Wspomnienie flirtów z historią [RECENZJA]
materiały prasowe
Antoni Tokarczuk przez kilkadziesiąt lat był zaangażowany w życie społeczno-polityczne. Obecnie jest na politycznej emeryturze, ale nie marnuje wolnego czasu. W ostatnim czasie napisał obszerne wspomnienia, wydane właśnie przez Instytut Pamięci Narodowej.
Inne z kategorii
Opowieści znad Brdy – książka Andrzeja Piechockiego
Biorąc pod uwagę, że przed wprowadzeniem stanu wojennego do „Solidarności” należało prawie 10 milionów osób, wydawać by się mogło, że po latach powstać powinno wiele wspomnień, które przybliżą nam kulisy działalności tej organizacji, jak również realia życia w państwie zarządzanym przez komunistów. Tymczasem publikacji tego typu jest bardzo mało, a jeśli chodzi o nasz region, praktycznie nie ma ich w ogóle.
Z tym większą radością przyjąć więc należy ukazanie się wspomnień Antoniego Tokarczuka, który bez wątpienia ma co wspominać. W 1980 r. współtworzył „Solidarność” w regionie bydgoskim, zostając ostatecznie wiceprzewodniczącym jej lokalnych struktur. Negocjował z władzami różnego rodzaju porozumienia, uczestniczył w słynnej sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w marcu 1981 r., po której Polska stanęła na krawędzi strajku generalnego, a wielu spodziewało się interwencji sowieckiej. Był członkiem władz regionalnych i krajowych związku, uczestnikiem I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” w Gdańsku. W stanie wojennym internowany, początkowo w Strzebielinku, a następnie w Białołęce. Po odzyskaniu wolności współorganizator „solidarnościowego” podziemia, a później uczestnik obrad przy okrągłym stole. W następstwie wyborów czerwcowych z 1989 roku został senatorem. Później był jeszcze m.in. wojewodą bydgoskim, posłem, radnym, przedsiębiorcą, a także ministrem środowiska w rządzie Jerzego Buzka.
Dużym walorem książki jest dystans autora do siebie i opisywanych wydarzeń oraz spora dawka humoru. Czy wielu polityków stać na takie chociażby deklaracje: „Czy można było przewidzieć, że znajdę się w samym wirze historycznych wydarzeń? Że ktoś taki jak Lech Wałęsa będzie moim bezpośrednim przełożonym? A wielkich Polaków – świętego Jana Pawła II i błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszkę – będę znał nie tylko ze zdjęć? Moim pierwszym zawodowym zajęciem było przecież pasienie krów, które zazwyczaj nie prowadzi do stanowiska ministra polskiego rządu”?
Praca napisana została ze swadą, pełno w niej anegdot i humoresek, które z czasem mogą wejść do obiegu jako przykłady tego, jak o historii pisać w sposób lekki i przystępny. Co godne zaznaczenia, całość nakreślona została lekko i przystępnie, a jednocześnie bardzo poprawnym literacko językiem. W efekcie otrzymaliśmy opowieść, po którą chętnie sięgną nie tylko osoby opisywane w książce oraz historycy, ale również „zwykli” czytelnicy, ciekawi tego, w jaki sposób opisany został region bydgoski oraz osoby kształtujące jego historię.
Antoni Tokarczuk wcielił się w rolę przewodnika po swoim życiu, ale zarazem po czasach, w których przyszło mu żyć. Nie „lukruje” on jednak rzeczywistości, tylko pisze tak, jak było. Jeśli jakieś rzeczy były niezbyt chwalebne, to pisze o tym wprost, również w odniesieniu do siebie. Takie podejście nadaje książce większej wiarygodności. Weźmy na przykład opowieść o tym, jak to „Solidarność” borykała się z permanentnym brakiem papieru. Co z tego, że miała własny sprzęt poligraficzny, przeszkolonych ludzi oraz redaktorów piszących teksty, skoro nie było materiału, na którym można wydawać własne gazetki i ulotki? Gdy po długich walkach udało się wreszcie uzyskać u wojewody przydział tony papieru, działacze „Solidarności” popadli w osłupienie, bo pod ich siedzibę podjechała ciężarówka z dziesięcioma tonami cennego towaru. Okazało się, że jeden z działaczy nie przejmując się niczym… dopisał na zleceniu jedno zero. W ten oto sposób „Solidarność” przez dłuższy czas mogła wydawać swoje pisma, psując krew dygnitarzom z PZPR.
Podobnych opowieści jest w tej książce bardzo dużo, bo liczy ona ponad 400 stron drobnego tekstu. Nie będę ich tutaj jednak przytaczać, aby nie niweczyć Państwu przyjemności z odkrywania ich podczas lektury tej niewątpliwie ciekawej i potrzebnej publikacji. Mam również nadzieję, że w niedługim czasie w ślady Tokarczuka pójdą inne osoby z Bydgoszczy i regionu, które również zechcą uwiecznić swoje flirty z historią.
Antoni Tokarczuk, "Mój czas. Flirty z historią"
Wydawnictwo Instytutu Pamięci Narodowej