Dzieci bez ojca schodzą na złą drogę [FELIETON TOMASZA ROWIŃSKIEGO]
Na pytanie, czego najbardziej pragnęliby na wakacjach rodzinnych, amerykańcy nastolatkowie na pierwszym miejscu wskazali... zjedzenie obiadu z rodzicami - pisze Tomasz Rowiński.
Inne z kategorii
Klątwa bydgoska, czyli bezsilność małego olbrzyma [FELIETON]
O umieraniu i zdychaniu raz jeszcze — krajobraz po bitwie
Tomasz Rowiński, publicysta,
redaktor kwartalnika „Christianitas”
Mówi się za Markiem Twainem, że są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki. Czasem dopowiada się, że statystyka to największe z kłamstw. Jednocześnie trudno ją zupełnie ignorować. Wręcz moglibyśmy powiedzieć, że jest ona w praktyce jednym z najważniejszych narzędzi współczesnej cywilizacji i służy prawie wszystkim dziedzinom życia, niemal każdej instytucji. Jest wszechobecna i w ekonomii, i badaniach społecznych, i w życiu państw. Jednak często traktujemy ją w sposób wybiórczy. Niekoniecznie jednak przymykamy oczy akurat tam, gdzie jest ona właśnie kłamstwem.
W roku 2015, po fali aktów przemocy z użyciem broni palnej, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych, CNN podał dane, które powinny dać do myślenia wszystkim mającym jakikolwiek wpływ na kształt naszej cywilizacji. Po ich ogłoszeniu należało się spodziewać konferencji naukowych, kampanii społecznych, zmiany prawa. Tak często dzieje się, gdy odkrywamy choćby cząstkowe przyczyny złych tendencji społecznych. Tym razem jednak nic takiego się nie wydarzyło. Przytoczmy jednak w końcu te dane.
Spośród dwudziestu siedmiu sprawców najbardziej śmiercionośnych strzelanin w Stanach Zjednoczonych tylko jeden był wychowywany przez swojego biologicznego ojca. Rzecz jasna – to zastrzeżenie jest konieczne, by statystyka nie stała się kłamstwem – nie zmienia to faktu, że na świecie żyją zapewne miliony wspaniałych ludzi, którzy wychowali się w takich właśnie trudnych okolicznościach. Dane te nie świadczą o tym, że ludzie wychowywani bez ojca są ludzmi złymi czy gorszymi. Nic z tych rzeczy. Chodzi o to, że czynnik polegający na nieobecności ojca wchodzi w korelację z jakiegoś rodzaju niestabilnością emocjonalną, która może być ukryta w każdym z nas. Może wynikać też z innych czynników – np. społecznych. Jedno wydaje się tu pewne, że brak ojca jest składnikiem obecnym w 96 proc. przypadków – jak mówią Amerykanie – deadliest mass shootings.
To nie koniec zestawień. Ponieważ nikt decyzyjny nie przejął się istniejącą korelacją, warto pójść dalej. Ze 100 losowo wybranych amerykańskich licealistów aż 70 żyje w domach bez ojców. Ponad 20 milionów dzieci w Ameryce żyje bez fizycznej obecności ojców. W latach 1960–2016 odsetek amerykańskich dzieci żyjących tylko z matką niemal potroił się z poziomu ośmiu proc. do poziomu 23 proc. Ale bez ojców żyje aż 33 proc. dzieci. Córki, których ojciec był nieobecny w życiu przed ukończeniem przez nie szóstego roku życia, zostały uznane w badaniu za około pięć razy bardziej podatne na zajście w ciążę jako nastolatki.
Na pytanie, czego najbardziej pragnęliby na wakacjach rodzinnych, nastolatkowie na pierwszym miejscu nie wymienili jakiejkolwiek z rozrywek. Amerykańscy nastolatkowie powiedzieli, że najważniejszą rzeczą, jakiej chcieliby zrobić w czasie rodzinnych wakacji, jest zjedzenie obiadu z rodzicami. Badania federalne wykazały, że 63 proc. samobójstw dotyczy młodzieży z domów bez ojców. Badanie przeprowadzone przez Michigan State University wykazało, że 75 proc. nastoletnich morderców pochodziło z domów bez ojców. Amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób twierdzą, że 85 proc. dzieci z zaburzeniami zachowania ma w domu tylko matkę.
Czytelnik może pomyśleć, że zarzucam go jakimiś liczbami, które trudno zweryfikować i za pomocą których chcę może napiętnować osoby rozwiedzione. Nic z tych rzeczy. To prawda, że praktycznie każde małżeństwo można uratować (zapytajcie o to ludzi ze Wspólnoty Małżeństw Trudnych „Sychar”) i wiele z nich rozpada się z powodu braku odpowiedzialności i konkretnego zła. Inne z lekkomyślności, braku świadomości, że życie małżeńskie nie jest łatwym powołaniem i kryzysy są jego chlebem powszednim. Zatem nie chodzi o jakieś moralizowanie. Chcę tylko powiedzieć, że kiedy ojcowie zaniedbują swoje dzieci, one łatwiej schodzą na złą drogę.
Zostawmy Amerykę. Pomyślmy o swoich dzieciach. Co teraz robią, gdzie teraz są, jak wiele czasu im poświęcamy? Czy wszystko z nimi jest w porządku? I wiecie co? Mam jeszcze wiele spraw zawodowych do zamknięcia, ale kończę pisać ten felieton, wyłączam służbowy telefon i jadę do domu przytulić swoje dzieciaki. Potrzebują tego.