Hemingway spotyka Kafkę [FELIETON]
Jarosław Jakubowski, fot. Anna Kopeć (archiwum)
Lato, zwłaszcza w swoim schyłkowym, a więc najbardziej melancholijnym okresie, sprzyja lekturom nieśpiesznym i niewymuszonym. Podchodzisz do regału, wodzisz dłonią po grzbietach książek i w końcu wybierasz. Dlaczego tę, a nie inną? Nie ma na to prostej odpowiedzi. Może kieruje tobą oczekiwanie przyjemności? Może spodziewasz się, że ta właśnie książka przyniesie ci kolejne czytelnicze olśnienie, kiedy czujesz, że jesteś częścią świata przedstawionego, idziesz z bohaterem i przeżywasz to samo, co on i tak samo, jak on.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Nie jestem pożeraczem książek, nie konsumuję ich w ilościach hurtowych, nie mogę pochwalić się osiągami rzędu kilkuset czy nawet stu pozycji na rok. A są przecież tacy czytelnicy. Podziwiam ich, ale trochę nie rozumiem. Nie rozumiem, bo nie umiem w sobie znaleźć aż takiego zapału dla wydawniczych nowości. Zdarza mi się sięgać po książki, które już znam, to znaczy kiedyś czytałem, ale z jakiegoś powodu czuję, że muszę do nich wrócić. Tego lata tak było z Ernestem Hemingwayem. Ulubiony pisarz Marka Hłaski. I również ja, zachęcony w licealnych czasach przez Hłaskę, sięgnąłem po „Papę”. Wtedy czytałem go trochę na zasadzie „must read”, nie wypadało nie znać noblisty, który całe życie budował swój wizerunek twardego człowieka ze strzelbą na ramieniu i piszącego krótkie zdania sławiące męstwo. Aż do końca, który nastąpił 2 lipca 1961 roku w mieście Ketchum w stanie Idaho. Tego dnia strzelba wypaliła po raz ostatni.
Tym razem wpadły mi w ręce „Śniegi Kilimandżaro”, niewielka książeczka ze słynnej serii „z kolibrem”, a w niej olśniło mnie nie opowiadanie tytułowe (choć przejmujące), ale historia zatytułowana „Rzeka Dwóch Serc”. Historia bardzo prościutka, opowiedziana z pietyzmem uważnego obserwatora przyrody. Bohater, młody mężczyzna imieniem Harry, wybiera się na pstrągi nad tytułową rzekę, płynącą przez teren, który niedawno nawiedziły pożary. Nie ma tu dramatycznych wydarzeń, jest za to piękno świata, oddane poprzez doskonałe, zwięzłe opisy. Jest rozkoszowanie się samotną wędrówką, zakładaniem obozowiska, spożywaniem posiłku po całym dniu niejedzenia, łowieniem pstrągów na przynętę z koników polnych łapanych do butelki. O Harrym nie wiemy nic, poza tym, że jest wytrawnym wędkarzem. Za to wiele dowiadujemy się o rzece, drzewach, trawach, rybach i nadrzecznych mgłach.
Przeczytałem też na nowo „Starego człowieka i morze”. Najważniejsze w tym długim opowiadaniu wydały mi się teraz monologi rybaka Santiago. Monologi trochę jak modlitwa, a trochę jak spowiedź u schyłku trudnego życia. Mężczyzna zwraca się do Boga, do ryby na którą poluje, do ptaka, który przysiada na burcie łodzi, do morza, które jest dla niego rodzaju żeńskiego, do pozostawionego na brzegu chłopca, który był jego jedynym przyjacielem. Santiago jest drobną cząsteczką kosmosu i z jego punktu widzenia tego kosmosu doznajemy. Bezowocne zmagania z naturą ogniskują świadomość starca wokół wartości elementarnych, wśród których najważniejsza jest miłość. Do ludzi i do życia. Mimo wszystkich przeciwności.
Franza Kafkę możemy usytuować na antypodach pisarstwa Hemingwaya. Ale czytając zbiór miniatur „„Okno na ulicę”, zdałem sobie sprawę, że Kafka również umieszczał swoich bohaterów, a raczej swojego bohatera, bo w zasadzie to ciągle ta sama persona, w centrum kosmosu, z jego osobliwościami i niejasnymi zdarzeniami, budującymi atmosferę metafizycznego horroru. Podróże u Kafki, w przeciwieństwie do Hemingwaya, nie są spektakularne i rzadko odbywają się w rzeczywistej przestrzeni. Jeśli już, to są zwykle nieudane i niedocieczone, jak to z niedokończonego opowiadania „Przygotowania do ślubu na wsi”. Najczęściej są to wyprawy w nieznane rejony umysłu. „Nie jest konieczne, byś poszedł z domu. Pozostań przy stole i słuchaj. Nawet nie słuchaj, czekaj tylko. Nawet nie czekaj, bądź całkiem cicho i sam. Świat sam się przed tobą odsłoni, nie może być inaczej, będzie się wił przed tobą w ekstazie”. Tak kończy się ta niewielka, ale niezwykła książka.
Wygląda więc na to, że niezależnie od tego, czy wyjdziemy z domu, czy w nim zostaniemy, zawsze możemy liczyć na fascynujące przygody. Lektury schyłku lata z pewnością to umożliwią.