Archeolodzy kontra poszukiwacze. Wojna o skarby przeszłości [FELIETON]
fot. freepik.com
1 marca w Warszawie doszło do kolejnej manifestacji środowiska detektorystów. Ich postulatem było złagodzenie prawa dotyczącego poszukiwań przy pomocy jakiegokolwiek sprzętu elektronicznego. Również w naszym regionie działa liczne grono poszukiwaczy.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Organizatorem manifestacji był Sylwester Pepel z Klubu Sportowego Magnes Neodymowy. Podczas protestów publicznych łatwo go rozpoznać: zawsze ma na sobie strój więźnia. Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta. Obecnie każdy poszukiwacz, który bez pozwolenia lub wbrew ustalonym warunkom pozwolenia, będzie przy użyciu jakiegokolwiek rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania poszukiwał zabytków, dokonuje już nie wykroczenia, a przestępstwa. Od stycznia 2018 roku w Polsce jest to przestępstwo, za które grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch.
Zradykalizowanie prawa dokonało się w dużej mierze za sprawą środowiska archeologów, którzy w zdecydowanej większości przeciwni są wszelkiej działalności detektorystycznej. Jako argument przytaczają przypadki zniszczenia stanowisk archeologicznych przez niedoświadczonych poszukiwaczy czy też zagarnianie dla siebie odnalezionych przedmiotów. Takie przypadki się zdarzają i muszą być piętnowane z całą surowością. Jednakże szkodliwe działania niektórych pseudoposzukiwaczy nie mogą być traktowane jako wyraz ignorancji całego środowiska detektorystów. Osoby dopuszczające się takich haniebnych czynów są piętnowane przez innych poszukiwaczy, którzy zdają sobie sprawę z ich szkodliwego wpływu zarówno na stanowisko pracy, jak i na wizerunek całego środowiska.
Znane są również przykłady współdziałania archeologów z detektorystami, jak choćby na polu bitwy pod Grunwaldem, gdzie dzięki wspólnej pracy udało się już odnaleźć wiele ciekawych obiektów. Jest to jednak przypadek raczej odosobniony, większość archeologów nie dopuszcza możliwości wspólnego działania. A szkoda.
Znanych jest wiele przypadków odnalezienia drogocennych przedmiotów przez pasjonatów poszukiwań. Przedmiotów, które następnie wzbogacają lokalne muzea. Niestety, nie są to przypadki z naszego kraju. I pomimo że i u nas dochodzi do niesamowitych odkryć, to zdecydowana większość z nich jest ukrywana. I to nie z chęci zysku. Znalazcy boją się prawnych konsekwencji swoich poszukiwań. Wolą więc nie przyznawać się do nich.
Również w naszym regionie nie brakuje poszukiwaczy ani ciekawych znalezisk. Niestety, znamy jedynie te przypadki, w których poszukiwacze ponieśli konsekwencje swoich poszukiwań, gdyż wcześniej nie zadbali o stosowne zezwolenia. Może kiedyś dojdzie do złagodzenia prawa w tym zakresie, a archeolodzy zaczną się wspomagać środowiskiem detektorystów. Do tego czasu jednak wiele odnalezionych przedmiotów może bezpowrotnie zaginąć w zakamarkach piwnic i innych schowków lub nawet ulec zniszczeniu z powodu złego przechowywania.
Oczywiście nie jest też tak, że detektoryści mają całkowity zakaz poszukiwań. Te są możliwe po uzyskaniu zgody Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków i właściciela terenu, co akurat nie zawsze jest łatwe. Rozwiązanie takie również likwiduje możliwość spontanicznych poszukiwań bez wcześniejszych przygotowań i uzyskania zezwoleń.
Konflikt trwa.