Felietony 24 lut 2020 | Krzysztof Drozdowski
Czy po kolejnym bydgoskim symbolu pozostanie jedynie wspomnienie? [Miasto Skarbów]

Pierwszy szok już minął. Już wiemy, że piekarnia-cukiernia Bigońskich przestanie istnieć. Już wiemy, że kolejny bydgoski skarb przejdzie do lamusa. W dobie hurtowo wytwarzanego i odmrażanego pieczywa wydaje się, że to naturalna kolej rzeczy. Czy aby na pewno tak musi być?

W 1924 roku Wincenty Bigoński założył cukiernię i piekarnię. Po błyskawicznym sukcesie cały zakład został przeniesiony do dzisiejszej lokalizacji przy ul. Gdańskiej. Biznes kwitł. Mieszkańcy Bydgoszczy doceniali chleb wypiekany w tradycyjnym piecu kaflowym, pamiętającym jeszcze pruskie czasy za cesarza Wilhelma. 
I tak rodzinna firma przetrwała dwudziestolecie międzywojenne, drugą wojnę światową, trudny okres PRL i transformacji ustrojowej. Pomimo, że nie mogła konkurować z licznymi marketami ilością wypiekanych specjałów, to zdecydowanie biła je na głowę jeśli chodzi o jakość produktów. To wszystko piekarnia-cukiernia przetrwała. Nie udało się jedynie przetrwać kaprysu właścicielki nieruchomości, która po wielu latach gospodarowania oznajmiła, że ma inny pomysł na wykorzystanie lokalu. Jaki? Tego jak na razie nie wiadomo. 
Bydgoszcz dopiero co świętowała swój turystyczny sukces, którym było zajecie 10 miejsca w konkursie European Best Destination 2020. Na stronie visitbydgoszcz w zakładce specjały możemy przeczytać również wzmiankę na temat piekarni Bigońskich z adnotacją, że wystrój wnętrza pamięta okres międzywojenny, a w dekoracji znajdziemy godło piekarzy – dwa gryfy trzymające precla. 
Dlaczego więc doszło do tego, że jeden z symboli naszego miasta znika na naszych oczach? Dlaczego nikt nie podjął odpowiednich kroków by zapobiec właśnie takiej stracie?
W państwach Europy zachodniej taki rarytas otrzymałby etykietkę firmy regionalnej i jeszcze dofinansowanie z Unii Europejskiej na dalsze działanie. Przecież wokół piekarni przy niewielkiej dawce chęci można było zbudować wielkie przedsięwzięcie. Zajęcia dla szkół, gdzie dzieciaki zobaczyłyby na czym polega prawdziwe piekarnictwo, że to nie jest wcale łatwa praca. Można było przekuć to na jeden z symboli Bydgoszczy. Tych niestety mamy jak na lekarstwo.
Można było, wszystko można było. Wystarczyła odrobina wyobraźni i dobrej woli. 
Kiedyś mówiło się o reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej, że grają jak nigdy a przegrywają jak zawsze. Czy my jako miasto staraliśmy się jak nigdy by uratować ten symbol?
W sprawę zaangażował się teraz również prezydent Miasta Rafał Bruski, który do działania delegował swojego zastępcę Michała Sztybla. Czy to nie jest sprawa, którą powinien zająć się osobiście, przydając całej sprawie odpowiednią rangę. Zastępców wielu, a Prezydent jeden.
Niestety już sama właścicielka nie widzi szans na dalszą działalność. Pomimo tego pomysły na uratowanie tego bydgoskiego symbolu się pojawiają, włącznie z przeniesieniem całej działalności do powstających Młynów Rothera. Pomysł o tyle dobry, co i na chwilę obecną nietrafiony. Piekarnia-cukiernia kończy działalność w kwietniu, a kiedy Młyny Rothera otworzą swoje podwoje? Sęk tkwi właśnie w tej różnicy czasowej.
Nic jednak nie uratuje bydgoskiego skarbu jeśli sami właściciele nie będą tego chcieli. Może setki pozytywnych komentarzy, które dotarły do właścicieli spowodują, że postanowią jednak zawalczyć o ten trudny kawałek chleba. A może właścicielka kamienicy jednak ugnie się przed opinią publiczną i odwoła swoje wypowiedzenie?
Niewiadomych jak zwykle w takich sytuacjach jest wiele! Jedno jest jednak wiadome. Miasto Skarbów, którym jest Bydgoszcz za chwilę może stracić diament w swojej koronie. 

DK

Krzysztof Drozdowski

Krzysztof Drozdowski Autor

Publicysta, autor wielu książek historycznych.