Tu spełnisz marzenia. Za wysoką cenę [RECENZJA]
Kamera opuszcza przestrzeń „The place” tylko na krótkie chwile. Wszystkie sytuacje rozgrywają się wyłącznie w ramach dialogów/Materiały dystrybutora
Pobicie, rozbój, kradzież – jak daleko człowiek jest w stanie się posunąć, by osiągnąć swoje cele? To pytanie stawia Paolo Genovese w swoim najnowszym filmie „The place”.
Inne z kategorii
Wielki sukces kameralnego komediodramatu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” sprawił, że z kolejnym filmem Paolo Genovese wiązano duże oczekiwania. Jak dotąd włoski twórca specjalizował się w obrazach okraszonych ciepłem i humorem, choć niepozbawionych goryczy i ironii. „The place” to na szczęście krok w inną stronę i zarazem potwierdzenie rozwoju i reżyserskich ambicji, w dodatku udane, nawet jeśli miejscami nie do końca spełnione.
Z „Dobrze się kłamie” łączy „The place” rygorystyczne ograniczenie przestrzeni akcji, a także kilku odtwórców głównych ról, takich jak Valerio Mastandrea, Alba Rohrwacher i Marco Giallini. Tym razem wszakże Genovese całkowicie usuwa lekkość obyczajowej konwersacji i humorystyczne akcenty, proponując historię dość okrutną, pomimo tego, że na ekranie nie widać ani jednego aktu przemocy. W „The place” bowiem wyłącznie się mówi, relacjonuje, czasem rozmawia. Genovese zaryzykował zatem formę z pozoru hermetyczną, nieefektowną, ale błyskotliwie napisany scenariusz, reżyserskie wyczucie w łączeniu wątków i przeplataniu emocji, a także charyzma wykonawców sprawiły, że ryzyko się opłaciło.
Tytułowe „miejsce” to nazwa kawiarni w jednym z włoskich miast. Całymi dniami przesiaduje w niej enigmatyczny mężczyzna, do którego rozmaici ludzie przychodzą – niczym do Vita Corleone – z prośbami o rozwiązanie ich problemów. Mężczyzna starannie zapisuje notatki w swym zeszycie, każdego wysłuchując ze spokojem i z uwagą. Widz musi przyjąć tę nietypową sytuację – grany przez Mastandreę przystojny dżentelmen jest „kimś”, o którego możliwościach ludzie po prostu skądś wiedzą. Może to diabeł, czego zresztą obawia się jedna z bohaterek? Całość narracji filmu ujęta jest zatem w metaforyczną konwencję, wypełnioną wszakże bardzo konkretną treścią. Mężczyzna spełnia prośby w zamian za wykonanie zadań. Tylko w wyjątkowym przypadku może to być przeprowadzenie staruszki przez ulicę. Zazwyczaj bowiem to zadania dużo cięższego kalibru – rozbicie czyjegoś związku, kradzież, pobicie, gwałt, zabicie niewinnego dziecka, podłożenie bomby w miejscu publicznym. Warunki, jakie stawia tajemniczy gość kawiarni, zawsze wiążą się z aktem radykalnego zaprzeczenia wyznawanym dotąd zasadom moralnym. Korzyści, jakie można jednak osiągnąć, sprawiają, że klienci dosiadający się do stolika przy oknie w kawiarni „The place”, zdecydowani są uczynić bardzo wiele.
Ich pragnienie są niekiedy płaskie i banalne – jednorazowy seks z piękną modelką (trwały związek z nią też jest możliwy, jak zaznacza tajemniczy główny bohater, lecz „klient” odrzuca taką propozycję jako zbyt wymagającą) czy poprawa urody. Zakonnica Chiara, grana przez Rohrwacher, usiłuje odnaleźć ponownie Boga, natomiast zdesperowany ojciec za wszelką cenę pragnie uzdrowienia dla swego synka. Przychodzą ludzie młodzi i starzy, wszystkich zaś łączy – przynajmniej do pewnego momentu – egoistyczna perspektywa oglądu ludzkich problemów. Genovese niuansuje jednak dylematy, a wraz z rozwojem narracji każe bohaterom przewartościować ich pragnienia. Na ogół to udane zwroty, choć przyznać trzeba, że raz czy dwa włoski twórca dotknął niepotrzebnie banału. Na szczęście jednak w żadnym z wątków nie oferuje łatwego rozwiązania, nie obędzie się też bez trudnej do zaakceptowania straty.
Kamera Fabrizia Lucciego opuszcza przestrzeń „The place” tylko na krótkie chwile, by w ogólnych planach pokazać przytulną kawiarnię z zewnątrz. Wszystkie sytuacje rozgrywają się wyłącznie w ramach dialogów. Dla niektórych widzów może stanowić to pewną percepcyjną przeszkodę, lecz trzeba przyznać, że reżyserowi udaje się uniknąć monotonii. Cały czas bowiem umiejętnie żongluje historiami i utrzymuje bohaterów – a tym samym podglądających ich widzów – w sytuacji ekstremalnego, często bulwersującego doświadczenia. I tak jak w „Dobrze się kłamie”, dość zręcznie splata wątki, by jeszcze bardziej zgłębić się w ludzkie motywacje i pragnienia. To bowiem główny temat „The place” – jak bardzo człowiek pragnie zrealizować swe cele i marzenia, jak daleko jest (lub byłby) w stanie się posunąć, by je osiągnąć.
Kino włoskie, odżywające ostatnio po okresie posuchy, ma kilku wyrazistych reżyserskich ambasadorów. Na czele jest oczywiście Paolo Sorrentino, czerpiący z tradycji, a przy tym na wskroś współczesny. Genovese sytuuje się w kręgu eleganckiego, ambitnego kina popularnego, które – jak w przypadku „The place” – niekiedy zaskakiwać może formalnymi wyborami, ale pozostaje przy tym propozycją przystępną, świetnie poprowadzoną aktorsko i montażowo, a przede wszystkim starającą się powiedzieć coś istotnego na temat kondycji współczesnego człowieka. l
Dominik Wierski