Niekończąca się tragedia
Osiem lat temu udowodniliśmy światu, że u nas możliwe jest także niemożliwe. Tyle, że chluby nam to nie przynosi, bo nie chodzi o żaden bohaterski czyn, jakich w swojej historii mamy wiele, ale o katastrofę lotniczą, która by się nie wydarzyła, gdyby nie... zamach. Zamach na procedury i zdrowy rozsądek.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Maciej Eckardt
felietonista „Tygodnika Bydgoskiego”
10 kwietnia 2010 roku, od chwili startu aż do samego końca, los 96 pasażerów feralnego lotu TU 154 do Smoleńska był w polskich rękach. Nie powinni byli wtedy wylecieć, a wylecieli. Nie powinni byli wtedy lądować, a jednak lądowali. Wszyscy zginęli, z prezydentem RP na czele, bo nikt wówczas nie zrobił tego, co się robi standardowo we wszystkich cywilizowanych krajach.
W krajach takich samolot głowy państwa nie lata na lotnisko, jeśli nie jest ono bezpieczne, zarówno pod względem technicznym, jak i panujących na nim warunków atmosferycznych. Tymczasem polski „Air Force One” TU 154 z najważniejszymi osobami w państwie z zadziwiającą beztroską na takie właśnie lotnisko poleciał. Nie znalazł się w polskich służbach nikt – niestety, także w prezydenckiej kancelarii – kto zawołałby, niechby i na puszczy, że ten samolot w takim składzie nie powinien wystartować!
Katastrofa smoleńska, to obok dramatu ofiar i ich rodzin, przede wszystkim dramat państwa, które nie potrafiło zapewnić bezpieczeństwa swojemu prezydentowi, które okazało się nie dość zapobiegliwe i przewidujące. Państwa, które nie zdało podstawowego egzaminu. Państwa, które w Smoleńsku rozbiło się razem ze swoim prezydentem i które po czymś takim, trudno traktować poważnie.
Osobnym dramatem jest to, co się stało po Smoleńsku, a więc doszczętnie zdemolowane życie publiczne, pokazujące jakąś przedziwną skłonność jego licznych aktorów do masochizmu i wzajemnego zadawania sobie bólu, sypania soli w rany, którym powinno dać się spokojnie zasklepić. Niestety, dzieje się to na oczach świata, który coraz mniej rozumie, o co nam chodzi.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Polska wciąż przypomina lecący do Smoleńska TU 154. Dookoła słychać – Polsko, PULL UP! TERRAIN AHEAD! Niestety, nie ma komu poderwać nas, Polaków, na „drugi krąg”, zanim sami o siebie się rozbijemy.