Wydarzenia 18 mar 2017 | Bogusław Wysocki
Magda buduje szkołę w Kenii

Magda Szrejder i dzieci z Kenii

Szkołę podstawową z internatem buduje w Kenii fundacja „Mogę się uczyć”, założona przez bydgoszczankę Magdę Szrejder. W szkole kształci się już ponad 200 afrykańskich dzieci.

Magda Szrejder to rodowita bydgoszczanka i jak sama mówi „bydgoska patriotka”. Mieszka na Jarach. Na wieczorny spacer latem najczęściej wybiera park Kazimierza Wielkiego z fontanną „Potop” i okolice wzdłuż Kanału Bydgoskiego. Zapalona rowerzystka. Tak mogłaby wyglądać jej charakterystyka, pasująca pewnie jeszcze do niejednej, innej bydgoszczanki. Ale jest jeszcze Coś Wielkiego, co Magdę z tłumu wyróżnia – ogromne uwielbienie Afryki, które nie zamknęło się w emocjach i podróżach, a zamieniło w konkretne działanie i pomoc wielu ludziom.  
W styczniu 2012 r. dzięki zaangażowaniu bydgoszczanki, a także pomocy rodziny, przyjaciół i znajomych, naukę w wiejskiej szkole podstawowej, w pobliżu miasteczka Kajiado na południe od równika, rozpoczęło 49 afrykańskich dzieci. Zaczęło się skromnie od trzech klas zbudowanych z blachy falistej, a teraz są już murowane budynki, pokoje dla nauczycieli, prąd pozyskiwany z paneli słonecznych, sprzęt elektroniczny i informatyczny, a obecnie trwa budowa internatu, w którym zamieszka prawie 100 uczniów.

Wspaniali Masajowie
– Na początku liceum wpadła mi w ręce książka Ady Wińczy „Wspaniali Masajowie” – gdy Magda zaczyna snuć opowieść o swojej pasji i działalności, bije od niej energia, zaraża optymizmem i chęcią do działania. Siedzimy przy herbacie w pokoju redakcyjnym „Tygodnika Bydgoskiego”. – To było pod koniec lat 90. - wspomina.
Żywo gestykulując, przyznaje, że zafascynowała ją kultura Masajów oparta na wzajemnych relacjach, które pozwalają w biedzie i codziennych trudnościach wspierać się, by przetrwać.
- My byliśmy wtedy karmieni wizją dzieci z wydętymi brzuszkami – wspomina.
Postanowiła, że po studiach za pierwsze zarobione pieniądze pojedzie do Kenii. Zanim jednak do tego doszło, skończyła IV LO na bydgoskim Błoniu i studia informatyczne w Szczecinie. Przez cały okres nauki marzyła jednak o Afryce.
– Znajomi informatycy mówili, że jestem pokręcona – śmieje się. Choć rodzina i przyjaciele pukali się w czoło i studzili jej zapał, w końcu razem z przyjaciółką pojechały do Kenii, jako wolontariuszki.
– To był krótki, trzytygodniowy pobyt – wzdycha. – Pomagałyśmy w szkole podstawowej. Ja w klasie czwartej w zajęciach z matematyki i trochę w lekcjach WF-u. Były też wycieczki, safari, przygody. Szef wioski, którego struś przychodził na zawołanie, jak domowe zwierzątko. Ukąszenie skorpiona i świadomość, że szpital daleko. Potem powrót. I szok! – Magda rozkłada ręce. – Zobaczyłam tę biedę. Okazało się, że wyjazd nie był wakacjami. Ja wracam do Polski, gdzie mam wszystko, a oni tam zostali. Nie zniknęli przecież.

Powrót do Kenii
– Po powrocie tłumaczyłam wielokrotnie, jak krzywdzący jest obraz Afryki, jaki znamy – oczy Magdy ponownie dziarsko błyszczą. – Opowiadałam, jak ludzie są tam ambitni, kreatywni, jak bardzo chcą się kształcić. Jak dużo wyrzeczeń trzeba, by kupić mundurek do szkoły. Jacy są uprzejmi, troskliwi, weseli, choć borykają się codziennie z wyzwaniem, co do garnka włożyć, żeby nakarmić dzieci.
W rozmowach z przyjaciółmi Magda podkreślała, że można znaleźć też cechy łączące nas z Masajami. – Mało kto wie, że jedzą placki ziemniaczane, podobne do naszych – śmieje się. – Są ludem pasterskim, więc tradycyjnie lubią mleko i mięso. Poza tym większość Masajów to chrześcijanie, choć wielu różnych odłamów.
Przy cały swoim zachwycie Magda zauważa też ciemną stronę masajskiej kultury, którym jest obrzezanie dziewczynek. – Uważam, to za złe, ale nie jeżdżę tam, żeby komukolwiek mówić co jest dobre, a co złe – podkreśla stanowczo. I dodaje: – To bardzo złożony problem. Prowadzi się rozmowy z rodzicami, starszyzną, ale także z młodymi chłopcami, by zmienić pogląd jakoby nieobrzezana dziewczyna nie była godna wyjścia za mąż. W Kenii są zajęcia dla skautów, oddzielnie dla chłopców i dla dziewczynek. Na tych zajęciach dziewczynki dowiadują się jak zakładać podpaskę, słyszą, że są inne od chłopców, że ich części intymnych nikt nie powinien dotykać.
Magda utrzymywała ścisły kontakt z koordynatorką wolontariatu w Kenii, Phillipą Kobaai, emerytowaną nauczycielką, która prowadziła organizację „Osimlai”, zajmującą się między innymi zbiórką pieniędzy na wyżywienie dla dziewczynek w internacie.
– Zrobiłam dla nich stronę internetową – opowiada. – Phillipa znalazła dla mnie pracę w domu dziecka w Kajiado. W 2011 r. wyjechałam ponownie.

„Olmaoi” znaczy bliski przyjaciel
Akurat wtedy Phillipa zaangażowała się w budowę wiejskiej szkoły w pobliżu miasteczka Kajiado. W Kenii są trzy typy szkół – państwowe, społeczne i prywatne. – Nasza została wpisana na ministerialną listę szkół społecznych – opowiada Magda.
Brat Phillipy ofiarował kawałek ziemi. Ona sama sprzedała cztery krowy, bo ze środków organizacji starczyło na niewiele. W efekcie udało się zbudować trzy klasy z blachy falistej, ale okazało się, że na uruchomienie regularnego nauczania nie ma wystarczających funduszy.
– Zaproponowałam, że mogę pomóc i zebrać pieniądze w Polsce. Potrzeba było 12 zł na dziecko na płace dla nauczycieli – wylicza Magda. – Rodzice z wioski zgodzili się, podjęli obowiązek. Musieli kupić buty i plecaki. My jeszcze mundurki, bo to duży koszt. Dorzuciła się moja rodzina i znajomi. Szkoła zaczęła działać.
W marcu 2012 r. powstał komitet, który legalnie zaczął zbierać pieniądze. Na początku były kwesty na spotkaniach podróżników. Puszka w sklepie u znajomego Magdy. Grono darczyńców zaczęło się powiększać, aż w końcu zrodził się nowy pomysł.
– Jesienią 2013 r. wdrożyliśmy pierwszy projekt celowy, dzięki któremu znaleźliśmy wsparcie indywidualne dla każdego z naszych podopiecznych. „Olmaoi” w języku Maa znaczy „bliski przyjaciel” – tłumaczy Magda. – Wspierały nas różne osoby. Takie, dla których 30 zł to było nic, ale byli też darczyńcy, którzy musieli wykrawać te 30 zł ze swojego budżetu i byli z tego powodu szczęśliwi. I dziewczynka, która postanowiła przeznaczyć pieniążki ze swoich urodzin, a potem wspólnie z tatą wspierała jedną uczennicę.

Polak potrafi
Z każdym dniem rósł krąg zainteresowanych inicjatywą Magdy i samą Kenią. Pojawiły się zaproszenia na spotkania podróżników, a także do szkół. Mogła na nich opowiadać o swojej życiowej pasji i umiłowanych Masajach. O kulinariach – bo to nie tylko placki ziemniaczane, ale również fasola czy mąka Ugali z białej kukurydzy, z której robi się coś na podobieństwo kaszki mannej, tylko że z wodą. Poza tym dieta Masajów jest uboga w cukry, więc uwielbiają słodkie napoje gazowane. – W ogóle nie mają małych łyżeczek, tylko duże i nimi odmierzają cukier do herbaty – śmieje się Magda. – Sama po każdym powrocie z Kenii mam wilczy apetyt na słodycze.
Przełomowa dla działalności Magdy okazała się akcja na portalu publicznych zbiórek polakpotrafi.pl. Założyła, że chce zebrać 3300 zł. Szczodrość internautów przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Licznik kręcił się jak szalony i nabił ponad 19 tys. zł. Drugie tyle wpłynęło na konto komitetu „Mogę się uczyć”.
– Z tej zbiórki wybudowaliśmy pięć pokoi dla nauczycieli. Zdarzało się, że z powodu braku transportu, albo po deszczu, nauczyciele nie mogli dojechać do szkoły. Od tej pory mogą być na miejscu – opowiada.
Szkoła systematycznie się rozrasta. Dochodzą nowe roczniki, ale co roku dołączają też dzieci z innych placówek. W Kenii naukę prowadzi się w języku angielskim. Brak jego znajomości jest barierą i opóźnia start w edukację. – U nas kładziemy nacisk na bardzo wczesną naukę języka – Magda tak tłumaczy popularność swojej szkoły.
Kolejne zakupy to też pierwsza drukarka i pierwszy panel słoneczny, czyli własna energia elektryczna. Od tej pory można już drukować notatki i powielać materiały dla uczniów.
Gdy na koncie komitetu zaczęło pojawiać się coraz więcej pieniędzy, Magda postanowiła założyć fundację.

Nowe inicjatywy fundacji
Bydgoska Fundacja „Mogę się uczyć” obchodzi właśnie drugą rocznicę wpisania do rejestru sądowego, a jej rozwój pozwolił na wdrażanie nowych inicjatyw.
– Matki naszych podopiecznych z Kenii robią biżuterię dla wspierających – Magda prezentuje mi kolorowy naszyjnik „Imaragieti”. – Każdy kolor ma znaczenie. Czerwony to krew krów, która pojawia się przy różnych okazjach i oznacza jedność. Niebieski to niebo, z którego pada deszcz i daje życie. Pomarańczowy to gościnność, bo w tykwie takiego koloru podaje się mleko gościom. Żółtego koloru są skóry na gościnnych łożach. Biały jak mleko symbolizuje czystość. A czarny to ludzie i ich codzienne problemy, które są częścią każdego – tłumaczy.
Fundacja kupiła też maszynę do szycia, więc matki dzieci nauczyły się samodzielnie wykonywać mundurki. Z kolei wspierających ich Polaków szyją torby z kenijskich materiałów.
– Chciałabym w przyszłości stworzyć wspólny polsko-kenijski sklep z pamiątkami – zapowiada Magda.
Ale na razie zajmuje ją przede wszystkim budowa internatu.
– O! Dostałam zdjęcie. Stawiają dach – Magda pokazuje ekran telefonu, na którym wyraźnie widać pierwszą krokiew więźby dachowej na szczycie murowanego budynku. – W internacie docelowo ma zamieszkać 100 dzieci. Teraz dziewczynki śpią w domu dyrektorki, a chłopcy pokotem w zaadaptowanej klasie.
Do wyposażenia internatu potrzeba jeszcze ponad 40 piętrowych łóżek. Koszt jednego to 220 zł.

Pomóż dzieciom z Kenii
Fundacja „Mogę się uczyć” działa przy ul. Nasypowej 51 w Bydgoszczy. Ze szczegółami prowadzonych przez nią projektów można zapoznać się na stronie  www.mogesieuczyc.pl. Znajdują się tam też fotografie wszystkich podopiecznych i tych, którzy na wsparcie oczekują. Każdy, kto chciałby pomóc, może wpłacać pieniądze na konto: 43 1750 0012 0000 0000 3331 0487.

 

Bogusław Wysocki Autor

Bogusław Wysocki