Cnota, cnotka i niecnota [FELIETON]
„The four virtues”, illustration from „Ballet comique de la reine”/domena publiczna
Burza, która rozpętała się po słynnej wypowiedzi profesora Pawła Skrzydlewskiego, doradcy ministra edukacji, o cnotach niewieścich, ma w sobie coś z poetyki rosyjskiej metafory wyrażonej w znanym powiedzeniu: czto eto takoje smiesznoje i strasznoje? – ***** tigra!
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Można by powiedzieć bardziej elegancko, że cała ta awantura jest groteskowa, ale wtedy właśnie już zaczynamy używać określeń niezrozumiałych, lub wręcz wywołujących reakcję alergiczną. Cała bowiem wina Skrzydlewskiego polega na tym, że użył słów kojarzących się jak w dawnym opowiadaniu Hłaski o niejakim Sierzputowskim, który to passus pozwolę sobie w całości przypomnieć.
„Nauczyciel: Sierzputowski – z czym ci się ta chusteczka kojarzy?
Sierzputowski: Z dupą, panie profesorze.
Nauczyciel: Z dupą? Chusteczka? Dlaczego?
Sierzputwowski: Bo mnie się wszystko z dupą kojarzy”.
Na takich właśnie Sierzputowskich trafił Skrzydlewski. Ale trzeba też powiedzieć okrutnie i twardo: jego wina. Zapomniał bowiem mądrej ludowej maksymy: jakżeś wlazł między wrony, musisz krakać tak jak one. Wrony zaś krakają tak, jak na pewnym obrazku, zamieszczonym jeszcze za komuny na ostatniej stronie któregoś ze szmatławców (tak, wtedy też wychodziły kolorowe szmatławce). Było tam zdjęcie gołej baby (skoro już przyjęliśmy język kraczących, to bądźmy konsekwentni) z kotem i podpisem „prawdziwa cnotka nie boi się kotka”.
Mamy do czynienia z pokoleniem półinteligentów, którzy radzi by chętnie po leninowsku wyrzucić na śmietnik cały dorobek cywilizacji, całe dziedzictwo myśli europejskiej od Sokratesa i Platona po Kotarbińskiego i Kołakowskiego, którzy przecież nie mieli wątpliwości, że życie cnotliwe jest przedmiotem najwyższej pochwały i pożądania, bo cnota to nic innego, jak sposób osiągania dobra.
I tylko może dziwić, że nikt spośród opozycji nie zająknął się nawet, że Skrzydlewski, choć mówi archaicznym językiem, ma po prostu rację. Ale trochę ich rozumiem. Bali się linczu półinteligentów. Którzy mają alergię na słowa, których nie rozumieją.
Siedzi taki półinteligent przed telewizorem i duma: od półprzewodnika nikt nie żąda, by był przewodnikiem, a półinteligentów ciągle się czepiają.
Maksymilian Powęski