Pomagam ludziom odzyskać nadzieję
Halina Tabiszewska/ fot. Magdalena Gill
– Zdradzonemu rodzicowi trzeba uświadomić, że to nie on przeżywa największą tragedię. Musi znaleźć siłę, by wesprzeć dzieci. Jeśli są nastoletnie, mogą nawet odebrać sobie życie – mówi Halina Tabiszewska, chrześcijański doradca rodziny.
Inne z kategorii
Będą wykonawcy procedur - zabraknie ludzi myślących [WIDEO]
Radni Bydgoskiej Prawicy: nie finansujmy z samorządowych pieniędzy partyjnych imprez! [WIDEO, ROZMOWA]
Magdalena Gill: Kto zazwyczaj się do Pani zgłasza z prośbą o pomoc? Rozwodzący się rodzice?
Halina Tabiszewska: Ostatnio zadzwoniła nauczycielka. Miała w klasie bardzo agresywną 12-letnią dziewczynkę. Jej zachowanie stało się groźne dla innych uczniów i nauczycieli. Pytała, czy ma zadzwonić po policję.
Potwierdziła Pani?
Stanowczo odradziłam. Prosiłam, by najpierw wezwała rodziców, bo podejrzewałam, że to z nimi jest problem.
I był?
Okazało się, że ojciec odszedł do innej, a dziecko od dłuższego czasu sama wychowuje matka. Kobieta była bardzo uparta, przekonana, że najlepiej wszystko wie. Nie rozmawiała z dzieckiem o sytuacji w rodzinie. Dziewczynka widziała, że dzieje się coś złego, oglądała płaczącą matkę, ale nikt jej niczego nie tłumaczył.
Rozmawiała Pani z tą 12-latką?
Powiedziała mi, że tata zakochał się w kimś innym i odszedł, i dobrze się stało, bo było mu z mamą źle. Wytłumaczyłam jej, że tak to jest tylko w amerykańskich filmach, a jej tata zrobił coś bardzo złego. Pierwszy raz usłyszała coś takiego i było widać, że bardzo jej ulżyło.
A co Pani powiedziała matce?
Zawsze zaczynam od rozeznania sytuacji w danej rodzinie. Próbuję też odczytać, jaka jest postawa osoby skrzywdzonej wobec krzywdziciela, jeśli taka sytuacja ma miejsce. W opisanym przypadku, a zdradzane kobiety to przy rozwodach sytuacja najczęstsza, staram się uświadomić matce, że jej obowiązkiem jest wyrażać mądrze miłość wobec dziecka.
Matka pewnie mówiła córce, że ją kocha.
Ale to nie wystarczy. Matka musi nauczyć się panować nad emocjami. Musi stać się silna w tej sytuacji, by wesprzeć dziecko. Najważniejsze, by przekazała dziecku prawdę, wytłumaczyła, co się stało w tej rodzinie. Zdradzona kobieta musi też dziecku powiedzieć, że to, co zrobił ojciec, jest złe, ale ona nadal kocha jego tatę i będzie kochać.
Ale to się wydaje niemożliwe. Porzucona kobieta przeżywa ogromny żal i złość wobec męża, który ją zdradził.
Dla ratowania dziecka musi się nauczyć okazywać miłość mężowi, nawet wbrew swoim uczuciom, jednocześnie oczywiście stawiając mu granice. Musi też chronić dziecko od spotkań z tą trzecią osobą. Absolutnie się na nie nie zgadzać. To zbyt wielka rana emocjonalna, dzieci nie są w stanie zaakceptować innej osoby na miejscu swojej matki czy ojca. Jest w nich zazdrość i wielki gniew, że mama czy tata został odrzucony.
Dlaczego ta prawda jest taka ważna?
Krzywdzący rodzic nie powie dziecku prawdy. Będzie kręcił, owijał, mówił oględnie, że „ty wszystkiego nie wiesz, nie zrozumiesz, nie mogę ci powiedzieć albo powiem, jak będziesz dorosły”. Tak mówił mój mąż mojemu synowi. 14-latek zastał go z kochanką w domu. Do
30. roku życia syn nosił w sobie gniew wobec ojca, mimo że znał prawdę, bo ja mu wszystko wyjaśniłam.
Tę prawdę trzeba przekazywać dziecku z ogromnym spokojem i miłością. Mówić, że ojciec odszedł do innej, bo nie nauczył się kochać, jednocześnie – jak już wspomniałam – przypominając, że mama cały czas go kocha. Choć jeden z rodziców musi nauczyć dziecko prawdziwej miłości, bo miłość to przecież nie są uczucia, tylko zobowiązanie. To jest oczywiście sztuka, ale nie nauczymy miłości ani dzieci, ani męża, jeżeli będziemy ich ojca obmawiać i krytykować. Jednocześnie jednak musimy stawiać mu granice, by nie pozwalać mu dalej nas krzywdzić.
Pani zaczęła pomagać innym rozwodzącym się parom, bo sama przeżyła coś podobnego?
Ten dzień, gdy kazałam się mężowi wyprowadzić po incydencie z 14-letnim synem, miał miejsce 25 lat temu. Już wcześniej mój mąż mnie zdradzał, ale się nie przyznawał. Sama wychowywałam trzech synów. Potem, już po odejściu męża, stworzyłam rodzinę zastępczą dla dwóch dziewczynek, co pewnie nie byłoby możliwe, gdybym była z nim, bo by się na to nie zgodził. Dziś jestem szczęśliwa, moje dzieci też. Jestem babcią siedmiorga wnuków. Gdy pomagam ludziom w podobnej sytuacji, pragnę przekazać im sens i cel naszego życia oraz wskazać środki, jakimi można ten cel osiągnąć. W ten sposób pomagam im odzyskać nadzieję, że nawet w tej trudnej sytuacji można być szczęśliwym.
Mówi Pani, że matka w takiej sytuacji musi być silna, ale przecież jej się właśnie zawalił świat. Zdradzona przez męża, ma dalej żyć sama, często w dużo gorszej sytuacji finansowej. Znam kobiety, które rozwód kompletnie załamał.
Wtedy trzeba pozwolić tej matce zrozumieć, że to nie ona przeżywa największą tragedię, tylko jej dzieci. Jak mówił Jan Paweł II, tragedia dziecka z rozbitej rodziny jest największą tragedią na ziemi. Jeżeli zdradzona matka nie poradzi sobie z emocjami, nie zacznie nad nimi pracować, to dzieci będą w o wiele gorszej sytuacji i mogą o wiele gorzej skończyć – to oczywiście zależy od ich wieku, ale jeśli są nastolatkami, mogą sobie nawet życie odebrać, znam takie przypadki. Trzeba tą matką wstrząsnąć, żeby nie wydarzyła się jeszcze gorsza tragedia. Dać jej argumenty logiczne. Oczywiście jednocześnie też zadbać o dobrego terapeutę, żeby pomógł przepracować jej emocje i być przy niej, wspomagać ją modlitwą, a co najważniejsze – zadbać o rozwój duchowy tej kobiety. Musi zdawać sobie sprawę, że poprzez wspólne modlitwy z dziećmi zarówno ona poradzi sobie lepiej z emocjami, jak i dzieci.
A jeśli to są ludzie niewierzący?
Wtedy jest o wiele trudniej, bo rozwój duchowy musi być. Człowiek to integralna istota, jeśli nie ma rozwoju duchowego, nie poradzi sobie z emocjami. Jeśli nie będzie się rozwijać duchowo, dojdzie do zaburzeń psychicznych, czy zaburzeń osobowości zarówno u niej, jak i u dzieci. Sama psychoterapia nie pomoże.
W rodzinach, z którymi pracuję, zazwyczaj jedna osoba jest wierząca i pracuje nad swoim rozwojem. W takiej sytuacji ważne jest, by ten, który nie wierzy, nie podważał autorytetu rodzica wierzącego.
Jak wygląda dziś kontakt Pani i synów z byłym mężem?
Choć tyle lat minęło, ciągle kocham mojego męża i okazuję mu to w różny sposób – chociażby przez okazanie pamięci z okazji różnych przeżywanych świąt czy uroczystości rodzinnych, wysyłając smsy, maile, listy, co oczywiście nie znaczy, że nie potrafię bez niego żyć. Synowie też mają z nim dobry kontakt. Gdy się rozstaliśmy, pytałam wykładowcę filozofii UMK, prof. Grabowskiego, czy mam szansę sama wychować moje dzieci na normalnych, szczęśliwych ludzi, odpowiedział, że – jeśli przeżyjemy to wydarzenie z Bogiem – moje dzieci przejdą najważniejszą lekcję życia, którą jest przebaczenie. I miał rację. l
Halina Tabiszewska – od ponad 20 lat chrześcijański doradca rodzinny; od ponad 5 lat mediator
i doradca rodzinny w Zespole Szkół Pijarów w Poznaniu, gościnnie prowadzi wykłady m.in. na Wydziale Teologicznym UMK w Toruniu i na kursach przedmałżeńskich w Bydgoszczy.