Papierkowa robota Jubilata [FELIETON]
Spotkanie autorskie połączone z jubileuszem 50-lecia pracy twórczej Stefana Pastuszewskiego odbyło się 15 października w KPCK/fot. Anna Kopeć
Książka „Krótka historia literatury w Bydgoszczy” trafiła w zapotrzebowanie. Wypadałoby sobie życzyć kolejnego wydania, uzupełnionego przez autora o fakty przeoczone w pierwszym - pisze Jarosław Jakubowski o nowej publikacji Stefana Pastuszewskiego.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Stefan Pastuszewski świętuje 50-lecie pracy twórczej. Jak sam stwierdził podczas niedawnego benefisu w Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury, fakt już półwiecznego uczestnictwa w literaturze uświadomiła mu znajoma osoba, przypominając, że w 1971 roku ukazał się w prasie jego debiut poetycki. Od tamtej chwili Pastuszewski zdążył opublikować kilka dziesiątek książek – poezji, tomów opowiadań, a także dwie powieści. Najnowszą jego pozycją jest „Krótka historia literatury w Bydgoszczy”, nad którą pracował kilka ostatnich lat. Zebrał w niej niesamowitą liczbę danych biograficznych, bibliograficznych, przyczynków krytycznych i innych materiałów składających się na zarys dziejów piśmiennictwa bydgoskiego od wieku XVII po czasy współczesne.
Książka w mojej ocenie nie jest wolna od usterek choćby w warstwie faktograficznej, a i z ocenami autora odnośnie niektórych pisarzy można dyskutować. Niemniej mamy do czynienia z ważnym tytułem, po który powinni sięgnąć w pierwszej kolejności nauczyciele polskiego, potem ich uczniowie, a wreszcie wszyscy miłośnicy literatury miasta nad Brdą. Rzecz jasna jako pierwsi rzucili się na nią opisani w niej żyjący pisarze. I oni też przeważali wśród widowni KPCK-owskiego piątkowego wieczoru. Co ciekawe, przybyli ludzie z różnych stron bydgoskiego środowiska literackiego – SPP-owcy, ZLP-owcy i niezrzeszeni.
To charakterystyczne, bo Pastuszewski jest człowiekiem, który stara się raczej łączyć niż dzielić, a podczas spotkania mówił, jak bardzo brakuje mu środowiska pisarzy w takiej formie, w jakiej funkcjonowało ono przed laty, kiedy istniały salony i kawiarnie artystyczne, z nieodżałowanym „Węgliszkiem” na czele. Lekko polemizował z nim Dariusz Lebioda, twierdząc, że w dobie mediów społecznościowych, w których pisarze dzielą się swoją twórczością, tradycyjne pojęcie „środowiska” odchodzi do lamusa, a wartością samą w sobie jest to, że niezależnie od siebie działają takie ośrodki życia literackiego, jak Galeria Autorska, Klub „Modraczek” czy Miejskie Centrum Kultury. Podkreślił również, że podstawowym warunkiem ożywienia środowiska jest zaistnienie ważnych książek, w których Bydgoszcz i bydgoskie tematy byłyby obecne. Uczestniczący w spotkaniu Andrzej Adamski, wielki miłośnik twórczości Pastuszewskiego i orędownik hasła „łączy nas Bydgoszcz”, stwierdził, że nie tęskni za „Węgliszkiem” jako symbolem „diabelskiego myślenia”, a zarazem uznał, że władze miasta „nie czują” kultury. W tej sytuacji jego zdaniem należy stosować metodę „powracającego natręta”, przypominającego o roli kultury w budowie wspólnoty. Wśród głosów w dyskusji wyróżnić można też Marka Kazimierza Siwca. Ten poeta i profesor filozofii żarliwie odpowiedział jednemu z przedmówców, który ocenił, że Bydgoszcz jest pozbawiona silnego i wyrazistego środowiska literackiego. M.K. Siwiec stwierdził, że w mieście tym działy się ważne rzeczy z punktu widzenia krajowego, a nawet europejskiego (Bydgoski Marzec 1981), owocujące ciekawymi zjawiskami artystycznymi. Samo położenie i ukształtowanie geograficzne grodu jest zdaniem Siwca unikatowe i inspirujące dla twórców. „Bydgoszcz jest czarną perłą nadrzeczną!” – przekonywał poeta.
Dyskusja ta, którą cytuję z pamięci i w urywkach, nasuwa dwie zasadnicze tezy. Po pierwsze, książka „Krótka historia literatury w Bydgoszczy” trafiła w zapotrzebowanie. Wypadałoby sobie życzyć kolejnego wydania, uzupełnionego przez autora o fakty przeoczone w pierwszym. Być może przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że Stefan Pastuszewski opierał się głównie na źródłach papierowych (przyznał, że Internet traktuje dość nieufnie). Po drugie, pisarzom potrzebne jest miejsce, w którym mogliby się spotykać i rozmawiać, spierać się, czytać swoje nowe utwory itd. Dobrze, że takim miejscem chce być Salon Hoffman w KPCK, kierowany przez dyrektor Ewę Krupę, która spotkanie z jubilatem również poprowadziła.