Ślizgawka za grube miliony [KOMENTARZ]
fot. Anna Kopeć
Jeśli prezydent chciał zbudować ślizgawkę dla mieszkańców, którzy oczekują rekreacji, to przepłacił. Za 24 miliony złotych można było stworzyć kilka skromniejszych obiektów na osiedlach, takich jak choćby ten w Fordonie – pisze Wojciech Bielawa.
Inne z kategorii
Operacja Sowa 2.0 – Polityczne taśmy wracają? [KOMENTARZ, WIDEO]
Bydgoszcz powinna konkurować z Toruniem lepiej niż Sienkiewicz z Niemcami [WIDEO, KOMENTARZ]
Apelowali hokeiści i miłośnicy tej dyscypliny, także radni PiS, a nawet koalicyjni radni SLD. Apelowali wreszcie dziennikarze, w tym niżej podpisany oraz zwykli bydgoszczanie. Prezydent nie posłuchał. I zbudował drogą ślizgawkę z trybunami dla 300 osób, zamiast lodowisko z prawdziwego zdarzenia.
Sumienie mam czyste. Nie podnoszę larum po fakcie, a jedynie przypominam dziś o tym, o czym mówiłem i o co apelowałem, zanim jeszcze na Babiej Wsi wbito pierwszą łopatę pod budowę Torbydu. Podobnie jak wiele innych osób lobbowałem na rzecz lodowiska z prawdziwego zdarzenia. I teraz – niestety – mogę powiedzieć: „a nie mówiłem?”
Nowy Torbyd nie może sobie rościć prawa do bycia pełnoprawnym lodowiskiem w mieście o metropolitalnych ambicjach. Przekonaliśmy się o tym już kilka dni po jego hucznym otwarciu. W ostatnią niedzielę do Bydgoszczy, po kilkunastu latach przerwy, wrócił hokej. Mogło to być święto hokeja, ale z powodu malutkich trybun spotkanie obejrzał tylko co piąty zainteresowany: garstka wybranych VIP-ów, dziennikarzy i kibiców, którzy załapali się na wejściówki. Łącznie raptem 300 osób. I dopiero wtedy, jak to zresztą zwykle bywa, ludzie się obudzili i przecierali oczy ze zdziwienia. 24 miliony złotych i 300 krzesełek? Jak to możliwe?
Prezydent Rafał Bruski sam nie może się do końca zdecydować: czy Torbyd to ślizgawka, czy to lodowisko? Raz używa takiego określenia, raz takiego. Szkoda, że ten brak zdecydowania włodarza miasta odciśnie swoje piętno na lata. Fakty są bowiem takie, że budowa Torbydu przekreśliła szansę na powstanie drugiego lodowiska na kolejne kilkanaście albo i kilkadziesiąt lat. I będziemy skazani na te 300 miejsc siedzących na długie dekady.
Jeśli prezydent chciał zbudować ślizgawkę dla mieszkańców, którzy oczekują rekreacji, to przepłacił. I to słono. Za 24 miliony złotych można było stworzyć kilka skromniejszych obiektów na osiedlach, takich jak choćby istniejąca ślizgawka w Fordonie. Amatorzy łyżwiarstwa z różnych części miasta mieliby blisko na taflę, nie musieliby pokonywać długiej drogi na lodowisko i stać w kolejce do wejścia na lód. Jeśli prezydent chciał dać mieszkańcom ślizgawkę, to mógł też równie dobrze nie wydawać ani złotówki i wynająć miejski teren prywatnym przedsiębiorcom pod rozstawienie sezonowego lodowiska np. na Starym Rynku. Wiem, że to, które powstało tam kilka lat temu było obskurne i bydgoszczanie nie najlepiej je wspominają. Co jednak stało na przeszkodzie, żeby plastyk miejski czy rada estetyki wytyczyli pewne granice dobrego smaku? Inne miasta mają eleganckie, sezonowe tafle. I taka ślizgawka, w przeciwieństwie do Torbydu, nie generuje dużych, całorocznych kosztów. Z pewnością takie rozwiązanie doceniłby to skarbnik miasta. No, ale wtedy nie byłoby efektownego otwarcia, błysku fleszy i cięcia wstęgi.