Wydarzenia 11 mar 2017 | Wojciech Bielawa
Wiceminister Bartosz Kownacki nie ma czasu na dyskoteki [ROZMOWA]

Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki na spotkaniu z bydgoskimi harcerzami / archiwum Biura Poselskiego

Warszawiak, od dwóch kadencji poseł ziemi bydgoskiej, prawa ręka Antoniego Macierewicza w Ministerstwie Obrony Narodowej. Nie ma czasu na imprezowanie, bo jest zajęty reformowaniem i dozbrajaniem polskiej armii. Bartosz Kownacki w rozmowie z "Tygodnikiem Bydgoskim" tłumaczy, dlaczego Donald Trump będzie dobrym prezydentem USA i wyjaśnia, co może zrobić dla bydgoskiego lotniska i lokalnych firm.

Wojciech Bielawa: Jest pan warszawiakiem. Pamięta pan okoliczności, w których został delegowany do Bydgoszczy?

Bartosz Kownacki: - To było tak dawno temu. Działałem wtedy w Ruchu Odbudowy Polski, który funkcjonował w ramach porozumienia z PiS. ROP w wyborach w 2011 roku nie miał reprezentanta w Bydgoszczy, więc przyjąłem wyzwanie. Chciałem, żeby ludzie dali mi szansę. Prezydent Leon Barciszewski też nie był przecież bydgoszczaninem, a dorobił się pomnika. Dla mnie, jako parlamentarzysty najważniejsze jest jednak reprezentowanie całego kraju. Sprawy lokalne są ważne, ale najważniejsze jest dobro Polski. Myślę, że w tych bydgoskich sprawach dobrze się spisuję. Czuję się już członkiem tutejszej społeczności.

 

Jest pan dla Jarosława Kaczyńskiego osobą szczególnie zaufaną? Parlamentarzyści z regionu zazdroszczą panu dostępu do osławionego ucha prezesa.

- Prezes ma zaufanie do wszystkich parlamentarzystów PiS z regionu, inaczej nie byłoby ich na listach wyborczych. Prezesa Kaczyńskiego poznałem jeszcze w latach 90., kiedy było wspólne koło poselskie Ruch Odbudowy Polski – Porozumienie Centrum.

 

Pytam nie bez przyczyny. W roku 2012 zaangażował się pan w tworzenie struktur Solidarnej Polski, po czym szybko je pan opuścił i wrócił do łask prezesa. Nie wszyscy politycy mieli taki komfort powrotu na łono PiS. To było planowe? Pan miał kontrolować Solidarną Polskę? Jarosław Kaczyński chciał nadzorować w ten sposób całą prawicę?

- Nie, takiego planu nie było. Przypominam, że kandydowałem jako członek ROP. Zobowiązałem się przy tym Zbigniewowi Ziobrze, że jeżeli zostanie wyrzucony, to go wesprę. Tak zrobiłem. Potem prezes Kaczyński poprosił wszystkich o powrót do PiS, zaproponował zakopanie wszelkich podziałów na prawicy. Przekonywałem wtedy kolegów, że to słuszna droga. Trwanie w podziale było bowiem błędem taktycznym i politycznym. Czas pokazał, że to był właściwy kierunek. To zjednoczenie sił dało nam samodzielne rządy.

 

Zostawmy historię. Jakim budżetem dysponuje pan w MON, jako osoba odpowiedzialna za uzbrojenie polskiej armii?

- To nie jest tak, że dysponuję budżetem i mogę go wydawać jak chce. Są jasne procedury i wieloletnie umowy. Budżet MON wynosi 37 mld zł, z czego na programy modernizacyjne wydajemy około 9 mld zł.

 

"Wiceminister MON jest jedną ze słabiej opłacanych osób z kierownictwa resortu. Jak byśmy porównali moje zarobki do zarobków prezesa średniej państwowej spółki, to jest to śmieszne wynagrodzenie"

 

A ile pan zarabia? PiS chciał podnieść uposażenie ministrom i wiceministrom, ale projekt przepadł, bo apanaże chcieli sobie także podwyższyć posłowie. Dobrze się stało, że zarobki zostały bez zmian?

- Nie to, że się żalę, ale faktem jest, że wiceminister MON jest jedną ze słabiej opłacanych osób z kierownictwa resortu. Jak byśmy porównali moje zarobki do zarobków prezesa średniej państwowej spółki to jest to śmieszne wynagrodzenie. Nawet niektórzy parlamentarzyści zarabiają więcej. Uważam, że przez to wielu świetnych fachowców nie decyduje się na pracę dla państwa. Praca w ministerstwie to bowiem duża presja, duże oczekiwania i nieustanny pręgierz społeczny. Mam wrażenie, że te niskie zarobki to element celowego procesu deprecjonowania władzy i osłabiania pozycji ministra. Ja jednak pracuję dla idei, a nie doraźnej korzyści. Dla mnie służenie ojczyźnie to większa satysfakcja niż jedno zero na koncie więcej.

 

Mówi pan o pręgierzu społecznym. Czuje pan go na sobie? Mam wrażeniem że pana szef i jego współpracownicy chyba bardziej skupiają uwagę mediów.

- To prawda, ale atak na ministra uderza w nas wszystkich. Czasem jestem nieuczciwie oceniany.

 

- Jestem nieuczciwie oceniany przez media. Sprawa sławnego już widelca pokazała nieucziwość dużej częście mediów i polityków - mówi Bartosz Kowancki / fot: archiwum Biura Poselskiego

 

Proszę o przykład.

- Kiedy czytam, że ministerstwo nie kupiło okrętów podwodnych, albo samolotów. A ja wiem, że wykorzystałem budżet w stu procentach, pierwszy raz lat od lat. Dla mnie taki autor albo jest nierzetelny, albo stoją za nim lobbyści. Druga sprawa to ten sławny już widelec. Ta sprawa pokazała nieuczciwość dużej części mediów i polityków. Zmieniono nawet hasło w Wikipedii, aby tylko nie wyszło na jaw, że powiedziałem prawdę.

 

A jak pan czyta doniesienia o Bartłomieju Misiewiczu to co pan myśli? On naprawdę jest tak cennym zasobem dla MON, że należy go utrzymywać za wszelką cenę, mimo kontrowersji, które wzbudza? PiS traci przez niego wizerunkowo i medialnie.

- Znam Bartłomieja od 10 lat. Jest dużą wartością dla MON. Bywa, że pracuje po 24 godziny na dobę. Jego przywara w postaci młodego wieku szybko przeminie. Część z zarzutów, które padają pod jego adresem jest wyolbrzymiona. Kiedy odznaczenie, które dostał Bartłomiej, dostawiali dziennikarze radiowi, nie było żadnego larum. Ataki na niego były więc przesadzone. Niestety, musimy być wyjątkowo ostrożni, bo jesteśmy wciąż na cenzurowanym. Przykład? Wizyta Bartłomieja w klubie w Białymstoku, obrzydliwie zamanipulowana prze Fakt. Ja osobiście od dwóch lat na dyskoteki już nie chodzę, bo nie mam na to czasu. Gdybym chodził na imprezy, to by to budziło zbyt duże zainteresowanie. Pół wypitego piwa w pubie mogłoby być wykorzystane przeciwko mnie. Nie powinno tak być, ale niestety tak jest. Uważam za normalne, że stosunkowo młody chłopak, kawaler, może sobie pozwolić na taką rozrywkę.

 

"Bartłomiej Misiewicz jest dużą wartością dla MON. Bywa, że pracuje po 24 godziny na dobę."

 

Jakim szefem jest Antoni Macierewicz? Macie zażyłe relacje?

- Bardzo dobre. Szef jest pracowity, zdeterminowany i ma wielką wiedzę. Gdyby inni politycy poświęcali tyle czasu ojczyźnie, to kraj byłby dużo lepszy. Minister pracę zaczyna rano i czasem kończy późnym wieczorem lub nad ranem. To mnie mobilizuje do wytężonej pracy, nawet kosztem życia prywatnego.

 

A co się obecnie dzieje w MON, patrząc tak z szerszej perspektywy. Mamy na dużą skalę zakrojone zmiany kadrowe…

- Nie przesadzałbym z tym. W grudniu odeszło wielu generałów, bo im się to najbardziej opłacało, to najlepszy moment do rozliczeń ze względu na podatki. Są też takie osoby, które miały świadomość, że kariery już nie zrobią. Dla mnie oczywiste, że po 27 latach od upadku PRL mamy nowe pokolenie i dowódców, którzy nie byli szkoleni w ZSRR. 40-kilku letni oficerowie są dobrze przygotowani i warto na nich stawiać.

 

A uzbrojenie armii? Mam wrażenie, że ministerstwo chce kupować więcej polskiego sprzętu, nawet jeśli on nie idzie w parze z jakością. Polska może sobie pozwolić na to, żeby nie korzystać ze wszystkich technicznych nowinek?

- Nie musimy mieć najnowocześniejszego sprzętu. Broń lepsza i bardziej zaawansowana technicznie o 5 procent, jest aż o 50 procent droższa. Tyle kosztuje ten absolutny high-tech. My musimy mieć natomiast dobrej jakości sprzęt, taki który na polu walki przeciwstawi się siłą wroga, ale nie najdroższy na świecie. Musielibyśmy bowiem kupić wszystko w USA i zlikwidować polski przemysł zbrojeniowy. Nie możemy tak wysoko stawiać sobie poprzeczki. Nasze rodzime produkty są konkurencyjne, jest nimi zainteresowanych wiele innych armii. Chcemy stawiać na polskie zakłady, bo to miejsca pracy i podatki, które zostają w kraju. W wielu polskich zakładach zbrojeniowych jest jednak szereg patologii, poczynając od problemów z cenami i terminowością, po niewielkie działy badań i rozwoju, które napędzają innowacje. Smuci mnie, że działy sprzedaży cywilnej nie są rozwinięte. Taki Boeing produkuje śmigłowce Apacz i najlepsze samoloty pasażerskie zarazem. To co na zachodzie jest normą, w wielu rodzimych firmach idzie opornie.

 

 - Po 27 latach od upadku PRL mamy nowe pokolenie i dowódców, którzy nie byli szkoleni w ZSRR - mówi Bartosz Kownacki / fot: archiwum Biura Poselskiego

 

Jaka jest przyszłość bydgoskich zakładów z branży wojskowej? Mam na myśli WZL nr 2, Belmę, Nitrochem. Czy te firmy mogą być beneficjentami nowej filozofii MON?

- Już są. WZL nr 2 radzą sobie najlepiej z tej trójki. Mam nadzieję, że nadal będą się tak dobrze rozwijały. Jest w tej firmie myślenie o usługach na rzecz lotnictwa cywilnego, są daleko rozwinięte rozmowy z Boeingiem, którego samoloty mogą być w WZL nr 2 serwisowane. Także samoloty VIP-owskie będą serwisowane w Bydgoszczy. Mamy już podpisane umowy z Gulfstream’em, teraz kontraktujemy duże samoloty i w najbliższych tygodniach przetarg będzie rozstrzygnięty. Serwisowanie rządowej floty wpłynie także na markę, WZL będą jeszcze lepiej postrzegane.

 

Co pan może załatwić dla Belmy?

- Minister nie jest od załatwiania. Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie podpiszemy kontrakty, które pozwolą odetchnąć temu zakładowi. Belma nie można myśleć tylko o zamówieniach z wojska. Musi też wejść w inne sektory, musi się rozwijać. Ta firma będzie beneficjentem rozwoju Wojsk Obrony Terytorialnej. Wraz z WZL nr 2 będzie też budować elementy do dronów uderzeniowych. Pierwsze kontrakty pojawią się w przeciągu najbliższych tygodni, a pierwsze drony bydgoskiej produkcji już w przyszłym roku.

 

"Nie rozumiem tego, co robi prezydent Rafał Bruski w sprawie Nitrochemu. To już nie jest brak chęci współpracy, tylko chęć zniszczenia zakładu."

 

A Nitrochem?

- Ten zakład ma inną specyfikę. Ogromną część eksportuje i to głównie na potrzeby odbiorców cywilnych. Nitrochem to nowoczesny zakład, który zatrudnia ponad 300 osób i ma ogromne perspektywy. Trzeba wykorzystać potencjał tego przedsiębiorstwa. Tymczasem władze miasta robią wszystko, aby doprowadzić do jego upadku. Armia sobie bez Nitrochemu poradzi, bo taka produkcja może się odbywać w każdym innym miejscu w Polsce. Jednak dla mnie, jako dla posła z Bydgoszczy taki wariant nie byłby powodem do dumy. Nie rozumiem tego, co robi prezydent Rafał Bruski. To już nie jest brak chęci współpracy, tylko chęć zniszczenia zakładu. Wiemy co się stało z Zachemem, teraz mam wrażenie, że to samo planuje się dla Nitrochemu. To irracjonalne działanie. Nawet na Białorusi władze lepiej by zadbały o taki zakład i stworzyłyby atrakcyjne zachęty do jego rozwoju.

 

Na liście bydgoskich spraw do załatwienia ma pan jeszcze port lotniczy. Iskrzy na linii MON - władze lotniska. Gra idzie o duże pieniądze. Kiedy ministerstwo zacznie partycypować w utrzymaniu lotniska?

- Trwa proces w tej sprawie i podejrzewam, że wygra go MON. Pamiętać trzeba, że dziś ministerstwo pośrednio, przez WZL pomaga lotnisku. To są setki tysiące złotych rocznie. Inna rzecz, to fakt, że bydgoskie lotnisko jest jednym z nielicznych, które się nie rozwija. Pytanie do jego władz , dlaczego tak jest. Nie może być tak, że tego powodu wyciąga się ręce do MON-u. Chcemy jednak jakoś pomóc i przejąć cześć gruntów lotniska, co obniży koszty jego funkcjonowania . Zamierzamy także wpisać lotnisko jako istotne dla bezpieczeństwa państwa.

 

Kiedy to zrobicie? Uda się w tym roku?

- Myślę, że tak. Nie dopuszczamy do wiadomości, że tego lotniska nie będzie. MON będzie je utrzymywał, nawet jeśli zostałoby zlikwidowane dla celów cywilnych. To lotnisko musi istnieć na potrzeby wojskowe.

 

No właśnie. Nie lepiej dokładać do lotniska, niż samodzielnie je utrzymywać? Posłowie informowali, że utrzymanie na cele wojskowe pochłonęłoby ponad 100 milionów rocznie.

- To nieprawa. Koszty sięgałyby kilku milionów złotych. I my więcej nie możemy płacić. Taka kwota i tak nie rozwiąże jednak wszystkich problemów lotniska.

 

Zagrożenie ze strony Rosji jest realne?

Gdyby tego zagrożenia nie było, to nie byłoby wojsk amerykańskich w państwach bałtyckich. Proszę spojrzeć też na to, co się wydarzyło w Gruzji czy na Ukrainie. 15 lat temu nikomu nie przyszłoby do głowy, że Krym zostanie anektowany przez Rosję, a na zachodzie powstanie separatystyczna republika. Realnie zagrożenie więc istnieje, choć nie ma co straszyć wojną. Jeśli będziemy mieli dobrze wyszkoloną, liczebną armię to zagrożenie będzie mniejsze. Działajmy w myśl zasady: Chcesz pokoju szykuj się do wojny.

 

Powinniśmy się bać Donalda Trumpa?

Minister Macierewicz był jednym z nielicznych którzy mówili, że Donald Trump wygra te wybory. Byłem świadkiem jego zakładu w lipcu ubiegłego roku. MON brał więc pod uwagę taki scenariusz. Trump będzie, wbrew temu co się mówi, politykiem bardzo dobrym dla Polski. Bush i Obama na początku swojego urzędowania bardzo przychylnie patrzyli na Putnia, ale to wszystko kończyło się fiaskiem. Trump, który działa metodami biznesowymi, będzie dużo bardziej stanowczy. Nie będzie sobie pozwalał na zagrywki Putina.

 

Bartosz Kownacki – prawnik, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, od 2011 roku poseł, a od 2015 roku wiceminister obrony narodowej. Był asystentem Jana Olszewskiego, pracował w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego; był członkiem Komisji Weryfikacyjnej do spraw byłych żołnierzy WSI. Do 2009 roku pracował w Kancelarii Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. / fot: archiwum Biura Poselskiego.
Wojciech Bielawa

Wojciech Bielawa Autor

Redaktor prowadzący