Felietony 17 lut 2019 | Redaktor

Trzy fakty z ostatnich dni składają się na symptom tęsknoty za Nowym Wspaniałym Światem.

     

Jarosław Jakubowski

pisarz, poeta, dziennikarz

Fakt pierwszy: tak zwany „polonez równości” w jednym z warszawskich liceów. Oto chłopcy i dziewczęta w geście solidarności z osobami „LGBTQ” (pewnie nie wyczerpałem całej gamy skrótów) odtańczyli tradycyjnego (nowoczesność w parze z tradycją!) studniówkowego poloneza z kolegami i koleżankami tej samej płci. Akcja była dobrowolna, ale tak się złożyło, że nikt nie wyraził obiekcji dla jednopłciowego tańca. Przykro było mi patrzeć na te dzieciaki, wrobione w sytuację, z której nie do końca zdawały sobie sprawę. Za ileś lat ich dzieci i wnuki dokopią się do tych zdjęć i zadadzą parę trudnych pytań. Lecz być może będzie to już wtedy dla nich czymś naturalnym, na co ciężko pracują dziś zastępy lewicowych inżynierów dusz.

Wśród nich rzecz jasna pracownicy mediów. Na Onecie przeczytałem ostatnio wywiad z osobą prezentującą się jako „transpłciowa”. I to jest ten drugi fakt. Ta osoba (przedstawiona żeńskim imieniem „Edyta”) dała wykład swoich oczekiwań i marzeń. Streszczę je w dwóch punktach: 1. „Moja tożsamość płciowa jest moim przyrodzonym dobrem i nikt nie ma prawa o niej decydować. Płeć powinna być wyznaczana na zasadzie deklaracji. (…)” 2. „To, że ktoś jest „trans” nie znaczy, że musi się cały czas określać w wymiarze jednej płci wynikającej z typowego dla naszej kultury układu binarnego: kobiecość – męskość”.

Słyszycie? Nikt nie ma prawa decydować, czy jestem mężczyzną, czy kobietą. Nikt. Tylko ja. Ja to znaczy kto? No, to zależy kim się w danej chwili czuję: ja-mężczyzna, ja-kobieta, ja-bezpłciowiec. Ja-jedynowładca własnego istnienia. Forpocztą nowego świata, nowego i wspaniałego, chce być oczywiście sztuka, zwłaszcza teatr, który ma ambicje modernizowania świadomości społecznej. I tu nadciąga fakt trzeci – premiera spektaklu „Trump i pole kukurydzy” w bydgoskim teatrze. Paweł Łysak, który tym dziełem wraca po pięciu latach do Bydgoszczy, zainspirował się badaniami niejakiej Moniki Gagliano nad, uwaga, inteligencją kukurydzy i porozumiewaniem się roślin.

„Okazuje się, że one uczą się, komunikują, odczuwają. Doświadczają czegoś, co możemy nazwać emocjami. Boją się, próbują się bronić” – przekonuje reżyser. „W wizji twórców inicjatywę przejmą kobiety, które swoim działaniem zanegują patriarchalne struktury społeczne, polityczne i gospodarcze. Przenosząc akcent na budowanie relacji – zamiast na rywalizację, na opiekuńczość – zamiast dominację, będą znajdować kolejne powody, by aktywnie uczestniczyć nie w ratowaniu starego świata, ale w budowaniu nowego, bardziej sprawiedliwego” – to już zapowiedź ze strony internetowej teatru.

Trzy fakty, trzy znaki, jedna droga – w takt równościowego poloneza, którego zatańczą nam ludzie dowolnie wybranej płci oraz zrównane z nimi rośliny. Zakładam, że zwierzęta również będą miały dostęp do tego korowodu. Dalszym etapem powinno być przyznanie zwierzętom i roślinom praw przynależnych osobie ludzkiej, więc także do swobodnego oznaczania płci. Niewykluczone, że w postępowej perspektywie znajdują się małżeństwa zawierane nie tylko pomiędzy osobami, ale również przedstawicielami różnych gatunków, a nawet królestw? Polonez tańczony na równych prawach przez człekozwierzorośliny, to wizja całkiem realna. Szaleństwo? A komu jeszcze kilkanaście lat temu śniło się to, co dzieje się na naszych oczach? Samobójczy trans człowieka trwa i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek mogło go zatrzymać.

 Jarosław Jakubowski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor