Od Wieczernika do Bundestagu. O człowieku, który nie stwarza siebie. Bp Jan Tyrawa na Wielkanoc 2025 A.D.

fot. diecezja.bydgoszcz.pl
W refleksji nad tajemnicą Zmartwychwstania warto zwrócić uwagę na niezwykłe wydarzenia, jakie rozegrały się bezpośrednio po nim – w pierwszych dekadach istnienia Kościoła. Trudno przecenić to, co wydarzyło się w pierwszych trzydziestu latach po Zmartwychwstaniu Chrystusa – czas ten był początkiem przemiany całego świata.
Inne z kategorii
Baranek, który zmienił historię. Rozmowa o ofierze, wolności i zmartwychwstaniu [WIDEO]
Od Wielkiego Piątku do Wielkanocy. Czy nie zapominamy o Jezusie? [WIDEO]
Proszę sobie wyobrazić, że w chwili zesłania Ducha Świętego w Wieczerniku przebywało prawdopodobnie około 60 osób. I w ciągu tych trzydziestu lat – między rokiem 30 a 60 po Chrystusie – dokonał się swoisty cud, w najpełniejszym znaczeniu tego słowa. Cud ten polegał na tym, że ci pierwsi apostołowie – ludzie niewykształceni, którzy nigdy nie przemawiali publicznie – zawojowali świat.
To był czas niesamowitej misji Kościoła – przewrócenia całego dotychczasowego porządku świata. Apostołowie stanęli wobec mentalności świata pogańskiego, wobec jego intelektualnych elit – i głosząc Ewangelię, zdołali go przemienić.
Nie głosili Zmartwychwstania jako czegoś zupełnie nowego – bo idee życia pozagrobowego i trwania duszy ludzkiej po śmierci pojawiały się także w filozofii greckiej. Rewolucyjne i trudne do przyjęcia było głoszenie zmartwychwstania ciała. Najlepszym tego dowodem jest reakcja słuchaczy św. Pawła na Areopagu w Atenach. Gdy Paweł zaczął mówić o zmartwychwstaniu ciała, został wyśmiany i usłyszał: „Posłuchamy cię innym razem”.
Dlaczego to było takie trudne? Bo ciało dla ówczesnego człowieka, dla intelektualnych elit, było symbolem zła. Śmierć dla nich oznaczała wyzwolenie duszy z więzienia, jakim było ciało. A tymczasem chrześcijanie głosili, że ciało zmartwychwstaje. Z perspektywy ówczesnej metafizyki była to absolutna niemożliwość.
A jednak właśnie to się dokonało, zwłaszcza w tych pierwszych trzydziestu latach, uczniowie Jezusa przekonali znaczną część ówczesnego świata, że ich Nauczyciel powstał z martwych i że oznacza to nową nadzieję dla człowieka.
Dziś może się wydawać, że żyjemy w momencie przełomowym ludzkości. Niesamowite przyspieszenie rozwoju nauki budzi nasze zdumienie. Astrofizyka, biologia molekularna, genetyka – to wszystko jest dziś na niespotykanym wcześniej poziomie. A jednocześnie ten imponujący rozwój nauki nie ma właściwie żadnego wpływu na światopogląd współczesnego człowieka. Porzucamy refleksję na temat tego kim jest człowiek, czym jest tak naprawdę jego ciało, czym jest ludzka natura.
Przypominał o tym papież Benedykt XVI. Kiedy w Bundestagu mówił do polityków o ekologii, powiedział: „Chciałbym jednak podkreślić z mocą rzecz, o której — jak mi się wydaje — dziś, podobnie jak i wczoraj, się zapomina: istnieje także ekologia człowieka. Również człowiek ma naturę, którą winien szanować i którą nie może manipulować według swego uznania. Człowiek to nie tylko wolność, którą sam sobie tworzy. Człowiek nie stwarza sam siebie. Jest on duchem i wolą, ale jest też naturą, a jego wola jest słuszna wtedy, kiedy szanuje naturę, słucha jej i akceptuje siebie takiego, jakim jest, to, że sam siebie nie stworzył. Właśnie w ten sposób i tylko w ten sposób urzeczywistnia się prawdziwa ludzka wolność”.
Obserwujemy zadziwiające zjawisko. Z jednej strony mamy nauki szczegółowe, które deklaratywnie mają szanować fakty, szanować rzeczywistość, szanować prawdę. Z drugiej te nauki, a także ludzie je uprawiający, odcinają się od wyciągania z nich wniosków dotyczących najistotniejszych problemów człowieka, takich jak jego pochodzenie, cel, wolność. Co więcej, powstają ideologie, które szumnie powołując się na naukę są nieraz irracjonalne, oderwane od faktów.
Weźmy przykład z ostatnich dni – debaty w polskim Sejmie na temat aborcji. Przepraszam za dosadność, ale niektóre wypowiedzi polityków brzmią jak słowa ludzi, którzy nie mają pojęcia o biologii czy genetyce. Głoszą tezy sprzeczne z najbardziej elementarną wiedzą naukową. Dlaczego więc milczą profesorowie: genetycy, biolodzy, biofizycy? Dlaczego nie dają świadectwa prawdzie, do której obrony są przecież powołani?!
Przecież – jak mówią biolodzy molekularni – komórka ludzka składa się z około trzech milionów atomów i wielu różnych elementów. I nie ma dziś na świecie ani jednego laboratorium, ani jednego naukowca, który potrafiłby z tych składników stworzyć żywą komórkę. Życie jest i pozostaje tajemnicą. Geneza życia do dziś nie została wyjaśniona przez naukę. A z drugiej strony ono istnieje i rozwija się.
Przecież kod genetyczny nowego człowieka jest zdefiniowany jednoznacznie od momentu jego poczęcia. Rozwija się w łonie matki nowy człowiek, którego przyszłe cechy biologiczne są już zdeterminowane. Ale uczeni milczą na temat natury człowieka. Milczą na temat tajemnicy.
A przecież nauka to potwierdza. Życie jest tajemnicą. Nikt nie stwarza samego siebie – jak powiedział papież Benedykt XVI. I kiedy przeżywamy Święta Wielkanocne, bezpośrednio dotykamy tej tajemnicy – tajemnicy życia.
A tymczasem dzisiaj zauważamy pewną tendencję – zarówno w teologii, jak i w duszpasterstwie – by redukować rzeczywistość do wymiaru czysto horyzontalnego. Mówimy o faktach, o danych, o strukturach. Ale gubimy wymiar wertykalny – odniesienie do tajemnicy. Kim jest człowiek? Jaki jest jego najgłębszy cel i przeznaczenie? Skąd się wzięło w człowieku sumienie? To są pytania, które dzisiejsza nauka uparcie pomija i przemilcza.
Skąd zatem człowiek ma brać w takim świecie kryteria słuszności swego postępowania? Odwołajmy się znów do Benedykta XVI: „Jak znaleźć ład prawny, porządkujący wolność, godność i prawa człowieka. Jest to kwestia, którą się zajmujemy ze względu na demokratyczne procesy kształtowania opinii i która zarazem nurtuje nas jako problem dotyczący przyszłości ludzkości. Moim zdaniem, Jürgen Habermas wyraża myśl, mającą współcześnie szeroki konsensus, gdy twierdzi, że prawowitość karty konstytucyjnej jako przesłanki praworządności ma dwa źródła: uprawnione uczestnictwo w polityce wszystkich obywateli oraz racjonalność formy rozwiązywania sporów politycznych”. Habermas, którego tu Benedykt XVI cytuje, jest przedstawicielem liberalnej myśli politycznej i społecznej, odwołuje się do tradycji marksistowskiej – zarówno teorii samego Karola Marksa, jak i teorii krytycznej neomarksistowskiej szkoły frankfurckiej (Max Horkheimer, Theodor Adorno, Herbert Marcuse). Jednak Benedykt XVI cytuje go by wskazać, że nawet w tym paradygmacie nie sposób uciec od pojęcia prawdy.
Tymczasem współczesna mentalność chce pominąć sprawę prawdy i sprowadza wszystko do pytania: jak coś działa. Ale już nie pyta: czym to coś jest. Kim jest człowiek? Czym jest życie? Czym jest Kościół?
To ostatnie pytanie staje się bardzo aktualne, bo w Kościele trwa synodalność, dyskutujemy o tym, co robić z Kościołem. Ale należy ubolewać, że mało kto się pyta, czym Kościół w ogóle jest. Dyskutujemy jak reformować nauczanie w seminariach – ale nie jest to niestety poprzedzone refleksją nad tym, czym naprawdę jest kapłaństwo.
Dlaczego tak się dzieje? Zbieramy gorzkie owoce nominalizmu, który był porzuceniem realistycznej metafizyki św. Tomasza z Akwinu. Nominalizm odrzucił głębokie związki między różnymi bytami. Św. Tomasz z Akwinu uczył, że pojęcia ogólne istnieją, owszem w umysłach, ale istnieją naprawdę jako wspólne cechy jednostek. Istnieje więc prawdziwe człowieczeństwo. Przynależność do pewnego gatunku pociąga za sobą rzeczywiste właściwości. Dziś widzimy być może tego ostateczne konsekwencje, gdy niektórzy ośmielają się zaprzeczać, że człowiek jest kobietą lub mężczyzną z urodzenia i stworzenia. To właśnie zerwanie z realistycznym pojmowaniem natury umożliwiło ideologiczne podejście do płci, w którym zanika znaczenie obiektywnych cech gatunkowych.
Tak samo z kapłaństwem. Ono nie jest tylko wspólną nazwą duchowieństwa. Ono ma istotne właściwości i obowiązki, których nie wolno nam dowolnie zmieniać.
Odniesienie do tego, co pochodzi z góry – do Bożej tajemnicy – zostało zatracone. To właśnie zapomnienie zaowocowało m.in. ateizmem. Jeden z kardynałów – Walter Kasper – powiedział kiedyś, że ateizm to rzeczywistość postchrześcijańska. To znaczy: nie byłoby ateizmu, gdyby nie było chrześcijaństwa. Idea ateizmu nie pojawiła się, przynajmniej na szerszą skalę, nigdzie tam, gdzie rozpowszechnione są religie pogańskie, a jedynie tam, gdzie rozpowszechniło się chrześcijaństwo. Oczywiście, nie chodzi o to, że chrześcijaństwo jest winne. Ateizm jest buntem, sprzeciwem przeciw Bogu chrześcijan, bo ten Bóg jest prawdziwy. Po co buntować się przeciw bożkom? Nie ma to sensu.
Ten bunt stał się możliwy właśnie przez to, żeśmy zgubili odniesienie do tajemnicy – do zmartwychwstania, do tajemnicy życia, do aktu stworzenia. W refleksji teologicznej i duszpasterskiej ten wymiar został zagubiony.
A zatem – przed nami Święta Wielkanocne. Święta tajemnicy. Nikt nie stwarza samego siebie, bo życie jest darem – zarówno w najbardziej fizycznym, jak i nadprzyrodzonym sensie tego słowa.
Świętować Wielkanoc to znaczy przyjąć ten dar, uwewnętrznić go i uczynić częścią swojego życia.
Tego właśnie życzę – każdemu z nas.
(Powyższy tekst jest rozszerzoną wersją przemówienia wygłoszonego przez księdza biskupa Jana Tyrawę w Domu Księży Emerytów przed Wielkanocą 2025 r).