Felietony 24 sty 2020 | Redaktor

Marszałek przeszedł do historii i w niej pozostał. Moi pradziadkowie również przeszli do historii, ale w niej zniknęli z całym swoim żywotem, który w ogromnej większości pozostał dla potomnych niepoznawalny, anonimowy. Zniknęli w „pomroce dziejów” jak miliony, by nie powiedzieć miliardy innych istnień. Czy ich życie było przez to mniej istotne, mniej wartościowe niż życie Piłsudskiego? – rozważa Jarosław Jakubowski.

Jarosław Jakubowski

poeta, prozaik, dramaturg

Ludzkość zmierza ku samozagładzie – co do tego chyba wszyscy jesteśmy zgodni: prawicowcy i lewicowcy, umiarkowani i radykałowie, wierzący i niewierzący. Świadomość końca właściwa jest dla wszystkich orientacji seksualnych, żywieniowych, modowych, artystycznych, łączy wszystkie stany, klasy i kasty. Myślę, że nawet kilkuosobowa garstka protestujących przed bydgoskim sądem określająca siebie na transparencie mianem „My, Naród” miała świadomość, że również ich kilkuosobowy naród sczeźnie jak wszystkie przed nim.

Dość to jednak pocieszająca perspektywa: oto w którymś momencie wszystko, dosłownie wszystko, czym żyjemy – chwilowo, stale, kompulsywnie czy obsesyjnie – naprawdę wszystko się skończy, zniknie i tego więcej nie będzie. Pocieszająca to perspektywa dlatego, że natłok, ogrom, szum rzeczy, które nas absorbują każdego dnia jest tak nieznośny, że tylko plansza z napisem: „KONIEC, THE END, ENDE, FIN, КОНЕЦ ФИЛЬМА” będzie mogła przynieść jakie-takie ukojenie. A że nas wtedy już też nie będzie? Cóż, tym lepiej dla nas i naszego zdrowia psychicznego, a tłumacząc ze starożytnego – zdrowia duchowego. A mówiąc już całkiem wprost – lepiej dla dusz naszych, choć tu oczywiście odezwą się negatorzy istnienia duszy i propagatorzy istnienia człowieka wyłącznie jako formy białka. Tak, ale oni też znikną. I więcej ich nie będzie. Nawet białko straci formę, a zatem rozpłynie się w nicości, bo wszelkie formy przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie.

Myślę o tym wszystkim, stojąc nad omszałymi grobami mojego pradziadka Ignacego, który – co jakoś trudno sobie uświadomić – urodził się w czasie, gdy trwało jeszcze Powstanie Styczniowe, i prababci Emilii, która przyszła na świat już w okresie popowstaniowych represji. W tym samym roku zupełnie gdzie indziej urodził się niejaki Józef Piłsudski. Marszałek przeszedł do historii i w niej pozostał. Moi pradziadkowie również przeszli do historii, ale w niej zniknęli z całym swoim żywotem, który w ogromnej większości pozostał dla potomnych niepoznawalny, anonimowy. Zniknęli w „pomroce dziejów” jak miliony, by nie powiedzieć miliardy innych istnień. Czy ich życie było przez to mniej istotne, mniej wartościowe niż życie Piłsudskiego? Czy samo zadawanie takich pytań nie świadczy o tym, że jestem skażony dziejowym darwinizmem, który tzw. wielkim jednostkom przydaje większe znaczenie niż jednostkom anonimowym, i według którego zwyciężają tylko ci, którzy wbiją swój sztandar w pole bitwy usiane trupami wroga? Pewnie tak, chociaż z mojego punktu widzenia istnienie moich pradziadków było kluczowe. Bez nich i bez ich przodków nie byłoby całej mojej historii – historii moich dziadków, ich przeżyć przed-, wojennych i po-wojennych, nie byłoby mnie. Z mojego punktu widzenia niczego by nie było, choć przecież świat by tego z pewnością nie odnotował.

Ale co to znaczy „świat”? Czyż nie jest to zbiór jednostkowych historii, minionych i teraźniejszych?

Myślę o tym wszystkim, patrząc na stare fotografie sprzed stu lat, na których Bydgoszcz pyszni się nieistniejącymi już gmaszyskami kościoła pojezuickiego, wielkiej synagogi, Teatru Miejskiego. Patrzę na stuletnie fotografie, na których obywatele mojego cysterskiego miasta Koronowa uchylają kapeluszy przed majorem Bernardem Śliwińskim, wkraczającym konno z wojskami na rynek z nieistniejącym zborem protestanckim. Spróbujmy więc wyobrazić sobie nieistnienie tego, co nas otacza i co wydaje się niewzruszalną częścią naszej rzeczywistości. Zobaczymy wtedy, że koniec jest wpisany we wszystkie rzeczy świata, tak samo jak wpisane jest w nie nasze pragnienie odbudowy, rekonstrukcji, zmartwychwstania tego, co umarło.

fot. Filip Kowalkowski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor