Uwaga człowiek! Czyli świat po koronawirusie.
fot. Anna Kopeć
Niemal wszyscy zastanawiamy się jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość po ustaniu epidemii koronawirusa. Powstało już kilka scenariuszy przyszłych wydarzeń. Zgadzam się z wybitnym geostrategiem dr Jackiem Bartosiakiem, że ciężko mówić już teraz o tym co będzie po, gdy nie wiemy co jeszcze czeka nas w trakcie. Pomimo tego, jako że mnie również wielce nurtuje to zagadnienie to kilka słów postanowiłem jednak skreślić.
Inne z kategorii
W rocznicę zakatowania bł. ks. Popiełuszki: Wojewoda i świat cały
Ta brzydka polityka [FELIETON]
Dotychczas nasza egzystencja wyglądała dosć stabilnie. Różne zawirowania nie zmieniały obranego kursu. Gdyby przyrównać nas do statku to można by powiedzieć, że pomimo silnych fal i niesprzyjających warunków pogodowych płynęliśmy cały czas w obranym kierunku. Tym kierunkiem niestety było powszechne nastawienie się na konsumpcjonizm. „Mieć” a nie „być”. To wszystko mam wrażenie właśnie minęło. Czy jednak na zawsze? To napewno trudne pytanie. A odpowiedzieć będzie można dopiero za kilka miesięcy, jeśli nie lat. Scenariusze w tej kwestii rysują się aż trzy. Możemy wrócić na utartą wcześniej ścieżkę, co wydawać by się mogło mimo wszystko najrozsądniejsze lub podążyć zupełnie nową drogą. Wytyczyć nowe kierunki, nowe cele naszej egzystencji, zostawiając w przeszłości to co już było. Byłaby to pewna podróż w nieznane, a więc podjęlibyśmy jako społeczeństwo znaczne ryzyko. Jest oczywiście jeszcze trzecia droga. Trzecią drogą może być wybranie tego co najlepsze z obu możliwości. Byłoby to połączenie pielęgnacji starych wartości z dążeniem do jak największego unowocześnienia życia. Mam oczywiście świadomość, że ciężko te wszystkie zagadnienia streścić w jednym, dość krótkim felietonie. Dlatego też spróbuję zwrócić uwagę tylko na kilka najbardziej nurtujących mnie kwestii.
Obecnie wszelkie instytucje kulturalne typu kina, muzea, teatry, jeśli mają taką możliwość przenoszą swoją działalność do wirtualnej rzeczywistości. Po ustaniu epidemii można pokusić się o prognozę, że działalność wirtualna zostanie oczywiście podtrzymana, to jednak Polacy licznie ruszą z domów by obcować z kulturą na dotknięcie ręki. Tu nawet toruńskie hasło „gotyk na dotyk” nabierze bezpośredniego znaczenia. Po tygodniach domowej stagnacji i gnuśnienia, nawet ktoś kto nie odnajduje się np. w sztuce teatralnej chętnie zajrzy do tej placówki by pooddychać tym zapachem sztuki.
Ale jest też właśnie ten przeciwstawny scenariusz. Czyli powolne odzwyczajenie się od korzystania z dobrodziejstw szeroko pojętej kultury. Spowodować to może całkowite systematyczne odchodzenie od niej. Kultura ogólnie zostałaby uznana za rzecz zbędną w rozwoju człowieka. Potrzeby duchowe zeszłyby na drugi, jeśli nie na dalszy plan, a głównym celem egzystencji ludzkiej, stałoby się zwyczajnie jedynie przetrwanie.
Jednak kultura to jedno, choć bardzo ważne zagadnienie. Jest ich znacznie więcej. Tych nad którymi często się nie pochylaliśmy, uznając za oczywiste. Czasami przy różnych sytuacjach pada stwierdzenie „człowiek człowiekowi wilkiem”. I w dobie epidemii koronawirusa ten aspekt odczuwam najmocniej. Idąc ulicą, podczas mijania kolejnych osób odsuwamy się od siebie. Często rzucamy podejrzliwe spojrzenie, czy aby mijana osoba nie jest zakażona. Być może uciekła z kwarantanny. I teraz minięcie jej na ulicy może spowodować przejście zakażenia na naszą osobę. Pomijam zupełnie fakt, że ktoś kichnie, czy też kaszlnie. Taka osoba obawiać się może wręcz ukamieniowania wzrokiem.
Czy po ustaniu epidemii odejdziemy od pięknej praktyki całowania kobiety w rękę, przybijania piątki z kolegą czy zwykłego gestu podania sobie ręki? Tego nie wiemy. Obecnie z góry zakładamy, że każda mijana osoba może być nosicielem wirusa.
Wiele zmian może nastąpić w przypadku społecznej akceptacji dla wysokich apanaży dla lekarzy, pielęgniarek i innych osób stojących na straży naszego zdrowia. Do tej pory powszechnie uważano, że lekarz to zawód wysokiego zaufania społecznego, że jest potrzebny, trudno osiągalny i dość dobrze opłacany. I własnie ten ostatni argument stał na przeszkodzie akceptacji kolejnych strajków i żądań zwiększenia wynagrodzeń w polskiej służbie zdrowia. Mam wrażenie, że po ustaniu epidemii, kiedy widzimy jak lekarze stają na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem, społeczna akceptacja dla ich wysokich wynagrodzeń może być powszechna. Zdajemy sobie sprawę, że to w dużej, decydującej wręcz mierze od nich zależy nasze życie.
Zwiększyć się również może dbałość o seniorów, często samotnych, nie mających do kogo odezwać się słowem. Jak grzyby po deszczu zaczęły się tworzyć mniej lub bardziej formalne grupy, przeważnie osób złożonych z lokalnej społecznosci, które na swój cel obrały pomoc osobom starszym. Zakupy, wyprowadzenie psa, pójście do apteki. Wszystko to, czego seniorzy potrzebowali, a obawiając się o zakażenie, będąc w grupie podwyższonego ryzyka bali się wykonać samodzielnie. Oczywiście, jak w każdym innym przypadku spotkać się można z odwrotnością tej teorii. Otóż w dobie światowej walki z epidemią, podnoszą się głosy by chronić nie osoby starsze a młodych, silnych i zdrowych. Patrząc czysto darwinistycznie nawet można się z takim podejściem zgodzić. Osoby starsze są już nieproduktywne. Nie pracują, nie płodzą dzieci. Oczywiście to tylko pewna teoria, która nigdy nie powinna zostać wprowadzona w życie. Przecież to właśnie starsi przekazują swoją mądrość i doświadczenie kolejnym pokoleniom. To oni swoim życiem i pracą udowodnili, że są równoprawnym członkiem społeczności, a ich obecna pozycja w hierarchi społecznej jest w dużej częśći nadrzędna względem naszej.
Jedno jest pewne. kryzys spowodowany pandemią koronawirusa doprowadzi do zapaści w gospodarkach wszystkich krajów świata. Nawet jeśli w jakimś państwie nie wystąpią zakażenia to musimy wiedzieć, że gospodarka światowa to naczynia połączone. Upadek jednej powoduje efekt domina. Analizując światową historię, dochodzimy do smutnego wniosku. Każdy wielki kryzys kończył się wojną i przetasowaniem na mapie politycznej, gospodarczej czy też terytorialnej. Dobrym przykładem jest tu kryzys z jakim borykała się ludzkość w latach 20-tych XX wieku. Druga wojna światowa była jedynie zwieńczeniem tego kryzysu. Należy znać historię, by wyciągać z niej wnioski i nie popełniać tych samych błędów. Nie wiem, kto ukuł to stwierdzenie. Wiem jednak, że pomylił się o 180 stopni. Nawet znając historię, absolutnie nie wyciągamy z niej wniosków. Wręcz przeciwnie, znając przebieg historycznych wydarzeń, wykorzystujemy je do narodowych resentymentów. O tym, że nawet historia ostatniej wojny światowej nie nauczyła nas jako ludzkość niczego, są kolejne konflikty, które wybuchają na świecie. Wietnam, Korea, Wojna na Bałkanach, konflikt na Bliskim Wschodzie, rosyjska agresja na Krym. To wszystko pokazuje, że nie wyciągamy wniosków, nie uczymy się i sami dążymy do samozagłady. Wielu już nie zadaje pytania o to „czy” a jedynie o to „kiedy” ta zagłada nastąpi.