Felietony 19 maj 2019 | Redaktor

Wybaczcie felietoniście ten egzaltowany tytuł. Jestem już w takim wieku, że dane mi było być świadkiem wielu wzlotów i upadków bydgoskiej piłki i Zawiszy. Cieszy mnie zatem bardzo, że niebiesko-czarni, dzięki zaangażowaniu sympatyków, działaczy, przedsiębiorców i wielu ludzi dobrej woli awansują za chwilę do IV ligi – elity w skali wojewódzkiej.

     

Jarosław Kopeć,

„Tygodnik Bydgoski”

Tak się składa, że od lat każda odbudowa piłkarskiego Zawiszy zaczyna się od ciężkiej pracy tych, którym dobro klubu leży głęboko na sercu. I, jak to zwykle bywa, nie jest im potem dane wypinanie piersi do odbierania laurów na Stadionie Narodowym. Tym większa im chwała.

Wielokrotnie tułałem się za drużyną po gminnych boiskach. Byłem też świadkiem historycznych wydarzeń, takich jak spektakularne zwycięstwo z Lechem w Poznaniu. Do dziś żałuję, że nie udało mi się czmychnąć z domu, żeby być razem z 40-stoma tysiącami bydgoszczan na słynnym meczu z Górnikiem Zabrze.

I gdy wspominam te wszystkie lata, to przychodzi mi do głowy taka refleksja, że wszystkie próby budowy piłki w oparciu o „polityczne” decyzje, nawet jeśli dają chwilowy sukces, w efekcie prowadzą w końcu do upadku. Taki był mariaż z Nedpolem Janusza Palucha, dziwne fuzje, związek z Aluminium Konin, niesławna przygoda z Hydrobudową, wreszcie „oddanie” klubu w ręce Radosława Osucha.

Temu ostatniemu poświęcę kilka zdań. Miałem szczęście, że nie poznałem osobiście tego człowieka. Ale od zarania jego obecności w Bydgoszczy wzbudził moje ograniczone zaufanie. Paradoksalnie złe przeczucia dopadły mnie w przerwie meczu o awans do I ligi w 2011 roku. Być może na starość ktoś zechce w swoich pamiętnikach opisać kulisy tamtych gorących negocjacji. Będę tę osobę gorąco do tego zachęcał. Ale to melodia odległej przyszłości.

Potem przyszło mi się wstydzić za ekstrawaganckiego menedżera na trybunach w podwarszawskich Ząbkach, gdy w towarzystwie bydgoskiej diaspory przybyliśmy dopingować Zawiszę w pierwszoligowym meczu z Dolcanem. Było to dość liczne grono, z tak sławnym nazwiskiem jak Tomasz Sekielski. Utarczek słownych Osucha z piłkarskimi działaczami na trybunie VIP nie przystoi nawet przytaczać.

Nieodżałowany, świętej pamięci redaktor Tomasz Malinowski jeden ze swoich felietonów zatytułował: „Klątwa nad Zawiszą. Komu uda się odczynić urok?”

Ja odpowiadam, tylko i wyłącznie sympatykom niebiesko-czarnych. Tak. Wiem, że wśród nich są ludzie różnej maści. Ale nawet najcięższych grzechów nie można rozciągać po bolszewicku na całą społeczność.

W tej całej historii z bydgoską piłką w moim życiu przewija się jedno nazwisko, Bednarek. A właściwie dwóch panów. Dariusz od prawie pół wieku związany jest z piłką na Zawiszy. Obecny wiceprezes CWZS uczestniczył we wszystkich zawirowaniach w klubie. Niestety, zawsze raczej po stronie tych złych decyzji. I zawsze z ogromnym, napiszę eufemistycznie, dystansem do najwierniejszych sympatyków Zawiszy.

Drugi z panów ma na imię Jan. Znamy się od prawie ćwierć wieku. Z racji bycia niegdyś reporterem sądowym przyszło mi wielokrotnie odwiedzać go w gabinecie rzecznika prasowego bydgoskiej prokuratury. Z czasem rozmowa zawsze schodziła na temat piłki nożnej i Zawiszy. Po latach spotykałem Jana blisko drużyny, czy to w Sępólnie Krajeńskim, gdy w B-klasie zespół wywalczył awans, czy ostatnio na boisku przy ul. Sielskiej.

Dlaczego wspominam obu panów? Bo z drużyną jest się na zawsze, nieważne w której gra lidze. Można kibiców nie lubić, być z nimi w konflikcie, ale z drużyną po prostu się jest. I gdy w 2016 roku Zawisza został wyrzucony z… Zawiszy, jeden z panów pozostał z drużyną. Do drugiego zaś apeluję, żeby u schyłku kariery porzucił kunktatorstwo polityczne i dał możliwość rozwoju zespołowi, który znowu osiągnął sukces.

A gdy jesteśmy znowu przy awansie Zawiszy do IV ligi, to poza radością przepełnia mnie niepokój. Wyższa klasa rozgrywkowa to wyższe wyzwania i wymagania, przede wszystkim finansowo-organizacyjne. O ile mam przekonanie, że z organizacyjnymi obecna ekipa zarządzająca piłkarskim Zawiszą da sobie doskonale radę, o tyle o finanse trzeba ciągle zabiegać.

Dlatego apeluję do władz miasta, polityków różnych opcji, przedsiębiorców i mieszkańców: To jest ten czas, w którym możemy pokazać, że Zawisza nigdy nie zginie.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor