Kręcą globusem, wybierają kraj i jadą
Urszula i Jerzy Puzowscy pod słynnym mauzoleum Tadż Mahal w Indiach/ fot. materiały prywatne
Urszula i Jerzy Puzowscy zwiedzili wspólnie 64 kraje, z tego większość, kiedy byli już na emeryturze.
Inne z kategorii
City break - jak pomaga ci w walce ze stresem? [REKLAMA]
W salonie państwa Puzowskich stoi imponujący globus. - Gdy chcemy gdzieś wyjechać, po prostu kręcimy globusem i zatrzymujemy go palcem w przypadkowym miejscu - opowiadają. I choć z biegiem lat coraz więcej razy muszą celować, aby trafić na miejsce, w którym dotychczas nie byli, to wciąż decydując się na kolejną podróż zdają się na przypadek.
Nie pamiętają kiedy zaczęło się ich zainteresowanie podróżami. – W moim przypadku o dalekich krajach marzyłam prawie od urodzenia, Miałam dziadka, który siadał w fotelu z łapami i głową lwa i nam – wnukom, opowiadał różne historie. Dziadek sam zwiedził kawałek świata, był też oczytany i dzięki tym historiom zaszczepił w nas chęć odkrywania świata. Zainspirowały mnie też książki podróżnicze, które połykałam w całości. To wszystko sprawiło, że miałam w sobie głód świata, chciałam podróżować i poznawać inne kultury – opowiada Urszula Puzowska.
Mapa usiana zielonymi punktami
Chociaż wspólnie zwiedzili cały świat, zaczęli od dokładnego poznania Polski i regionu, który przemierzyli wzdłuż i wszerz na rowerach. W czasie, gdy jeszcze pracowali, na wyjazdy wykorzystywali nie tylko urlop, ale także weekendy i wolne dni. Takie jednodniowe wycieczki wspominają jako doskonały sposób na odkrycie własnego kraju. Wśród pamiątek dokumentujących ich podróże wciąż znajduje się mapa Polski z gęsto zaznaczonymi na zielono miejscowościami, które razem odwiedzili. Jerzy Puzowski podkreśla, że dwa kółka to wspaniały sposób na zwiedzanie regionu. – Dzisiaj zazdrościmy innym tych rowerowych wycieczek, bo nam niestety nie pozwala już na to kondycja - mówią.
Chęć dalszych wyjazdów i odwiedzenia innych kontynentów pojawiła się wraz ze zmianą ustroju. Już na początku lat 90. Puzowscy obmyślali plany dalszych podróży. – Zmobilizowało mnie do tego jedno wydarzenie. Kiedyś w okolice Starego Rynku przyjechała wycieczka niemieckich emerytów, zapewne dawnych mieszkańców Bydgoszczy. Naszła mnie wówczas taka refleksja, że podczas gdy emeryta na Zachodzie stać na zagraniczne podróże, polski senior może o nich tylko pomarzyć. Wtedy zdecydowałem, że dopóki pracuję i zarabiam więcej, niż będę dostawał na emeryturze, muszę jeździć. Właśnie od tego czasu zaczęliśmy wybieranie kolejnych kierunków wycieczek poprzez kręcenie globusem. Zawsze w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia siadamy i w ten sposób wybieramy cel następnej podróży. Dzięki temu nasze podróże zaczęły być coraz odleglejsze od Polski – mówi Jerzy Puzowski.
Prawdziwy raj na ziemi
Chociaż zwiedzili kilkadziesiąt krajów, a ich podróżowanie nie zakończyło się z chwilą przejścia na emeryturę, największe wrażenie na seniorach zrobiły Hawaje. Według państwa Puzowskich to raj na ziemi. – Teraz może trochę spowszedniały kraje tak odległe od Polski, ale dla nas ten wyjazd był ogromną przygodą. Sam fakt, że miejsce to jest tak daleko od wybrzeża Stanów Zjednoczonych, a z samego Los Angeles leci się sześć godzin, działa na wyobraźnię. Dopiero gdy się wyląduje w Honolulu i spojrzy na mapę, myśli się „ludzie, jak daleko!”. Pokonanie tej odległości było dla nas wielkim przeżyciem. To były emocje, przełamanie jakiegoś progu geograficznego – mówi Jerzy Puzowski. Wrażenie na małżeństwie zrobiła lokalna kultura, efektowne przywitanie przez tubylców oraz wręczenie turystom hawajskich naszyjników z żywych goździków. Takich pamiątek z różnych zakątków globu, jak zasuszone naszyjniki czy regionalne rękodzieło jest w domu państwa Puzowskich cała masa. Wzrok szczególnie przyciągają jednak dzwonki, które pani Urszula przywozi z podróży. Są egzotyczne z Chin, krowie dzwoneczki ze Szwajcarii, dzwonek z podobizną Elvisa Presleya przywieziony z Graceland czy polskie dzwonki z Mazur. Łącznie jest ich już ponad 400.
Pocałunek ośmiornicy
Chociaż państwo Puzowscy podczas wyjazdów starali się unikać niebezpiecznych sytuacji, wspominają, jak blisko tragedii byli podczas wycieczki do Panamy. Wówczas, w bliskiej odległości od autobusu, którym jechali, przeszła lawina błotna. – Najpierw myśleliśmy, że to po prostu bardzo intensywna ulewa. Gdy wyjeżdżaliśmy, koła busa były już do połowy zanurzone w wodzie, później zaczął padać deszcz tropikalny, jakiego nigdy w życiu wcześniej nie widzieliśmy. Mieliśmy wrócić do Colón, gdzie czekał na nas statek, ale nie mogliśmy wydostać się przez zwały gliny, które leżały na szosie. Okazało się też, że drzew, które widzieliśmy jadąc wcześniej już nie było – zeszły lawiną razem z ziemią, zostawiając gołe skały. Ostatecznie, jakoś udało nam się przejechać, ale dopiero później dotarło do nas to, w jak wielkim niebezpieczeństwie się znaleźliśmy – mówi Urszula Puzowska.
O krajach, które zobaczyli mogliby opowiadać godzinami. Niezapomniana była dla nich m.in. wizyta w Kapsztadzie połączona z wyjątkowym rejsem wzdłuż zachodniego wybrzeża Afryki. – Po drodze zwiedzaliśmy różne kraje, m.in. Namibię, Dakar, Senegal, Wyspy Kanaryjskie, aż do Genui. Przekraczaliśmy też równik co wiązało się z „chrzcinami” w tym miejscu. Musiałam pocałować żywą ośmiornicę – wspomina ze śmiechem pani Urszula. – Strasznie wierzgała ramionami.
Najważniejsze, żeby wyjść z domu
Reakcje znajomych i rodziny na podróże seniorów były rozmaite, zawsze jednak pojawiało się jedno pytanie, „skąd bierzecie na to wszystko pieniądze”. – Gdy wyjeżdżaliśmy, nigdy nie liczyliśmy na „all inclusive” ani na to, że będziemy mieli wygody. Na nasze podróżowanie nie trzeba dużych pieniędzy. Zjeździliśmy Europę autobusem, czasami w tym autobusie spaliśmy, jedliśmy wcześniej przygotowane kanapki i to, co zabraliśmy z domu. Nocowaliśmy w różnych schroniskach, zatrzymywaliśmy się też w miejscach, w których nie płaciliśmy nic, jak w Domu Polskim w Glasgow – wspomina Urszula Puzowska.
Jak twierdzą, podróże to dla nich radość płynąca z poznania świata. Satysfakcja z tego, że często podczas oglądania filmów czy telewizji widzą miejsca, które kiedyś sami odwiedzili. – Rozrywką było dla nas oglądanie mistrzostw świata w kolarstwie w Bergen, które właśnie się zakończyły. Patrząc na całą tę trasę widzieliśmy miejsca, w których kiedyś siedzieliśmy na ławce, ulice, po których się przechadzaliśmy - opowiada Urszula Puzowska. – Ale żeby jako senior przeżyć przygodę, nie trzeba jechać do Kapsztadu, Nowej Zelandii czy na Kajmany. Wystarczy, że pójdzie się na dworzec kolejowy, kupi emerycki bilet do Chełmna i pojedzie się tam z koleżanką na kawę. Można też po prostu wsiąść na Błoniu w autobus 52 i pojechać do Myślęcinka. Bydgoszcz można zwiedzać wspólnie z Towarzystwem Miłośników Miasta Bydgoszczy, prężnie działa też PTTK. Sami nieraz zwiedzaliśmy nasze miasto z przewodnikiem, ostatnio wybraliśmy się na taką wycieczkę po kościołach innych wyznań, które tutaj są. Możliwości jest wiele.
Puzowscy są też słuchaczami Kazimierzowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku.