Film 6 maj 2017 | Redaktor
„Dzieciak rządzi” i śmieszy dorosłych i dzieci [RECENZJA FILMU]

Wrzucenie dorosłego w skórę dziecka ujawnia wady tego pierwszego – cynizm, ignorancję wobec dzieci i niedocenianie ich możliwości/fot. Materiały dystrybutora

Fabuła filmu „Dzieciak rządzi” ogniskuje się wokół Tima i jego nowego braciszka Szefa Bobasa. Pierwszy chce się pozbyć niechcianego brata zajmującego cały czas rodziców, drugi okazuje się tajnym wysłannikiem BabyCorp, której misją jest zaradzić spadającej – na rzecz szczeniaczków – popularności bobasów.

W filmie głównym nośnikiem wszelkich gagów i zabawnych sytuacji jest charakter postaci, co nie powinno dziwić. Mamy tu do czynienia z bobasem ubranym w garnitur, który wydaje polecenia, rozmawia przez telefon czy szasta dolarami na prawo i lewo, jak typowy bucowaty szef. Jest to zabawne samo w sobie, a zestawione z naiwnym, dziecinnym i posiadającym bujną wyobraźnię Timim owocuje świetnym duetem komediowym.
Bo nietrudno się domyślić, że tak nakreślone postaci wspaniale pokazują nie tylko problem zaakceptowania młodszego rodzeństwa, ale również relację dorosły–dziecko. Wrzucenie dorosłego w skórę dziecka ujawnia wady tego pierwszego – cynizm, ignorancję wobec dzieci, niedocenianie ich możliwości, zapominanie o wyobraźni czy traktowanie miłości jako czegoś, co jest podzielne i skończone, o co trzeba walczyć. I to chyba jest główne przesłanie filmu – że to zwykle dzieci mogą nas nauczyć kochać, bo potrafią być bardziej bezinteresowne.
Zachwycił mnie sposób przedstawienia tej prawdy. Jest on poprzedzony klasycznymi scenami, w których bohater osiąga to, czego pragnął, ale okazuje się, że nie daje mu to szczęścia. I chociaż wiemy, jak się to skończy, to scena, gdy Szef Bobas otrzymuje memo od brata wraz z paczką zawierającą elementy nawiązującą do jego przemowy z początku filmu, mimo wszystko wzrusza. Sam jęk zachwytu dzieci i dorosłych na sali kinowej jest tego najlepszym dowodem.
Oczywiście i Tim uczy się czegoś od brata, bo jego obecność zmusza go do wzięcia za niego odpowiedzialności, większej zaradności i aktywności.
Inną ważną myślą z „Dzieciak rządzi” jest to, że posiadanie wyobraźni nic nie znaczy, dopóki nie wykorzystuje się jej w praktyce. Ukazujące to sceny są niezwykle plastyczne: twórcy płynnie przechodzą pomiędzy obrazami wyobraźni a światem rzeczywistym, co jest cieszącym oko efektem, ale przede wszystkim bardzo dosłownie obrazuje sam proces wcielania myśli w czyn. Pokazuje to, że codzienne wyzwanie też może być przygodą awanturników na morzu.
Na koniec wypadałoby poruszyć również kwestię samej fabuły: na skoncentrowaniu się wokół konfliktu rodzeństwa cierpią wszelkie wątki poboczne i pozostałe postaci. Sceny akcji z udziałem złoczyńców i same ich motywacje dla mnie były aż nadto przewidywalne, jednak wydaje się, że twórcom nie zależało na zbytnim odciąganiu naszej uwagi od głównych bohaterów. Oczywiście w niektórych momentach nawet relacja kuleje i nagle bohaterowie zaczynają kłócić się z byle powodu, jednak są to tylko chwilowe spadki formy i nie wpływają zanadto na całość odbioru. Nie przeszkadzają zwłaszcza, jeśli pamiętamy, że mamy do czynienia z kinem głównego nurtu, które zawsze ma bardzo schematyczną budowę i twórcy nawet za cenę utraty tempa i spójności kurczowo trzymają się znanego wszystkim układu.
Nie da się ukryć, że film ten jest zrobiony z myślą o bardzo szerokiej widowni, ponieważ i dorosły, i dziecko znajdą tu coś dla siebie i będą się równie dobrze bawić, choć niekoniecznie będą śmiać się z tych samych żartów. I w tym upatrywałbym największy atut tego dzieła: że bawiąc na różne sposoby jednych i drugich, uczy podstawowych dla naszego życia prawd, które wszyscy zrozumiemy.


„Dzieciak rządzi”, reż. Tom McGrath, studio filmowe:  DreamWorks Animation, polska premiera 21 kwietnia 2017

Jan Frymark

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor