ROZMOWY 16 maj 2020 | Marta Kocoń
Poezja ma dawać ludziom nadzieję [ROZMOWA]

kadr z nagrania/materiały Barbary Gruszki-Zych

W poezji trzeba używać małych słów, żeby przypominać o słowach wielkich – tłumaczy Barbara Gruszka-Zych – poetka, dziennikarka, gość specjalny bydgoskiego koncertu „W hołdzie Janowi Pawłowi II”.

Która z ról jest dla Pani ważniejsza – bycie dziennikarką czy poetką?

Barbara Gruszka-Zych: Kiedy notuję wiersze, wydają mi się najważniejsze. Ale gdy biorę się za pisanie reportażu lub wywiadu, mam to samo odczucie. Dlatego doszłam do wniosku, że i poezja, i dziennikarstwo są mi jednakowo potrzebne. Sprawiają, że mogę zachować nie tylko twórczą, ale i życiową równowagę. Stojąc na „jednej nodze poetyckiej” – patrzę bardziej w siebie. To Czesław Miłosz przypominał, że piszący wiersze traci czas, który powinien być przeznaczony na życie praktyczne. Kompensuję to, zajmując się dziennikarstwem. Piszę o ludziach, ich problemach, ich życiu. Stoję twardo na ziemi, praktykując z nimi ich codzienność, która warta jest utrwalenia. Jak się okazuje, obie formy pisarskie są ważne i wręcz niezbędne dla higieny psychicznej.

Z jedną i drugą z tych dziedzin wiąże się określona misja...

Uczyłam się poezji na Miłoszu, Różewiczu, Świrszczyńskiej, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Cwietajewej, tych, którzy pisząc, szukali sensu. Używam tego słowa, jakkolwiek podniośle ono brzmi. Niestety, wielu współczesnych poetów poczuwa się do obowiązku dezintegracji języka i świata, dołącza do modnego buntu, który przez powszechność stał się nudny. W takich tekstach trudno się rozczytywać. Cenię wiersze, które „opiewają okaleczony świat” – jak pisał Adam Zagajewski w swoim słynnym wierszu, zaczynającym się od tych słów, a wydrukowanym w „New Yorkerze” po tragedii World Trade Center. Cały czas nosimy w sobie jakieś okaleczenia, szczególnie teraz, w dobie pandemii. Drugim ważnym zadaniem poezji jest dodawanie otuchy czytelnikowi, który powinien doznać pocieszenia, że „to przemijanie ma sens”, jak pisał Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim”.

Poezja ma opiewać okaleczony świat, a jakie jest zadanie poety? Jesteśmy w przededniu setnej rocznicy urodzin Jana Pawła II. On postrzegał rolę artysty, w tym poety, jako niesłychanie doniosłą.

Karol Wojtyła pisał poezję, kiedy był jeszcze młody. Wrócił do niej dopiero pod koniec życia w „Tryptyku rzymskim”. Z jego strof bije przekonanie, że słowo ma wielką moc zmieniania świata. W swoich wierszach i dramatach poruszał tematy najważniejsze – pisał o ojczyźnie, odpowiedzialności, ludzkiej duszy. Tak naprawdę pozostał jednak wierny Słowu Bożemu, zrezygnował z poezji na rzecz kapłaństwa. Tak jak brat Albert Chmielowski, jego ulubiony święty, który wybrał jednego pana – Pana Boga. Brat Albert, analizując stan swego ducha, zapisał, że nie będzie dwóm panom służył. Tylko gdyby miał dwie dusze, mógłby służyć i malarstwu, i Panu Bogu. Ale miał jedną i wybrał Boga.

Czy piszący nie są czasem zbyt pewni, że ich słowo ma tak wielkie znacznie, że zmieni świat?

Ważne, żeby zachować pokorę wobec słowa, które jeszcze nieraz może nas zaskoczyć. Nawet tym, że nieustannie odradza się pod ręką piszącego. Sama lubię nazywać się „służącą w pisaniu”. Bo pisanie to powinność wobec czytelników. Nie tylko opiewanie okaleczonego świata, ale też, a może przede wszystkim, wyprowadzanie z rozpaczy do nadziei, pokazywanie celu. Bo najtrudniej dawać drugiemu nadzieję, odkrywać po raz kolejny, jak ważne są miłość, poświęcenie, wierność i czułość. To wielkie słowa, ale w poezji trzeba używać małych słów, żeby przypominać o słowach wielkich. Spór na temat zadań poezji wiódł Miłosz z Larkinem. Polski noblista mocno podkreślał, że pisanie ma sens, jeśli dodaje czytelnikowi sił, a nie skłania do rozpaczy.

Zostając jeszcze przy wielkiej postaci Jana Pawła II. Czy dzisiaj jest dla nas kimś więcej niż symbolem? Bierzemy sobie do serca Jego przesłanie?

Miałam okazję dwa razy spotkać polskiego Papieża. Nie tylko podczas jego pielgrzymek do Ojczyzny, ale także w czasie dwóch audiencji w Watykanie. Pierwszy raz 4 grudnia 2000 r. razem z synami pojechałam do Niego z moją książką o bracie Albercie Chmielowskim „Mało obstawiony święty”. Pamiętam Jego głębokie spojrzenie, które jakby nie kończyło się na dnie oka, ale gdzieś w drugiej przestrzeni. To był mistyk, który cały czas nie tylko spojrzeniem przypominał, że istnieje inna rzeczywistość. Dziś za mało mówi się w Kościele o eschatologii, o życiu wiecznym – a przecież wszystko, co nas tu spotyka, ma taki wymiar. Ten człowiek o głębokim spojrzeniu nauczał: spójrz w siebie głębiej. Jego zachęta „Wypłyń na głębię”, powtarzana przez ojca Jana Górę na Lednicy, uświadamiała, że warto wchodzić w najgłębsze wody naszej wiary, żeby poczuć moc Boga.

Ale ogólnoświatowa sytuacja nam teraz o tej perspektywie wieczności przypomina.

Mimo to księża mało o niej mówią, skupiając się na tym, jak przetrwać chorobę, jak znaleźć siłę w trudnej rzeczywistości. Nieprzygotowani do mówienia o wieczności, nie umiemy też mówić o śmierci. A przecież ona na nas naciera.

W związku ze zbliżającym się koncertem, którego jest Pani gościem specjalnym, dedykowała Pani Janowi Pawłowi II wiersze. W „Butach” napisała Pani o „najostrzejszym kawałku pod górę”, który papież miał do „przejścia”, już sam będąc unieruchomiony, w chorobie. To dla nas wszystkich dobry patron na ten trudny czas.

Przypomina, żeby mimo to, że nie można już zrobić kroku, iść dalej…

Papież widział rolę artystów po Norwidowsku – „piękno na to jest, by zachwycało – do pracy, a praca – by się zmartwychwstało”. Obraca się Pani w świecie wysokiej kultury, przeprowadzała Pani rozmowy z jej wybitnymi postaciami, takimi jak Czesław Miłosz, Krzysztof Zanussi, Wojciech Kilar. Czy tych ludzi wysokiej kultury coś spokrewnia?

Oni wszyscy są ogromnie skromni. Kiedy obserwowałam ich w życiu codziennym, widziałam, że mają świadomość, jak niewiele znaczą ich największe, po ludzku podziwiane i doceniane dokonania. Odbierali nagrody, byli otoczeni splendorem, ale kiedy z nimi rozmawiałam, widziałam, że są pokorni i pozbawieni pokusy wywyższania się. Im ktoś jest większy, tym skromniejszy – to prawda, której się nauczyłam przez lata. Myślę, że znani ludzie, z którymi rozmawiałam, byli bardzo wierzący, nawet jeśli się do tego wprost nie przyznawali. Wielkiej sztuki nie da się odłączyć od Pana Boga, nawet jeśli ktoś się tego zapiera, to okazuje się, że dedykuje ją Jemu.

Rozmawiała Marta Kocoń

Barbara Gruszka-Zych – poetka, dziennikarka, reporterka, krytyk literacki. Pracuje w tygodniku „Gość Niedzielny”, jest laureatką licznych konkursów poetyckich. Jej poezja została przetłumaczona na wiele języków europejskich i arabki, wysoko oceniali ją m.in. Czesław Miłosz – któremu poświęciła książkę wspomnieniową, i ks. Jan Twardowski. W 2011 r. została odznaczona Brązowym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Barbara Gruszka-Zych jest gościem specjalnym koncertu „W hołdzie Janowi Pawłowi II”, który w sobotę (16 maja, godz. 19.00) odbędzie się Domu Polskim w Bydgoszczy. Dedykowała Papieżowi dwa wiersze, które tego wieczoru, podczas koncertu, będą mieć swoją premierę.

Transmisję koncertu można będzie śledzić online na https://www.facebook.com/tygodnikbydgoski/

Więcej o koncercie czytaj tutaj.

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji