale także cmentarze, poznajemy obiekty sakralne, np. żydowskie – wszystko, co jest ciekawe. Wystarczy pojeździć po regionie, poznać Bydgoszcz i okolice, aby odkryć zadziwiające rzeczy.

Czy przy takiej aktywności zawodowej ma Pan jeszcze czas na wypoczynek?


Żeby było mało, to jeszcze śpiewam w chórze (śmiech). To chór unisławski Skont-tin-nont – koncertujący w kraju i za granicą (ostatnio we Lwowie). Mam taką możliwość, gdyż mój brat jest dyrygentem tego zespołu. Jest to może nie odreagowanie, ale wejście w inną materię niż ta, z którą mam do czynienia na co dzień. Obcowanie ze sztuką „wysoką” jest dla mnie po prostu miłe. l

Sebastian Bartkowski – historyk, członek Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa IPN w Gdańsku, nauczyciel w Zespole Szkół w Unisławiu, założyciel Unisławskiego Towarzystwa Historycznego i Unisławskiego Instytutu Filmowego, organizator rajdów historycznych „Piękna Nasz Polska Cała – PNPC”.

Magdalena Liczkowska

Magdalena Liczkowska Autor

Redaktor/PR