Kultura 23 lip 2017 | Magdalena Liczkowska
Rzeźba uczy cierpliwości

Janusz May tworzy dzieła zarówno sakralne, jak i świeckie/ fot. Anna Kopeć

Jego rzeźby można znaleźć na całym świecie, od Stanów Zjednoczonych po RPA i Australię. Tworzy zarówno dzieła sakralne, jak i świeckie. Janusz May – samouk, który z rzeźbiarstwa uczynił sposób na życie, teraz przekazuje swoją wiedzę młodemu pokoleniu artystów.

Janusz May rzeźbą zainteresował się przez przypadek. Jako młody nauczyciel fizyki, wracając z pracy do domu, zauważył w jednej z witryn sklepowych niewielką rzeźbę. – Pomyślałem wtedy, że sam potrafiłbym taką zrobić – opowiada mieszkający na bydgoskim osiedlu Leśnym artysta. I zabrał się do pracy. Pierwsze dzieło wyrzeźbił... scyzorykiem. – Nie miałem jeszcze wtedy dłut, dlatego męczyłem się z tą figurką chyba miesiąc. Dopiero później zacząłem kompletować wszystkie niezbędne narzędzia i usprawniać sobie pracę – wspomina Janusz May, pokazując pamiątkową księgę z wycinkami z gazet. Wycinków jest sporo, bo i sporo było konkursów, które artysta wygrywał. Począwszy od lat 80. – w pierwszym konkursie, w którym brał udział, otrzymał wyróżnienie, w kolejnym zajął drugie miejsce, w następnych czekały już na niego laury zwycięzcy i nagrody specjalne. – Przyczyniło się do tego Muzeum Ludowe w Chojnicach, w którym, gdy jeszcze pracowałem jako nauczyciel w Czersku, odbywało się najwięcej moich wystaw – nie kryje dumy artysta. W imponującej księdze rzeźbiarza znajdują się nie tylko wycinki z gazet bydgoskich, ale także z ogólnopolskich czasopism, np. z „Przyjaciółki”.

Artyści chętnie zaglądali na Dworcową

Przełomem w twórczości artysty okazał się 1986 rok, w którym otworzył własną pracownię przy ul. Dworcowej, niedaleko hotelu Brda. – Nazywało się to zakładem snycerskim i związane było z prawnymi wymogami, które musiałem wówczas spełnić, by prowadzić taką działalność. Nakazano mi zdać wszystkie niezbędne egzaminy i uzyskać certyfikaty, które potwierdzały moje umiejętności – mówi Janusz May. To, że pracownię otworzył właśnie tu,przyczyniło się do tego, że jego rzeźby znajdują się u prywatnych kolekcjonerów na całym świecie, ale także u znanych polskich artystów, których wpisy podziwiamy w księdze pamiątkowej. – Znani ludzie przychodzili tutaj głównie z tego względu, że odwiedzając Bydgoszczy, zatrzymywali się w pobliskim hotelu Brda. Pewnego dnia do mojej pracowni zaszedł Olgierd Łukaszewicz, któremu spodobała się znajdująca wówczas na wystawie rzeźba przedstawiająca św. Antoniego z Padwy. Artysta powiedział, że niestety nie ma przy sobie gotówki, ale wróci do mnie później, aby kupić tę rzeźbę. Faktycznie wrócił, nawet cenę mu opuściłem – śmieje się Janusz May. – Ale w zamian poprosiłem, żeby wpisał się do mojej księgi pamiątkowej.

Historia z Olgierdem Łukaszewiczem miała swój ciąg dalszy wiele lat później. – Jakieś trzy lata temu odbierałem pana Olgierda z dworca – aktor miał być jurorem w konkursie organizowanym przez Soleckie Centrum Kultury, w którym obecnie pracuję. Zabrałem ze sobą nawet księgę z wpisem sprzed lat, aby przypomnieć się panu Olgierdowi. Gdy pokazałem mu księgę, był zaskoczony i bardzo się ucieszył. Dowiedziałem się też, że rzeźba wciąż stoi w jego domu, w specjalnym kąciku przeznaczonym do modlitwy.

Święta Rodzina i... trzy diabły

Pracownię na Dworcowej odwiedzali klienci z całego świata. Z wieloma z nich łączą się historie, które Janusz May z chęcią przywołuje. – Wyrzeźbiłem kiedyś trzy diabły i postawiłem w pracowni. Myślałem, że ta rzeźba nigdy się nie sprzeda – w końcu kto chciałby mieć takie trzy diabły w domu – śmieje się artysta. – Co ciekawe, nie stały długo. Wkrótce kupił je mieszkający na co dzień w australijskiej Tasmanii Polak, który przyjechał odwiedzić ojczyznę. Zobaczył diabły i stwierdził, że gdzie jak gdzie, ale w Tasmanii będzie im dobrze.

Z jakiego dzieła artysta jest najbardziej dumny? Jak mówi, trudno wybrać jedno, bo przez lata zajmowania się zarówno rzeźbą świecką, jak i sakralną, ważnych dla niego rzeźb powstało wiele. Jego dzieła można podziwiać m.in. w kilku bydgoskich kościołach, np. w parafii pw. Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel na Miedzyniu czy w parafii pw. świętego Mateusza w Fordonie. Wiele rzeźb miało dla niego wartość sentymentalną, ale jedną artysta wspomina szczególnie. – Kiedyś do mojej pracowni zajrzał polski ksiądz, który przyjechał do Bydgoszczy z Kanady, z Ottawy. A ja akurat skończyłem figurę przedstawiającą ucieczkę Świętej Rodziny z Jerozolimy. To była trudna technicznie rzeźba, a ja długo wahałem się, czy w ogóle ją sprzedawać. Ksiądz przekonał mnie, kiedy powiedział, że rzeźba nie będzie tylko dla niego, ale stanie w polskim kościele w Ottawie. Ujął mnie tym i Święta Rodzina pojechała z nim do Kanady – mówi rzeźbiarz.

Każdy może odkryć tajniki rzeźby

Rzeźby sakralne to tylko część dorobku Janusza Maya. Tworzy on także sceny rodzajowe, dzieła inspirowane literaturą (np. „Panem Tadeuszem”) czy rzeźby plenerowe, jak np. kilkumetrowy Piast Kołodziej w Kruszwicy. Artysta jest także twórcą imponujących rzeźb w Przyłubiu nieopodal Solca Kujawskiego. Dzieła te przedstawiają znane postaci ze świata filmu – Alfreda Hitchcocka, Charliego Chaplina, a także Zbyszka Cybulskiego w charakterystycznej pozie znanej z filmu „Salto”. – To bardzo duże rzeźby, dlatego ich tworzenie jest fizycznie wymagające. Rzeźbi się je „na leżąco”, dlatego dopiero po ich podniesieniu widać ostateczny efekt – tłumaczy artysta.

Janusz May rozpoczął swoją zawodową drogę od nauczania innych i do nauczania powrócił. Od kilkunastu lat prowadzi pracownię rzeźby w Soleckim Centrum Kultury. Pod jego okiem, tajniki tej dziedziny sztuki poznają uczniowie w różnym wieku. – Mój najmłodszy uczeń ma 11 lat, najstarszy 70. Bardzo cieszy mnie to, że niektórzy przychodzą tutaj od lat. Mam kilka uczennic, które rzeźbiły u mnie jako młode dziewczyny, potem powychodziły za mąż, zostały matkami i powróciły, żeby dalej realizować swoją pasję, znaleźć tu chwilę dla siebie. – mówi Janusz May. – Przychodzą też osoby niepełnosprawne, które spełniają się w tym, co robią, zyskują coś dzięki rzeźbie. Patrzę również na rodziców, cieszących się z sukcesów swoich pociech. Widzę, że chcą oni, aby ich dzieci znalazły tu coś, czego nie może dać im Internet i życie w sieci – opowiada rzeźbiarz.

Cierpliwość to cecha, którą muszą w sobie ćwiczyć wszyscy adepci sztuki rzeźbiarstwa. – Dzieci, które chodzą na zajęcia plastyczne, z reguły widzą efekt swojej pracy od razu po zajęciach, w ciągu godziny czy dwóch od rozpoczęcia pracy. Tutaj jest inaczej. Moje dzieciaki na efekty muszą czekać nierzadko 4–5 miesięcy, bo tyle trwa wykonanie rzeźby, jeżeli przychodzi się na warsztaty raz w tygodniu i spędza się na pracy 1,5 godziny. Cierpliwość jest tu najważniejsza – podsumowuje artysta.

Janusz May – rzeźbiarz, od wielu lat mieszkający w Bydgoszczy. Wystawy jego prac odbywały się m. in. w niemieckim Boizenburgu oraz w Thun w Szwajcarii. Obecnie prowadzi warsztaty rzeźbiarskie w Soleckim Centrum Kultury.

Magdalena Liczkowska

Magdalena Liczkowska Autor

Redaktor/PR