Niedziela - Tygodnik Bydgoski 30 lis 2019 | Redaktor
Złoty i przemilczany jubileusz [MAKSYMILIAN POWĘSKI]

Papież Benedykt XVI/Pixabay

W końcu listopada przypada pięćdziesiąta rocznica reformy liturgicznej - od adwentu 1969 roku wszedł w życie nowy Mszał, promulgowany przez papieża Pawła VI. Kto śledził pontyfikat Benedykta XVI, ten pamięta zapewne, że chciał on, by przeprowadzić „reformę reformy” - przypomina Maksymilian Powęski.

„Ślachetne zdrowie, / Nikt się nie dowie, / Jako smakujesz, / Aż się zepsujesz”. Mam nadzieję że wszyscy pamiętają tę fraszkę mistrza z Czarnolasu. Fascynujące jest w niej to właśnie spostrzeżenie, że zdrowie jest takim dobrem, którego przed jego utratą skłonni jesteśmy nie doceniać, a utraciwszy, żałujemy zaniedbań, które do tej straty doprowadziły.  Wówczas dopiero, poprzez pryzmat dotkliwego cierpienia, które nas spotyka w przypadku choroby, zwłaszcza wtedy, gdy okaże się, że jest ona nieuleczalna, zaczynamy cenić nieosiągalne już zdrowie. Ale przecież zdrowie nie jest jedynym dobrem tego rodzaju, którego zazwyczaj nie umiemy przed utratą odpowiednio cenić. Nie chcę tu robić analizy i wyliczeń, chcę tylko zwrócić uwagę Szanownego Czytelnika na drugie takie dobro, równie nieuświadamiane, dopóki je mamy. Dobrem tym jest pamięć. 

Wielu z nas miało może okazję zetknąć się z tym bolesnym doświadczeniem, gdy ktoś z najbliższych – może babcia lub dziadek, a może mama lub ojciec, w wyniku choroby czy starości traci pamięć. Jak trudne staje się życie takiego człowieka i jego najbliższych, wiedzą tylko ci, którzy przez to doświadczenie przeszli lub przechodzą. 


Odwrócona pamięć
Kiedy byłem młodym człowiekiem, czytywałem z zainteresowaniem znakomite wtedy czasopismo pod tytułem „Młody Technik”. Publikowało ono nie tylko informacje i porady czysto techniczne, ale każdy numer zawierał kilkustronicowe opowiadanie z gatunku „science-fiction”. Jedno z nich pamiętam w ogólnym zarysie do dziś. Bohaterem był człowiek posiadający zadziwiającą zdolność widzenia zdarzeń przyszłych. Wiedział on dokładnie i precyzyjnie, co wydarzy się w najbliższych sekundach i minutach, całkiem nieźle przewidywał zdarzenia, które nastąpią za kilka godzin lub dni, bardziej mgliście, ale całkiem konkretnie potrafił powiedzieć co się zdarzy za kilka lat. Jednakże ta jego wiedza dotyczyła jedynie tych wydarzeń, w których człowiek ten miał brać udział, ewentualnie tych, o których miał się dowiedzieć z relacji świadków czy z gazet. Nie umiał przewidzieć nic innego. W zamiarze autora opowiadania było przedstawienie człowieka, który żył jakby z odwróconą pamięcią. Jeśli bowiem chodzi o zdarzenia minione, dotknięty był całkowitą amnezją, to, co minęło, mógł jedynie wywnioskować ze znanych sobie zdarzeń przyszłych, żył więc poniekąd odwrotnie niż każdy człowiek. 

Opowiadanie to uważam za wartościowe (nie pamiętam niestety jego autora), bo wskazuje ono po pierwsze na niezastąpioną wartość pamięci w życiu indywidualnym i społecznym, a po drugie, na związek pamięci z czasem. Pamięć jest dla naszego codziennego bytowania, dla najprostszych czynności, zupełnie niezbędna. Ale pamięć tworzy także kulturę, tworzy historię, która jest niezbędna dla życia społecznego. Kto nie umie z historii wyciągać wniosków, jest w życiu społecznym kimś takim, jak człowiek dotknięty amnezją w życiu indywidualnym.


Zapobiegliwość w stosunku do przyszłości
Związek pamięci i czasu dostrzegali filozofowie. Tomasz z Akwinu na przykład pisał, odwołując się do znakomitego rzymskiego mówcy, poety i filozofa: „Roztropność jest cnotą, której składnikiem jest pamięć, jak uczy Cycero. A więc także w pamięci może być cnota i z tego samego powodu także w innych poznawczych władzach zmysłowych”. Ale rozstrzygając postawioną w ten sposób kwestię, zauważa: „Pamięć nie jest składnikiem roztropności w tym znaczeniu, w jakim gatunek jest częścią rodzaju, gdyż pamięć byłaby sama przez się cnotą; lecz w tym znaczeniu, że dobra pamięć jest jednym z warunków roztropności. Stanowi więc jakby jej składnik całkujący”. I dalej wraca do Cycerona: „Cycero wymienia trzy inne składniki roztropności, a mianowicie pamięć o przeszłości, zmysł teraźniejszości oraz zapobiegliwość w stosunku do przyszłości. Makrobiusz zaś wymienia nadto ostrożność, pouczalność itp. A więc nie tylko te trzy cnoty przynależą do roztropności.
Ale z drugiej strony stoi powaga Arystotelesa, który wymienia te trzy cnoty jako przynależne do roztropności”.
Zapobiegliwość w stosunku do przyszłości jest więc powiązana z pamięcią o przeszłości i niezbędna dla mądrego postępowania. Taka zdolność widzenia przyszłości, jaką wymyślił autor wspomnianego przeze mnie opowiadania, nie jest nam bowiem dana. Dlatego przyszłość z przeszłości wynika i na niej się opiera,  o czym pamiętać nie chcą wszelkiego rodzaju rewolucjoniści, krzycząc „wybierzmy przyszłość”. Kto ma dobrą pamięć, ten łatwo wspomni, kto i kiedy głosił to hasło. 


Świętujmy rocznice
Instytucją, która miała wspierać i rozwijać pamięć społeczeństw, są jubileusze. Ich pochodzenie jest starożytne i jeszcze starotestamentalne. Źródło znajdziemy w Księdze Kapłańskiej w rozdziale 25: „Zatrąbisz w trąbę miesiąca siódmego, dziesiątego dnia miesiąca, czasu ubłagania, po wszystkiej ziemi waszej. I poświęcisz rok pięćdziesiąty i ogłosisz odpuszczenie wszystkim mieszkańcom ziemi twojej, albowiem jest to jubileusz. Wróci się człowiek do majętności swojej i każdy się wróci do domu dawnego, bo jubileusz jest i pięćdziesiąty rok. (...) Roku jubileuszowego wrócą się wszyscy do majętności swych”. W kościele lata jubileuszowe obchodzone są od bardzo dawna, być może od początku,  przede wszystkim z okazji okrągłych rocznic wydarzeń zbawczych, którymi są narodzenie Chrystusa i Odkupienie przez Jego śmierć na krzyżu. 
Ale nie tylko w Kościele rozprzestrzenił się ten zwyczaj. Profesor Mirosław Bańko, językoznawca, tak to opisuje: „Współczesny jubileusz – częściej świecki niż kościelny – jest po prostu znaczniejszą rocznicą jakiegoś zdarzenia, niekoniecznie o charakterze społecznym, nadal jednak obchodzoną uroczyście. Równie dobrze można świętować dziś jubileusz założenia miasta, co np. powstania klubu sportowego. Ktoś może obchodzić jubileusz pracy zawodowej, posługi kapłańskiej, małżeństwa, jubileuszem można nazwać też okrągłą rocznicę urodzin”. I wszystkie te obchody służą umacnianiu pamięci i więzi społecznych. 


Stara Msza niezmiennie święta
I może zadziwię Czytelnika, gdy na zakończenie wspomnę o jubileuszu przemilczanym, jubileuszu, któremu nie poświęcono ani jednej chyba stronicy, literki nawet, wśród tych, którzy są lub powinni być z tym wydarzeniem związani. Mam na myśli złoty jubileusz, pięćdziesiątą rocznicę, reformy liturgicznej. Przypada ona właśnie teraz, w końcu listopada, bowiem od adwentu 1969 roku wszedł w życie nowy Mszał, promulgowany przez papieża Pawła VI. Stara Msza od tego momentu została praktycznie rzecz biorąc zakazana. Paweł VI był w tej sprawie bardzo konsekwentny. Nie mogę, nie chcę i nie mam szans, by w tym miejscu podsumowywać, cośmy z tą reformą zyskali, cośmy utracili, a co wciąż jeszcze pozostaje dyskusyjne. Kto śledził pontyfikat Benedykta XVI, ten pamięta zapewne, że chciał on, by przeprowadzić „reformę reformy”. A w motu proprio „Summorum Pontificum” przywrócił Benedykt możliwość odprawiania dawnej Mszy bez żadnych ograniczeń, uznając ją za Nadzwyczajną Formę Rytu Rzymskiego. W wystosowanym z tej okazji liście do biskupów pisał: „To, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym pozostaje i wielkim także dla nas, przez co nie może być nagle zabronione czy wręcz uważane za szkodliwe”.


To są sprawy znane, ale wielkie milczenie w pięćdziesiątą rocznicę tej reformy nie świadczy przecież o jakimś powszechnym uznaniu reformy za błędną. O czym więc świadczyć może? Peter Kwasniewski – katolicki filozof i teolog, który wykładał m. in. arystotelizm, filozofię tomistyczną i katolicką naukę społeczną w Austrii i w Stanach Zjednoczonych, twierdzi, że to milczenie oznacza zabieg czysto orwellowski, mianowicie, że twórcy reformy i ich spadkobiercy, po abdykacji Benedykta XVI, nie chcą już, by ktokolwiek pamiętał, a tym bardziej przypominał, że kiedyś był inny obrządek katolickiej Mszy, chcieliby bowiem stworzyć wrażenie, że nie od 50, ale od 2000 lat Msza wygląda tak jak dziś. Oby Kwasniewski nie miał racji. 


Cytat ze Starego Testamentu w przekładzie ks. Eugeniusza Dąbrowskiego

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor