Film 3 mar 2017 | Redaktor
Chłopcy z ferajny Pana Boga. Recenzja filmu „Milczenie

Zło, prześladowania, wybory moralne – w filmie „Milczenie” pyta się o wszystko, co w sercu chrześcijanina zajmuje najświętsze i najważniejsze miejsce.

Martin Scorsese kojarzy się z dobrym kinem i jest raczej marką gwarantującą jakość. Jednak film, który ma trwać 160 minut, musi budzić co najmniej respekt. Zaufaliśmy mimo to wzmiankowanej marce i rozsiedliśmy się wygodnie w fotelach, oczekując ciekawej historii.

Japonia, XVII wiek, jezuici, misje. Tak ogólnie można ująć temat „Milczenia”. Szczegóły zaś są takie: młodzi misjonarze Sebastian (Andrew Garfield) i Francisco (Adam Driver) proszą o wysłanie ich na misję, gdzie znajduje się ich mistrz duchowy Ferreira (Liam Neeson), który podobno wyparł się wiary. Przełożony nie chce zgodzić się na ich wyjazd – nie uznaje za słuszne wysłania wykształconych, ambitnych ludzi na cierpienie i na pewną śmierć. Ulega im jednak i zgadza się, by odbyli podróż do kraju prześladowań wierzących. Wkraczamy więc w świat mało nam, ludziom XXI wieku, znany; tajemniczy i przepojony duchem chrześcijaństwa.

Filmy religijne to zawsze duże wyzwanie i dla twórców, i dla odbiorców. Dla pierwszych, bo łatwo w nich o banał, kicz, cukierkowość i nieprawdziwość, dla drugich, bo dotykają najgłębszych problemów człowieka, najpoważniejszych myśli i przekonań. Istnieje bardzo cienka granica między pięknem mówienia o wierze a śpiewaniem o niej w rytm disco polo. Scorsese zna tę granicę.

Jedno z pierwszych ujęć przedstawia trzech ubranych w czarne habity mężczyzn idących po białych schodach. Ponieważ to ujęcie z lotu ptaka, właściwie nie wiemy, czy idą w górę, czy w dół. Scena doskonale zapowiada, co będzie dalej. Młodzi mężczyźni, dla których świat jest czarno-biały, będą błądzić między górą a dołem, dobrem a złem, nie wiedząc, który kierunek jest słuszny.

Lądujemy zatem na wyspie w Japonii. Spragnieni duchowej strawy chrześcijanie witają oo. Sebastiana i Francisco radośnie. Są głodni uczestniczenia we Mszy świętej, doświadczenia spowiedzi. Jezuici pilnie spełniają swe obowiązki i jednocześnie ze zgrozą słuchają o prześladowaniach chrześcijan. Wiedzą, że jeśli przyjdzie im się zmierzyć z władzami, nie będzie miejsca ani na dyskusje, ani na błaganie. Chrześcijanie są ścinani, krzyżowani w morzu, by utonęli podczas przypływu, głodzeni, wystawiani na wielodniowe stanie na słońcu, paleni żywcem. Tortur jest wiele, a każde przemyślne i porażające okrucieństwem. Oni jednak umierają w przeświadczeniu, że po drugiej stronie jest raj i znoszą te męki z zadziwiającą siłą, spokojem.

Są jednak i inne męczarnie, bardziej okrutne i bezwzględne niż te cielesne. To nakazywanie wyparcia się Boga lub zmuszanie do patrzenia, jak umierają najbliżsi. Takie tortury musi znosić główny bohater. Do tego jeszcze indoktrynacja i nękanie psychiczne; szyderstwa, kpiny, poniżanie. Ojciec Sebastian jednak wciąż trwa przy wierze. Zdaje się absolutnie uodporniony na okrucieństwo swoich oprawców. W końcu spotyka jednak dawnego mistrza Ferreirę. Od tego momentu wkraczamy w nową rzeczywistość – zmienia się oświetlenie, wystrój, a przede wszystkim gra Andrew Garfielda.

Wśród wielu zdolnych młodych aktorów właśnie Garfield jest obecnie moim faworytem. Już w „Przełęczy ocalonych” obserwowałam, jak genialnie potrafi zagrać duchową determinację, jak jest przekonująco niewinny i ufny przy całym swym męstwie i niezłomności. W „Milczeniu” gra i rozpacz, i uniesienie duchowe, i zwątpienie. Płacze w sposób niezwykle przekonujący i męski, nie ma w nim nienawiści czy pogardy dla tych, którzy absolutnie by na nią zasługiwali.

Aktor został nominowany do Oscara za „Przełęcz ocalonych”. Szczerze powiem, że jest mi wszystko jedno, za jaką rolę dostanie tę nagrodę – byle ją dostał.

W „Milczeniu” jest również wiele innych kreacji zasługujących na uwagę; przede wszystkim postać będącą uosobieniem Judasza – Kichijiro (w tej roli Yōsuke Kubozuka). To on genialnie pokazuje, że Zło ani na chwilę nie opuszcza głównego bohatera. I to na dodatek zło, które co chwilę prosi o rozgrzeszenie. Ojciec Sebastian ani razu nie odmawia mu posługi, choć to przez Kichijiro giną ludzie, a i sam ojciec wpada w ręce prześladowców.

Co do problematyki podjętej w filmie Scorsesego, to jest tak bogata, że trudno o niej napisać w jednej recenzji. Zło, prześladowania, wybory moralne – w filmie pyta się o wszystko, co w piramidzie Maslowa jest na samej górze, a w sercu chrześcijanina zajmuje najświętsze i najważniejsze miejsce. Scorsese nakręcił film o chłopcach z ferajny Pana Boga, którzy muszą zmierzyć się z cierpieniem, rozpaczą i tęsknotą za Nim samym, który zdaje się tylko milczeć. Na szczęście dwa razy się odzywa i dzięki temu nie mamy wątpliwości, że istnieje.

Ten film nie będzie miał wielu widzów, bo mówi, że czasem trzeba cierpieć, nie będzie popularny, bo ludzie prawdziwie kochający Boga raczej kariery nie robią. Ale to nic. Jestem wdzięczna, że Scorsese go nakręcił.

BeWu

„Milczenie”, reż. Martin Scorsese, dystrybucja Gutek Film, w kinach od 17 lutego 2017

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor