Świętować, to my umiemy. Taki polonizm [FELIETON]
„Nie ma ucieczki przed gębą, chyba, że w inną gębę” – mówi Gombrowicz.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Jarosław Kopeć
Tygodnik Bydgoski
Choć świat zdecydowanie przyspieszył i weseliska trwające cały tydzień zdarzają się coraz rzadziej, to miniony weekend pokazał dobitnie: świętować umiemy.
A zwłaszcza wtedy, gdy ktoś nam próbuje tego zabronić. Ta nasza narodowa duma, nasz niepokorny i niepokonany charakter, były w tych dniach tak wyraźnie widoczne.
Jak Polska długa i szeroka było biało-czerwono. W Warszawie, Gdańsku i Bydgoszczy. Biało-czerwono było na świecie. Czuliśmy dumę i cieszyliśmy się, że jesteśmy razem, że stanowimy siłę, potęgę, że jesteśmy naprawdę niepodlegli i robimy jako naród to, na co mamy ochotę.
Taki właśnie jest ten nasz polski patriotyzm. Trochę hardy i twardego karku, trochę uczuciowy, ale niemożliwy do wykorzenienia. Im bardziej ktoś próbuje go stłumić, przygasić, stępić, a nawet ośmieszyć, tym bardziej on głowę podnosi, spod ziemi nagle wyrasta, gromadzi setki tysięcy gotowych na wszystko osób, które nie pozwolą sobie odebrać ani wolności, ani narodowej dumy.
Czy ten nasz polski entuzjazm, ten jakiś rodzaj narodowego odrodzenia, który spadkobiercom sanacji i endecji pozwala maszerować wspólnie, może kogoś zniesmaczać, budzić grozę?
Tak. Nie chcę tu rozliczać naszych narodowych podziałów, bo to osobna historia, zrobił to zresztą biskup Jan Tyrawa w kazaniu, które z pewnością było świetną diagnozą sytuacji. I nie sposób się z ordynariuszem nie zgodzić: „Już większego rozdarcia być nie może”.
Tyle że są ludzie, którzy tego polskiego patriotyzmu, tej trochę staroświeckiej, ale jednak pięknej polskiej uczuciowości, zwyczajnie się boją. Są wręcz przerażeni. Czym? Otóż polskiemu patriotyzmowi, polskiej narodowej dumie przyprawiono gębę. Miał rację Gombrowicz w „Ferdydurke”. Nie ma ucieczki przed gębą. Ta gęba nazywa się różnie. Nacjonalizm, faszyzm, nawet nazizm. Europa zachodnia się tych demonów panicznie boi, bo one właśnie na tamtym gruncie, przenikniętym rewolucyjnym duchem początku XX wieku, wyrosły. Ma rację biskup Tyrawa, nie rozumieją nas, Polaków na Zachodzie. Skoro już do literatów się odwołuję, to przypomnę i modlitwę Tuwima: „a nade wszystko słowom naszym, zmienionym chytrze przez krętaczy, jedyność przywróć i prawdziwość”. A właśnie nasz patriotyzm to znaczy miłość Ojczyzny, własnej kultury, odrębnej tradycji. Dlatego nie ma sensu stawianie polskiego ducha narodowego w jednym szeregu z demonami, które wywołały światowe nieszczęścia. Rozumie to świetnie ks. prałat Roman Kneblewski w Bydgoszczy i próbuje przywrócić słowu „nacjonalizm” tę polską jedyność i prawdziwość. Ale ponieważ używa go w znaczeniu, którego nie chce słyszeć mainstream, jemu też dorobiono „gębę” – gębę „naziola”.
„Nie ma ucieczki przed gębą, chyba, że w inną gębę” – mówi Gombrowicz. Może to jest dobre wyjście. To, czego jesteśmy świadkami, co rodzi się na naszych oczach przy okazji tego stulecia, to polonizm. Ruch narodowej jedności, doceniający wszystko, co polskie. Bo o jedności i sile narodowej nie świadczy potęga zbrojna. Tak jak Norwid o języku pisał, że nie miecz i nie tarcza są jego bronią, tak nie armia i nie państwowy aparat stanowią o potędze narodu, ale jego język i obyczaj oraz kultura.
Bo to właśnie o kulturę toczy się obecna walka. Nie walka zbrojna, ale zacięta. Wbrew Marksowi, który kulturę uważał tylko za nadbudowę, na przykład Bismarck doskonale wiedział, co jest istotne dla „rządu dusz”. Dlatego mieliśmy „Kulturkampf”. Wiedzą o tym również neomarksiści, dlatego mieliśmy rewolucję kulturową. Zrozumiał to naród polski i dlatego rodzi się nowe zjawisko – polonizm. Oby je zauważyły i doceniły elity. Oby potrafiły wytłumaczyć to naszym partnerom na Zachodzie i na Wschodzie, by nie musiał nowy Wyspiański za lat kilkadziesiąt pisać – miałeś chamie złoty róg.
Felieton ukazał się w papierowym wydaniu „Tygodnik Bydgoskiego” 15 listopada 2018 r.