Film 13 sie 2017 | Redaktor
Bond w kolorze blond [RECENZJA „ATOMIC BLONDE

Jest krwawo i brutalnie, nieco groteskowo, gdy bohaterowie okładają się czym popadnie we wschodnioniemieckiej scenerii, ale też niezwykle efektownie

Przed upadkiem muru Berlin staje się areną wywiadowczej gry o najwyższą stawkę. Anglicy, Francuzi, Amerykanie i Sowieci próbują przechwycić listę aktywnych szpiegów. W tym celu brytyjskie MI6 wysyła do Berlina swą najlepszą agentkę (Charlize Theron).

 

 

„Atomic Blonde” to z jednej strony kino szpiegowskie ukazujące rywalizację pozbawionych kręgosłupa moralnego agentów, ze zmierzchem zimnej wojny w podzielonym murem Berlinie w tle. Z drugiej – to nowocześnie zrealizowane kino akcji, którego sekwencje mają szansę wpisać się do kanonu gatunku. Niewątpliwą wartością jest świetna obsada: James McAvoy jako rezydent wywiadu w Berlinie, Sofia Boutella jako francuska agentka czy John Goodman jako wysłannik CIA. Wszystkich przyćmiewa jednak ucharakteryzowana na blond Charlize Theron w tytułowej roli. Przykuwa uwagę każde jej spojrzenie, gest, sposób, w jaki się porusza, a przede wszystkim – w jaki walczy, bo nieczęsto zdarza się, by aktorka tej klasy odgrywała sama wszystkie sceny akcji. Przy czym nie ma tu mowy o markowanych ciosach. Jest krwawo i brutalnie, nieco groteskowo, gdy bohaterowie okładają się czym popadnie we wschodnioniemieckiej scenerii, ale też niezwykle efektownie. Majstersztykiem jest zwłaszcza moment, w którym tytułowa bohaterka stara się przeprowadzić agenta Stasi na zachodnią stronę muru. Ta sprawiająca wrażenie kręconej jednym ujęciem kilkuminutowa scena (w rzeczywistości, to doskonały montaż kilku ujęć) pełna jest wymian ciosów, strzelanin i pościgów.

Jak na agentkę brytyjskiego wywiadu przystało, bohaterka ma swój ulubiony alkohol, którym tym razem nie jest wykwintne martini, lecz pita szklankami stolichnaya z lodem. Ta wcale niedrobna różnica pokazuje, że kobieca odmiana Bonda nie musi przejmować się konwenansami. Zresztą w filmie znalazła się jeszcze jedna scena, która dokonuje demontażu mitu agenta Jej Królewskiej Mości. Dodam, że dla widzów dorosłych.

Dopełnienie poszczególnych scen stanowią doskonale dobrane utwory z epoki, w której toczy się akcja filmu. Już otwierającej scenie przygrywa „Blue Monday” zespołu New Order, a później jest równie dobrze: Nena, David Bowie, Peter Schilling, Depeche Mode, The Clash i wielu innych wykonawców. Momentami tworzy to teledyskowy klimat świetności MTV lat 80.

„Atomic Blonde” zwłaszcza w drugim i trzecim akcie walkami stoi i trochę szkoda, że szpiegowska otoczka została potraktowana w nich nieco powierzchownie. Przydałoby się nieco więcej balansu, by widz mógł emocjonować się akcją nie tylko na płaszczyźnie wymiany ciosów. Niemniej to mocne kino, z wieloma doskonałymi sekwencjami, polane szpiegowskie sosem i z dodatkiem przymiotów talentu Charlize Theron. Dobra rozrywka gwarantowana.

Rafał Frąckiewicz

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor