Smaki i smaczki 17 gru 2017 | Redaktor
Smaki i smaczki: płomyczki Pani Izy...

Zespół Pieśni i Tańca „Płomienie”/ fot. Anna Kopeć

...czyli członkowie Zespołu Pieśni i Tańca „Płomienie”. Izabela Grochowska jest z nim związana od czasu założenia zespołu w 1980 roku. Najpierw występowała w nim jako dziecko – bardzo uzdolnione tanecznie i muzycznie – a pod koniec lat 90. już jako kierownik artystyczny i choreograf.

Dzieciaki i rodzice po prostu uwielbiają panią Izę. A ona odwzajemnia te uczucia, poświęcając zespołowi całe swoje życie. Niemal od urodzenia członkiem zespołu jest jej (dziś 17-letnia) córka Paulina, dzięki czemu praktycznie nie trzeba było dzielić czasu na rodzinę i „Płomienie”.

Trwa jedna z wielu prób. Dzieci ćwiczą układy taneczne do tańców lubelskich. Kapela, czyli dwaj akordeoniści: Michał Stropa i Maciej Drapiński, na zawołanie pani Izy – „stop”, przestają grać, a na hasło – „no to jedziemy’ zaczynają. I tak po kilka razy od nowa. Układ jest dość skomplikowany, bo jest w nim i przelotka z wyciągniętymi w bok ramionami, i trzymanie skrzyżne, i koszyczek, i szachownica. Do tego seria przytupów i klaśnięć. I jeszcze powtórka, i jeszcze raz. Pani Iza znów przypomina: – Trzymajcie ręce wyprostowane, kciuk schowany, palce dłoni ściągnięte razem. O, teraz jest pięknie moje płomyczki, moje kwiatuszki – komplementuje instruktorka. Wszyscy ćwiczą chętnie. Później na koncertach zbierają za to huczne oklaski i bisy. Bisy dzieci kochają najbardziej, bo to potwierdzenie, że się podobało, że wypadły wspaniale.

Pytam, jak godzą naukę z licznymi próbami i koncertami – tych ostatnich w roku szkolnym jest kilkadziesiąt, a w wakacje są również wyjazdy zagraniczne. Chóralnie i zgodnie odpowiadają: – Świetnie! W „Płomieniach” nie byłoby bowiem miejsca dla tych, którzy zaniedbywaliby szkołę.
Zresztą nad całością czuwają także rodzice. To oni pomagają szyć stroje ludowe, przywożą dzieci na próby, są niemal na każdym koncercie, dokumentują każdą imprezę zdjęciami i filmami. – Zajęcia w „Płomieniach” – mówi Aleksandra Olek-Weselak, jedna z mam oczekujących na zakończenie próby – pomagają naszym dzieciom rozwijać ich talenty, pasje, ale także odpowiedzialność i poczucie obowiązku.

Pani Iza ćwiczy tańce z wszystkimi pięcioma grupami. Ile pieśni i układów choreograficznych ma opracowanych? Tego chyba nie jest w stanie zliczyć. Na pewno można powiedzieć, że cały, prawie 150-osobowy zespół ma repertuar i stroje dla 16 różnych regionów Polski. Podobnie zresztą jak „Ziemia Bydgoska”, do której, już jako dorośli artyści, trafia wiele „płomyczków”.

W zespole nie ma podziału na grupy tylko tańczące i śpiewające. Wszyscy muszą umieć i jedno, i drugie. Na scenie widać, jak pięknie sobie z tym radzą. Tylko oni wiedzą, jaka wielka praca dzieciaków i instruktorów się za tym kryje. Kiedy więc jest nabór nowych członków do zespołu, przyjmowana jest jak największa grupa chętnych. Ale życie w zespole, jego już ukształtowany wysoki poziom, liczne próby i wyjazdy na koncerty pokazują, że to zajęcie dla najwytrwalszych, potrafiących godzić tak wiele zespołowych obowiązków z nauką. – Dlatego – mówi pani Iza – chciałabym podziękować wszystkim moim „płomyczkom”, że dają radę. I ich rodzicom także. Oni nas naprawdę we wszystkim wspierają.

– Jesteśmy zespołem utrzymującym się z miejskich funduszy oświatowych – dodaje Iza Grochowska. – Garderobę i sale ćwiczeń mamy w bydgoskim Młodzieżowym Domu Kultury nr 4. Staramy się także pozyskiwać granty. Z satysfakcją mogę powiedzieć, że już po raz drugi otrzymaliśmy od prezydenta Bydgoszczy – w uznaniu za nasze sukcesy – tytuł Bydgoskiej Kulturalnej Marki Oświatowej. To nam daje prawo do uzyskania co roku 10 tysięcy złotych przez kolejne trzy lata. Właśnie kolejne grupy czekają na nowe ludowe buty. Będzie więc je za co kupić.

Próba, podczas której towarzyszę grupie trzeciej, dobiega końca. Pani Iza zawsze tańczy razem z dziećmi. Wypada tych tańców po sześć godzin dziennie przez 4–5 dni w tygodniu. Dzieci mają także zajęcia z muzykami z kapeli z emisji głosu oraz z aktorem – z ruchu scenicznego. Wiele dzieci – poza zespołem – chodzi także na basen. Niektóre jeżdżą konno i uprawiają judo. Inne interesują się informatyką. W ogóle można powiedzieć, że „Płomienie” skupiają ludzi wielu pasji.

Pani Iza na przykład jest miłośniczką snowboardu. Zaraziła swą pasją wiele „płomyczków”. W ferie zimowe stara się więc organizować dla nich wyjazdy związane z możliwością uprawiana tego sportu.
Jeden z muzyków w „płomykowej” kapeli – Jacek Kwaśniak, perkusista – jest zapalonym kucharzem. Z nieukrywaną satysfakcją opowiada o tym, jak brał udział w telewizyjnym programie „Ugotowany”. Rywalizował wtedy z dwoma innymi miłośnikami kulinariów. Do przygotowania była kolacja. Pan Jacek z bratem Michałem przygotowali filet z indyka faszerowany łososiem. Podbili tym całe jury i oczywiście wygrali kolacyjną konkurencję. W zespole pan Jacek jest znany z tego, że sam wyrabia i wędzi najwspanialsze naturalne kiełbasy i szynki. – Kuchnia to moje wielkie hobby! Marzy mi się własna restauracja, gdzie będzie królowała też muzyka, którą kocham prawie tak samo jak kuchnię – mówi.

Korzystając z okazji, poprosiłam pana Jacka o przepis na kiełbasę słoikową, którą można przygotować już teraz, a która doskonale może się przydać w święta Bożego Narodzenia czy w sylwestra. O ile oczywiście po otwarciu pierwszego słoika do degustacji wytrzyma próbę pozytywnego łakomstwa. Dlatego warto przechowywać nasze tygodnikowe przepisy, by móc po nie sięgnąć, gdy na przykład... kiełbasa słoikowa potrzebna będzie na kolejne rodzinne święto.

Kiełbasa słoikowa:

1,5 kg mięsa szynki, 1 kg golonki, 0,5 kg boczku zemleć w maszynce, używając najgrubszego sitka. Nie można zmielić mięsa zbyt drobno, jeśli nie mamy takiego sitka, pokrójmy mięso w drobną kostkę. Dodać: 35 g soli, 15 g przeciśniętego czosnku, pół łyżeczki cukru, 10 g zmielonego pieprzu, 1–2 łyżek majeranku, łyżkę gorczycy białej. Składniki dokładnie wymieszać, wmasowując w mięso ok. szklanki zimnej wody. Farsz nakładać do półlitrowych słoików (nie do pełna), dokładnie oczyścić i osuszyć brzegi słoja i zakręcić wyparzoną nakrętką. Słoje pasteryzować w przykrytym garnku z wodą, zanurzone do nieco bardziej niż do ¾ ich wysokości, na niezbyt dużym ogniu ok. 1,5 godziny.

Krystyna Lewicka-Ritter

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor