Chrystus, Kościół, katakumby i Judasz [MAKSYMILIAN POWĘSKI]
Wystąpienie mało znanego szerszej publiczności Leszka Jażdżewskiego, lewicowego publicysty, redaktora naczelnego internetowego pisma Liberté, zelektryzowało polskie media. Słowa, które padły 3-go maja były same w sobie wstrząsające.
Inne z kategorii
Aniołowie ich w niebie zawsze widzą oblicze Ojca [MAKSYMILIAN POWĘSKI]
Kim jest Wniebowzięta? Kościół o Maryi [MAKSYMILIAN POWĘSKI]
Godny następca komunistycznego propagandysty Jerzego Urbana najpierw deklaruje, że „Polski Kościół wyparł się Chrystusa, wyparł się Ewangelii. Gdyby dziś Chrystus pojawił się na świecie zostałby ponownie ukrzyżowany – przez tych, którzy na krzyżu zbudowali sobie trony”, a potem dodaje: „Po kilku godzinach zapasów ze świnią w błocie orientujesz się, że świnia to lubi. Trzeba zmienić zasady gry”. To wszystko działo się w obecności Donalda Tuska, który przemawiał zaraz po Jażdżewskim, ku uciesze zebranych jego zwolenników.
Jażdżewski dodał jeszcze, że ten, kto szuka strawy duchowej w Kościele, wyjdzie głodny. Celnie na to odpowiedział później ks. Dariusz Kowalczyk: „A wystarczyło pójść w Triduum Paschalne do kościoła... Nie tylko ze święconką”.
Wobec tego frontalnego ataku już nie tylko na Kościół, ale na samą religię katolicką, w stylu w niczym nie ustępującym komunistycznym propagandystom z lat 50-tych (swoją drogą może trzeba zacząć ten styl przypominać, zwłaszcza na lekcjach historii i katechezy, bo młodzi ludzie nie pamiętają dziś, że „wszystko już było”) zajął dość szybko stanowisko rzecznik Episkopatu. „Wypowiedź Pana redaktora Leszka Jażdżewskiego odbieramy jako przejaw nienawiści i piętnowania ludzi wierzących” – napisał ks. Paweł Rytel-Andrianik. W obronie Kościoła wystąpił również Jarosław Kaczyński używając sformułowania „Kto podnosi rękę na Kościół, ten podnosi rękę na Polskę”. Wystąpienie Kaczyńskiego z kolei od razu spotkało się z krytyką, że instrumentalnie traktuje Kościół, że wykorzystuje sytuację by zdobyć punkty poparcia. Gdyby jednak Kaczyński z taką obroną nie wystąpił, ktoś zapewne by mu zarzucił, że Kościoła nie broni. Jak to w polityce, tak źle i tak niedobrze, ale nie chcę nad tym aspektem gry obliczonej na słupki w sondażach się zatrzymywać. Zresztą Jażdżewski prawdopodobnie był wystawiony „na próbę” jak daleko można się posunąć. Zbadano grunt i teraz wszyscy się od niego odcinają.
Problem jest jednak głębszy i choć każda obrona Kościoła w sytuacji takiego frontalnego ataku jest ważna i słuszna, potrzebne jest głębsze działanie formacyjne. Potrzebny jest długi marsz, obliczona na wiele lat akcja działań wychowawczych, formacyjnych, katechetycznych, która pozwoliłaby na ugruntowanie w tych, którzy wciąż do Kościoła przychodzą, nie tylko po święconkę, ale po wiarę i sakramenty, ugruntowanie tej wiary właśnie, uczynienie jej niezłomną i przygotowanie na ciężkie czasy, które niewątpliwie nadchodzą.
Jest to potrzebne nie tylko po to, by Kościół przetrwał. Kościół bowiem przetrwa, to zostało mu obiecane przez Pana słynnymi słowami „bramy piekielne go nie przemogą”. Zadaniem Kościoła jest jednak coś więcej niż przetrwać. Jego zadaniem jest być solą ziemi i światłem świata. A światła się nie stawia pod korcem, jeno na świeczniku. Do tego konieczna jest formacja, bo samą walka polityczną Kościoła wspierać się nie da. Kościół w swoisty sposób na politykę zawsze wpływał i wpływać będzie, ale właśnie poprzez bycie światłością, a nie poprzez doraźną polityczną grę.
Atak Jażdżewskiego powinien być kolejnym dzwonkiem alarmowym dla ludzi Kościoła, by zintensyfikować, i odnowić wysiłki formacyjne. Bo sama tradycja bycia krajem katolickim może nie wystarczyć, choć jest przecież cenna i ważna. Przykładem takiego upadku tradycyjnie katolickich krajów, w których zabrakło formacji, są Hiszpania i Irlandia. Dlatego konieczne jest zdecydowane odnowienie katechezy zarówno młodzieży jak i dorosłych. Konieczne jest też zdecydowane oczyszczenie Kościoła, z tych którzy są z ducha Judasza. Pisze o tym Benedykt XVI w opublikowanym ostatnio liście.
Może się jednak i tak zdarzyć, że Pan Bóg, mimo wysiłków, a może wskutek naszych zaniedbań, każe nam przejść kolejną próbę. Kościół — owszem — przetrwa w katakumbach, bo już nie raz przetrwał. Ale nie tam jest jego właściwe miejsce. A nawet wśród katolików są niestety tacy, którzy koniecznie chcieliby jak najszybciej tam właśnie Kościół znaleźć. Kościół jednak, wbrew temu co wydaje się Jażdżewskiemu i jemu podobnym, nie jest nasz. Nie jest też własnością duchowieństwa ani biskupów. Jest Pana. I sam Pan go będzie bronił, jednakże pamiętajmy, że Pan posługuje się nami, jak posługiwał się na ziemi swymi apostołami. Być może Kościół, jak Pan, będzie szedł na krzyż, co przepowiedziano przecież w trzeciej tajemnicy fatimskiej. Ale w tej sytuacji pamiętajmy o obowiązku wierności. „Wprawdzie Syn Człowieczy podąża, jako napisano o nim, ale biada człowiekowi onemu, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Lepiej by mu było, gdyby się był nie narodził ów człowiek” (Mt, 26,24). Być może Kościół znajdzie się w katakumbach i na krzyżu. Ale tym, którzy go tam zaprowadzą, lepiej by było by się nie narodzili.
Maksymilian Powęski