Felietony 3 cze 2021 | Redaktor
Sen o równości [FELIETON]

Jarosław Jakubowski, fot. Anna Kopeć (archiwum)

Sztuka powinna rodzić się na kamieniu, a nie na miękkich poduszkach. Jeśli chcesz żyć z pisania, grania czy malowania, próbuj. Walcz - pisze o pracy artysty Jarosław Jakubowski.

Ostatnio rzuciła mi się w oczy tabelka, z której wynika, że w Polsce jest 59 970 artystów różnych branż. W pierwszej chwili pomyślałem, że to żart, ale dane pochodzą z raportu „Policzone i policzeni” przygotowanego przez Zespół Centrum Badań nad Gospodarką Kreatywną Uniwersytetu SWPS. Poważne badania, poważni naukowcy. I naukowczynie. Poważne też nazwy: „gospodarka kreatywna”. Te liczby pochodzą z 2018 roku i uwzględniają również „nowe zawody”. Z tabeli wynika, że najwięcej mamy muzyków, a najmniej artystów interdyscyplinarnych. Literaci, którzy akurat interesują mnie najbardziej, plasują się gdzieś w dolnej połowie zestawienia. Jest ich 2830 co do jednego. Liczby wzięły się z połączenia dwóch źródeł: dostępnych baz danych i ankiet. Pal zresztą licho, jak policzono artystów w Polsce, bo metodologie można przyjmować różne, a trwający spis powszechny może dać pełniejszą odpowiedź.

Ważniejsze jest pytanie, kto to jest artysta. Czy ten, kto się za niego uważa, czy też ten, kogo inni uznają za artystę. Niedawno w przestrzeni publicznej pojawił się projekt ustawy o statusie artysty zawodowego, który przewiduje, że taki status będzie nadawany komisyjnie na podstawie dorobku twórczego i określonych kryteriów dochodowych. Chodzi o to, czy roczny dochód z działalności artystycznej przekracza pewną granicę, czy nie. Od tego zależy, czy będę, czy nie będę artystą zawodowym i czy będę otrzymywał finansowe wsparcie od państwa. To, przyznam, urzędowe, ale przynajmniej bardziej miarodajne kryterium, chociaż od razu nasunęła mi się wizja smutnych panów (i pań) z komisji, którzy będą oglądać delikwenta, żeby orzec, czy spełnia wymogi artysty. Samo w sobie jest to dość zabawne, chociaż zarówno autorom projektu badawczego SWPS, jak i inicjatorom projektu ustawy chodzi o ulżenie polskim artystom w ich niedoli. Przyjęło się bowiem sądzić, że artyści w Polsce klepią biedę, bo nikt, a w szczególności państwo, ich nie wspiera. Uczciwie rzecz biorąc, nie ma chyba w Polsce twórcy, który by nie skorzystał z jakiejkolwiek pomocy publicznej, czy to samorządu, czy państwa. Jeśli jest w miarę zdolny i obrotny, to choćby prawem statystki zwykle ustrzeli jakieś stypendium albo nagrodę. Problem w tym, że jednym powodzi się znakomicie, a innym fatalnie. Problem to stary jak świat i jak dotąd nikt nie znalazł na to sposobu. Przede wszystkim dlatego, że artyści, tak jak wszyscy inni ludzie, dzielą się z grubsza na biednych i bogatych. Dzieje się tak z różnych powodów, zwykle ludzie bogactwo dziedziczą, a nieliczni do niego dochodzą dzięki swoim umiejętnościom, w tym również artystycznym. Są wielcy artyści, którzy cierpią nędzę i żałośni chałturnicy opływający w dostatek. Chciałbym, tak jak i Wy, żeby było na odwrót, a jeszcze bardziej chciałbym, żeby nikt nie cierpiał nędzy. I żeby panowała wieczna wiosna, z temperaturą tak w granicach 20-25 stopni Celsjusza i błękitnym niebem, które deszczowymi chmurami zaciąga się wyłącznie w poniedziałki i wtorki w godzinach pracy. Jednak życie, podobnie jak pogoda i w ogóle klimat, z natury jest niesprawiedliwe. Rządzi się niejasnymi regułami, a może w ogóle nie ma w nim żadnych reguł, tylko przypadek, zrządzenie losu, łut szczęścia?

Sytuacja artystów jest zbliżona do sytuacji osób wykonujących zawody nieartystyczne. Wiadomo, artysta to ktoś, kto nie odbębnia ośmiu godzin na etacie, ale pracuje wtedy, kiedy ma natchnienie albo zlecenie i goni go termin. Są też tacy, którzy pracują właściwie jakby byli na etacie, bo na przykład muszą te tysiąc słów dziennie napisać choćby waliło się i paliło. To wciąż jednak nie czyni artystów grupą wyjątkową, której z samego faktu bycia artystami należy się coś ekstra. Nigdy nie uważałem, że artysta to ktoś szczególny i przez to zasługujący na szczególne względy. Sam o sobie zresztą nie lubię myśleć jak o artyście, bo kojarzy mi się to raczej z kimś szalonym i nawiedzonym niż osobnikiem dzień w dzień bębniącym palcami w klawiaturę komputera. Zapewne wśród artystów są ludzie wyjątkowi, interesujący, niezwykli, ponadprzeciętni etc. Tak samo jak wśród rolników, operatorów dźwigów, urzędników, nauczycieli, inżynierów i przedstawicieli handlowych. Wszyscy oni, żeby mieć lepiej, na ogół muszą ciężko harować. Specyfika pracy twórczej jest taka, że nawet jeśli wykonuję ją wzorowo, sumiennie, uczciwie, nawet jeśli tworzę w moim mniemaniu dzieła wielkie, to niestety, nie zawsze jest na nie zapotrzebowanie. To jedna z tajemnic sztuki. Jej historia przecież pełna jest nierozpoznanych za życia geniuszy, sławy pośmiertnej albo przeciwnie – doczesnej, choć krótkotrwałej. Dzisiejsze rankingi książkowych bestsellerów za sto lat mogą okazać się ciekawostką ujętą w przypisie do właściwej Historii Literatury. Ona właśnie uczy, że to bardzo prawdopodobny scenariusz.

Los artysty jest trudny, bo taki być musi. Sztuka powinna rodzić się na kamieniu, a nie na miękkich poduszkach. Jeśli chcesz żyć z pisania, grania czy malowania, próbuj. Walcz. Jeśli się nie udaje, znajdź jakąś robotę i próbuj dalej. Oczekiwanie, że państwo wyręczy artystów w walce o lepszy byt, jest chciejstwem, jakby powiedział Melchior Wańkowicz. Chciejstwo ma może i szlachetne pobudki, ale zwykle opłakane skutki.

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor