Film 17 lut 2018 | Redaktor
Szukając sprawiedliwości [RECENZJA]

Role były szyte na miarę konkretnych aktorów. Na zdjęciu Frances McDormand (Oscar za rolę „Fargo”) i Woody Harrelson/MAT. DYSTRYBUTORA

90. gala rozdania Oscarów już niebawem. Do polskich kin zawitał właśnie obraz „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, który ma duże szanse wygrać w najważniejszej kategorii, ale nie tylko…

Film Martina McDonagha („Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj”) otwiera scena, w której Mildred Hayes (Frances McDormand), matka brutalnie zgwałconej i zamordowanej dziewczyny, przejeżdża mało uczęszczaną drogą. Jej oczom ukazują się tytułowe stare, zdezelowane billboardy. W głowie rodzi się pomysł, by je wykorzystać, ale bynajmniej nie w celach reklamowych. Mildred udaje się do agencji, gdzie na rok wynajmuje rzeczone tablice. Nikt nie spodziewa się, że rozgoryczona, a zarazem zdeterminowana kobieta wytoczy w ten sposób „wojnę” miejscowej policji. Billboardy staną się bowiem nośnikiem żalu i pretensji, jakie bohaterka chce uzewnętrznić, wbijając przysłowiową „szpilę” stróżom prawa za ich opieszałość i brak efektów w śledztwie. 

Uruchomi tym samym lawinę zdarzeń, które obnażą intencje i charakter mieszkańców Ebbing. Staniemy się poniekąd częścią tej małej społeczności, odbiorcami słodko-gorzkiej opowieści o szukaniu sprawiedliwości i zemsty, rozterkach i wewnętrznych przemianach, a także o relacjach międzyludzkich w sytuacjach skrajnych. McDonagh jak mało kto potrafi portretować takie kwestie w sposób przewrotny, nietuzinkowy, a co najważniejsze – udany i angażujący widza. 

Trzy billboardy…” już udowodniły swoją wartość, zdobywając cztery Złote Globy (m.in. w kategorii najlepszy dramat). Jak wypadną na początku marca w Dolby Theatre w Hollywood podczas gali wręczenia Oscarów? Mam nadzieję, że cztery z siedmiu nominacji zamienią się w złote statuetki (najlepszy film, najlepsza aktorka pierwszoplanowa, najlepszy aktor drugoplanowy, najlepszy scenariusz). Trzymam kciuki, bo takie perełki nieczęsto goszczą na ekranach kin. Wiele elementów zasługuje tu na słowa uznania. Twórca „Siedmiu psychopatów” serwuje nam rewelacyjny scenariusz, w którym wiele może nas zaskoczyć, choć chwilami opowiada o rzeczach oczywistych, kwestiach, które często poruszane są chociażby w mediach. Kobieta szukająca prawdy; policja, której śledztwo znalazło się w martwym punkcie; mieszkańcy małego miasteczka niepotrafiący wykazać się odrobiną empatii względem cierpiącej (choć porywczej) kobiety. To cały wachlarz barwnych postaci, z którego każda ma coś do powiedzenia, każda stanowi istotny element w tej układance zależności. Wywieszenie trzech billboardów z prowokacyjnymi hasłami (m.in. „Zgwałcona na łożu śmierci”) wywoła reakcje, które niby są do przewidzenia, ale i tak zaskakują widza sposobem, w jaki są obrazowane. McDonagh potrafi rzeczy zwykłe przekuć w coś niesamowicie magnetyzującego. 

Przy tym wszystkim kreuje postacie moralnie niejednoznaczne. W tej ambiwalencji jest metoda i siła. Nie ma tu bohaterów stricte złych czy dobrych. Każdy z nich, kierowany czy to traumatycznymi przeżyciami, wewnętrznymi przekonaniami czy też regułami dyktowanymi poniekąd przez piastowane stanowisko, zdolny jest czynić rzeczy niemoralne, by za jakiś czas zreflektować się, robiąc rachunek sumienia. Niełatwo interpretować ich intencje, niełatwo oceniać. I choć nic tu nie dzieje się bez przyczyny, twórcy skonstruowali tę małomiasteczkową minimaszynę, by działała według własnych zasad i zależności, często zaskakując, ale i puszczając oko do widza. Ogląda się to z niezmierną przyjemnością. Ten kalejdoskop humoru, dramatu, wulgarności i przemocy daje niesamowity efekt. Widz chwilami naprawdę nie wie, czego się spodziewać, w jakie tony uderzy reżyser. 

Wisienką na torcie są jednak dialogi i odtwórcy głównych ról. Tak błyskotliwych, uroczych i odważnych kwestii nie sposób nie docenić. A gdy wypowiadane są one z ust takich tuz aktorskiego rzemiosła, jak Frances McDormand (Oscar za rolę „Fargo”), Woody Harrelson czy genialny Sam Rockwell, zaczynamy wierzyć tak wykreowanym bohaterom. Warto przy tym wspomnieć, że role te były szyte na miarę tych konkretnych aktorów, więc efekt nie mógł być inny. W tegorocznym oscarowym wyścigu udział bierze wiele dobrych produkcji. Wybór zwycięzców poszczególnych kategorii z pewnością łatwy nie będzie. Nie dziwi, że „Trzy billboardy…” to jeden z faworytów, bowiem Martin McDonagh zaserwował nam kapitalny gatunkowy miszmasz z rewelacyjnym scenariuszem i pierwszorzędnymi rolami. Takie filmy na długo pozostają w pamięci. L

 Paweł Baranowski 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor