Historia 6 sie 2019 | Redaktor
Pomylono szczątki? Kolejna tajemnica Doliny Śmierci

fot. Krzysztof Drozdowski

Czy podczas ekshumacji w Dolinie Śmierci mogło dojść do pomieszania zwłok lub błędnej identyfikacji? Znając ówczesne realia, widząc liczne zdjęcia oraz film z ekshumacji, można i należy dojść do jednego właściwego wniosku, że było to wysoce prawdopodobne – pisze Krzysztof Drozdowski, bydgoski pasjonat historii.

Z Drozdowskim skontaktował się kilka dni temu Grzegorz Cieliszak, wnuk zamordowanego w Dolinie Śmierci nauczyciela, Stanisława Brücknera. W wiadomości napisał, że ma podstawy sądzić, że jego dziadek, który w trakcie ekshumacji nie został rozpoznany przez żonę, leży na Cmentarzu Bohaterów Bydgoszczy na Wzgórzu Wolności pod innym nazwiskiem.

fot. Krzysztof Drozdowski

W protokole z ekshumacji pod nr 639 znajduje się zapis: „Czaszka nieuszkodzona. Zwłoki odziane w czarne kamasze, trykotową kamizelkę zapinaną z przodu i w koszulę w czerwoną kratkę. Przy zwłokach znaleziono pudełko od aspiryny Bayera, maskotkę – czarnego pieska z masy, trzy klucze na kółkach, resztki ubrania koloru brązowego, podkówkę, okulary, u których zauszniki były w złotej oprawie”.

Wedle żony i brata, te zwłoki zostały rozpoznane po części garderoby jako należące do Jana Utechta. „Zastanawiające jest to, że nie rozpoznano jednocześnie innych przedmiotów przynależących do zwłok nr 639 w tym okularów, kluczy czy też, co najważniejsze w tej historii maskotki, czarnego pieska – pisze Drozdowski.

I dalej relacjonuje: „Taką maskotkę w swoim rodzinnym domu przechowuje Grzegorz Cieliszak. Podczas spotkania na terenie Cmentarza Bohaterów Bydgoszczy opowiada mi jej historię. Krótko przed wybuchem wojny jego dziadkowie kupili dwie takie same maskotki. Jedną miał przy sobie zawsze Stanisław Brückner, a drugą jego żona Karolina. Nigdy się z nimi nie rozstawali na znak swojej miłości. I razem z tą maskotką Stanisław został zabrany ze swojego mieszkania na teren koszar artyleryjskich. Druga maskotka nadal przechowywana jest w zbiorach rodzinnych niemal jak relikwia.

fot. Krzysztof Drozdowski

Podczas, gdy danej rodzinie udawało się rozpoznać wskazane zwłoki, jako należące do ich krewnego, wydawano im wszystkie przedmioty znalezione w trakcie ekshumacji. Tym samym więc do rodziny Jana Utechta musiała trafić maskotka przedstawiająca czarnego psa. Czy rodzina Jana Utechta nadal ją posiada?”

Drozdowski przyznaje, że „w trakcie poszukiwań świadków i rodzin ofiar z Doliny Śmierci nie udało mi się dotrzeć do rodziny Jana Utechta”.

„Wtedy nie wiedziałem o historii tych maskotek. Dlatego teraz ważne jest, by spróbować odnaleźć tę rodzinę. Jeśli posiadają nadal tę maskotkę to należy porównać ją z tą przechowywaną w rodzinie pana Grzegorza. Oczywiście zostaje jeszcze możliwość przeprowadzenia badań DNA” - pisze. „Tu jednak napotykam na pewien opór. Grzegorz Cieliszak mówi, że tego by nie chciał. Jeśli DNA potwierdziłoby to, że Jan Utecht to tak naprawdę Stanisław Brückner, to niejako zabrałby możliwość oddawania czci w tym miejscu przez rodzinę Jana Utechta. Tak tłumaczy swoją niechęć do badań. I doskonale zdaje sobie sprawę, że potrzeba rozpoznania jakichkolwiek zwłok jako tych należących do swojego męża, brata, ojca była tak silna, że chwytano się tego jak przysłowiowej brzytwy. Najmniejszy skrawek materiału mógł być wystarczający do rozpoznania”.

Grzegorz Cieliszak mówi też Drozdowskiemu, że „gdy porównuje zdjęcia swojego dziadka ze zdjęciem Jana Utechta to nawet dostrzega pewne podobieństwa, dlatego gdy czaszki pozbawione były skóry też była możliwość popełnienia pomyłki”.

Krzysztof Drozdowski apeluje do czytelników: „Jeśli znacie rodzinę Jana Utechta to dajcie znać. Z chęcią się spotkamy i porozmawiamy, nie tylko na temat maskotki”.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor