Komentarze 19 gru 2020 | Redaktor
Targ ubity, podniosło się larum [KOMENTARZ]

fot. ilustracyjna, Pixabay

Kiedy ogłoszono informację o wstępnej umowie w sprawie kupna przez Orlen spółki Polska Press od niemieckiego właściciela, stało się to, czego wszyscy oczekiwali, a mianowicie podniesiono alarm.

Syreny te włączyły tak media, jak i siły polityczne związane z opcją liberalną, czyli opozycyjną w stosunku do rządzącej w Polsce Zjednoczonej Prawicy. Ton tego larum jest dość jednoznacznie trwożliwy. Artykułuje się obawę, a nierzadko wręcz pewność, że państwowa spółka kupiła te 24 tytuły prasy regionalnej wraz ich portalami, po to, by przekształcić je w kolejną – jak to określają przerażeni krytycy – tubę propagandową, na wzór złowrogiej TVP, na której czele stoi przecież demon śniący się liberałom po nocach, Kurski Jacek (brat Jarosława).

Zanim napiszę kilka uwag, które chciałbym uczynić przy okazji tego głośnego płaczu, spójrzmy wstecz i przypomnijmy sobie, o co tak naprawdę toczy się ta gra. Tytuły prasowe, o których mówimy (w tym ukazująca się w naszym regionie „Gazeta Pomorska”, o niewątpliwie największym w swojej lidze nakładzie w Polsce) wywodzą się z gigantycznego koncernu RSW „Prasa-Książka-Ruch”, który był dla komunistów skutecznym narzędziem propagandowej władzy nad Polską. Ukazywało się wtedy w jego ramach 36 gazet, czyli
o 50 proc. więcej tytułów, niż dziś.

W 1990 roku spółdzielnia została postawiona w stan likwidacji. Powstała komisja likwidacyjna, której potem Najwyższa Izba Kontroli wytknie liczne nieprawidłowości. Komisja ta doprowadziła do przekazania (w znacznej mierze nieodpłatnie) gigantycznego majątku w ręce spółdzielni utworzonych przez dziennikarzy. Tych samych przecież dziennikarzy, którzy przez lata, a niektórzy przez dziesięciolecia, byli funkcjonariuszami aparatu propagandy. Ich miejsce stopniowo później zajmowały młode pokolenia. Kto decydował o odpowiednim doborze tej nowej fali młodych ludzi pióra? Ile wśród nich było tych, których Dorota Kania określiła jako resortowe dzieci? Na to być może odpowiedzą historycy. Faktem jest jednak, że grupa ludzi, sprzedając potem udziały Orkli, zrobiła interes życia.

Od tego momentu na polskim rynku prasowym rozpoczęła się gra dwóch koncernów – norweskiego i niemieckiego. Batalię wygrał ten ostatni. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo. Prasa papierowa przestaje być dochodowym interesem na całym świecie, a zwłaszcza w Polsce, gdzie system dystrybucji prasy wywodzi się z tejże samej spółdzielni. Przez całe trzydziestolecie transformacji wejście na rynek jakiegokolwiek nowego tytułu było praktycznie niemożliwe i rozbijało się na dystrybucji właśnie. Zagadkowym wyjątkiem był utworzony z kapitału rodziny Stajszczaków „Express Bydgoski”.

Co oznacza ruch Orlenu? Dziś trudno przewidzieć. Jednak warto odnotować, że po pierwsze jeśli ktoś obawia się, że prawica będzie poprzez tę prasę realizować swoje interesy polityczne, to należy pamiętać, że takie same obawy można było mieć w stosunku do wydawcy niemieckiego. Ale jak dotąd nie wydawca był decydujący, tylko postkomunistyczne kadry, które bardzo umiejętnie i – trzeba przyznać – nienachalnie, lecz skutecznie formowały opinię publiczną w kierunku liberalnym i neomarksistowskim, z całą tą poprawnością polityczną, którą wielokrotnie już opisywano.

Po drugie rację ma Rafał Ziemkiewicz, że podnoszony alarm oznacza przekonanie tych alarmistów, iż prasa jest po to, by ostatecznie realizować interes swego właściciela, a nie interes społeczny. I to jest właśnie największy problem, który sprawia, że prawdziwej wolności prasy w Polsce dotąd nie było i nie ma. Czy będzie? To zależy, co zrobi zarząd Orlenu i na czym naprawdę będzie mu zależało. I wreszcie na koniec nasuwa się pytanie – czy to zakończy repolonizację, czy też Orlen lub inna spółka dokona też transakcji na rynku telewizyjnym?

Jacek Józefowicz

 

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor