Felietony 25 paź 2021 | Grzegorz Dudziński
Z cyklu: Ślepym trafem.  Temida ślepa i niepotrzebna?

fot. Anna Kopeć

Od kilku dni na forach internetowych dla niewidomych pojawia się wpis niejakiego Michała Michalaka, w którym opisuje on okradzenie go przez panią Kasię, też niewidomą. We wpisie i w załączonych nagraniach pada pełne nazwisko złodziejki. Pan Michał sam wymierza sprawiedliwość, do sądu iść nie zamierza. Czy to jest sposób na dzisiejszym kondycję tej naszej nadzwyczajnej kasty sędziowskiej?

Michał Michalak szczegółowo opisuje całe zdarzenie. Jest niewidomy. Spotkał się w krakowskiej restauracji z niewidoma panią Kasią i jej psem przewodnikiem. Wyszedł na chwilę do toalety. W tym czasie kobieta wyjęła z jego portfela 500 zł.

Po powrocie do stolika pan Michał odkrył brak gotówki. Zaalarmował obsługę restauracji. Okazało się, że restauracja ma monitoring. Obsługa poszła przeglądać nagrania. W tym czasie pani Kasia nagle odnalazła  zagubione pieniądze. Tłumaczyła, że pies miał je w pysku. Gotówka wróciła do właściciela. Obsługa restauracji przerwała przeglądanie monitoringu.

Ta sprawa nie dawała jednak spokoju panu Michałowi. Następnego dnia wrócił do restauracji i wspólnie z jej szefem przejrzał monitoring. Potwierdziło się najgorsze – pani Kasia wyciągnęła pieniądze z portfela pana Michała i schowała do plecaka. Kiedy zrobiła się afera, wyciągnęła gotówkę, pomachała nią psu przed pyskiem. Finał sprawy już znamy.

Pan Michał oświadcza, że nagranie z monitoringu jest zabezpieczone i może w każdej chwili pokazać je na wezwanie sądu. Sam na policję, czy do prokuratury się nie wybiera. Nie zamierza oskarżać złodziejki przed sądem. Chce nagłośnić  tę sprawę na forach niewidomych. Ujawnia, że słyszał już kilka podobnych historii z udziałem tej pani i dlatego chce chronić przed nią innych niewidomych. Nie pisze, dlaczego rezygnuje ze ścieżki prawnej.

Popuśćmy nieco wodze fantazji. W tej wersji pan Michał jednak wzywa policję. Ta przyjeżdża po godzinie. Mundurowi zabezpieczają monitoring, aresztują złodziejkę. Pojawia się pierwszy problem. Co zrobić z psem – przewodnikiem pani Kasi? Przecież pies nie może wraz z nią trafić do więzienia. Pojawiają się nerwy, rozpaczliwe telefon do straży miejskiej, czy do schroniska. Taka niecodzienna sytuacja, na którą policjantów nikt nie przygotował. Potem wielogodzinne spisywanie protokołu. I kolejne problemy – jak niewidomy może jednoznacznie odczytać protokół ze swoich zeznań? Tego policjanci nie mieli na żadnych szkoleniach. I jeszcze, nie daj Boże, pan Michał nie będzie umiał się podpisać. Co wtedy?

Wreszcie sąd. Rozprawa toczy się już piąty rok. Adwokat wykazuje pomroczność jasną lub kleptomanię pani Kasi. Jako osoba chora nie może ona odpowiadać za swoje czyny. Albo sędzia uznaje, że pani Kasia była tak zajęta myśleniem o swoich sprawach zawodowych, że odruchowo wyjęła te pieniądze z portfela. Tak już przecież było w przypadku pewnego sędziego na stacji benzynowej. Powiecie przecież: pani Kasia nie jest sędzią. Fakt, ale może ma sędziego w rodzinie. Rozprawa po 10 latach kończy się umorzeniem sprawy.

Ta sprawa jednak nie będzie miała takiego finału. Pan Michał wybrał drogę samosądu. Osobiście wymierza karę, opisując poczynania złodziejki w jej naturalnym środowisku. Samodzielnie wymierza jej karę śmierci. Nie daje możliwości obrony, nie dopuszcza okoliczności łagodzących. Nadmienię, że wpisy pana Michała mają wyłączone komentarze internautów.

Nie zamierzam bronić złodziejki. Kradzież jest złem i trzeba się temu przeciwstawiać. Myślę jednak, że pan Michał wybrał najgorszą z możliwych dróg. Jednoznacznie przekreślił człowieka, nie dając żadnej możliwości obrony. Teraz pani Kasia może wrzucać swoje posty w odpowiedzi na ten atak. Nic one nie zmienią. W świadomości niewidomych i tak zostanie złodziejką. Nawet jeżeli przed sądem udowodni, że było inaczej, to nikt w to nie uwierzy. Każdy pomyśli, że użyła wobec temidy  jednego ze słynnych, pokrętnych tłumaczeń.

Ta historia bardzo źle świadczy o obecnej kondycji naszych sądów. Pan Michał nie wierzy, że w sądzie znalazłby sprawiedliwość. Ukarał złodziejkę tu i teraz. Natychmiast. Bez zbędnej zwłoki. Patrząc z jego punktu widzenia, miał do tego prawo. A jednak nie podoba mi się wizja świata rewolwerowców, którzy strzelają do przestępców na naszych ulicach. Wolałbym, aby o winie, czy niewinności decydował doświadczony, rozważny sędzia. Taki, który nie jeździ po pijaku, zasłaniając się immunitetem. Taki, który nie krzyczy na wiecach partyjnych. Taki, który nie kradnie w markecie wiertarki, czy książki. Taki który nie zabiera ukradkiem 50 zł z lady na stacji paliw. Taki wreszcie, który nie broni uparcie swojego kolegi – sędziego, który dopuścił się opisanych wcześniej czynów. Chciałbym, idąc do sądu, iść po sprawiedliwość, a nie po wyrok. Aby tak się stało, staruszka temida musi opanować rozedrgane nerwy i dorosnąć do roli nadzwyczajnej kasty. A przede wszystkim – znowu musi oślepnąć. Tej niedowidzącej, podpatrującej ukradkiem temidzie nikt już nie wierzy…



Grzegorz Dudziński

Grzegorz Dudziński Autor

Dziennikarz z dwudziestoletnim stażem pracy w gazetach ogólnopolskich, absolwent Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, laureat nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za „wybitne osiągnięcia dziennikarskie”.