Seniorka? Nie, dziękuję – o języku godnym starszych niewiast

fot. Pixabay
Dziś dzień matki. Wielu z nas jest wieku dojrzałym, a nasze mamy osiągnęły wiek, który w klasycznej polszczyźnie nazywany sędziwym.
Inne z kategorii
Republika – Polska sprawa [ŚLEPYM TRAFEM]
My, Naród...
Tymczasem we współczesnej polszczyźnie coraz częściej trafiamy na słowo „seniorka” – niby nowoczesne, równościowe, poprawne. W urzędowych komunikatach czy mediach królują nagłówki typu: „Seniorka potrącona na pasach”, „Zajęcia fitness dla seniorek” czy „Klub seniorki i seniora”. Ale przy całej tej formalnej grzeczności trudno oprzeć się wrażeniu, że „seniorka” to słowo o dziwnie niskim ciężarze gatunkowym.
Brzmi ono bowiem nie jak wyraz szacunku, ale jak niezgrabna kalka z języka urzędników i folderów promujących „aktywne starzenie się”. Dźwięczy w nim coś protekcjonalnego, zdziecinniałego – jakbyśmy nie mówili o kobiecie dojrzałej, ale uczestniczce przedszkolnego kółka plastycznego.
Tymczasem klasyczna polszczyzna doskonale radziła sobie bez tego słowa. Mieliśmy – i mamy nadal – cały wachlarz określeń niosących szacunek, ciepło i godność wobec kobiet w starszym wieku. Mówimy więc o niewieście, że jest sędziwa. To forma żeńska od „sędziwy”, czyli nie tylko „wiekowa”, ale też doświadczona, mądra, zasłużona. Słowo to pochodzi od prasłowiańskiego rdzenia związanego z sądem, radą, rozsądkiem (por. „sądzić”, „sędzia”). Oznacza nie tylko zaawansowany wiek, ale też mądrość wynikającą z doświadczenia. Sędziwy to ktoś, kto żył długo i mądrze – nie tylko „stary”, ale doświadczony, zasłużony, godny powagi.
„Sędziwy” i „sędziwa” pojawiały się regularnie w literaturze romantycznej, staropolskiej i biblijnej. To określenia używane wobec ludzi zasłużonych, wiekowych i dostojnych. „W sędziwej głowie siedzi mądrość, a długie lata dają roztropność” – czytamy Księdze Hioba.
W przeciwieństwie do „seniorki”, słowo „sędziwa” nie brzmi ani infantylnie, ani sztucznie – niesie z sobą ciężar tradycji i piękna językowego.
Jest też piękne słowo „matrona”, oznaczające kobietę stateczną, poważaną, godną czci. Istnieje wreszcie „starsza pani” – neutralne, eleganckie, używane od pokoleń.
Zamiast więc „seniorki”, której forma i brzmienie rodem z broszury ZUS-u nie oddają żadnego z tych sensów, mamy piękne, polskie słowa. Język nie potrzebował żeńskiego odpowiednika „seniora”, bo intuicyjnie wyczuwał, że nie wszystko musi być symetryczne. Niektóre formy – jak dobrze skrojone ubranie – pasują tylko w jednej wersji.
A jak radzą sobie z tym zagadnieniem inne języki? Łacina, z której pochodzi forma „senior” (jest to w tym języku stopień wyższy od „senex” - stary, czyli „senior” to po prostu starszy) nie tworzy w zasadzie formy żeńskiej. Mówi się „femina senior” — starsza kobieta, bez miany końcówki.
W języku włoskim mamy: signore – pan, signora – pani. To jednak nie oznacza bezpośrednio „seniora” w sensie osoby starszej. W praktyce „una signora anziana” oznacza starsza pani, „una signora di una certa età” – pani w pewnym wieku (ładne, delikatne), anziana (jako rzeczownik) – osoba starsza. Włoski nie potrzebuje słowa „seniorka” – kultura i język domyślnie niosą szacunek dla signory w każdym wieku.
Podobnie we Francji, jeśli chodzi o wiek, używa się „une dame âgée” – starsza dama, „une vieille dame” – dosł. stara pani (co może być neutralne lub ciepłe, zależnie od kontekstu). Nie ma słowa „séniore” jako żeńskiego odpowiednika – i nikt nie czuje takiej potrzeby. Francuski trzyma się elegancji i kontekstu, a nie gramatycznych automatów.
W języku angielskim również nie ma żeńskiej wersji „senior” jako rzeczownika. Mówi się „elderly woman” – starsza kobieta (neutralne, choć czasem brzmi medycznie), „older woman” – kobieta starsza (bardziej miękkie), „a lady of a certain age” – pani w pewnym wieku (bardzo delikatne, wręcz z humorem). Słowo „senior woman” może wystąpić, ale wyłącznie jako przymiotnik (np. senior woman manager) – nigdy jako „seniorka” w sensie samodzielnego rzeczownika.
Tworząc takie słowa jak „seniorka”, nie tylko rozbijamy strukturę języka – rozcieńczamy jego sens. Pozornie nowoczesne, takie neologizmy okazują się być językowymi „erzacami”, które nie niosą ani treści, ani godności. Nie wszystko, co nowe, jest lepsze. I nie każde słowo potrzebuje wersji żeńskiej – czasem wystarczy trochę smaku.
Michał Jędryka