Kultura 17 kwi 2017 | Redaktor
Punk i rockn'roll na cenzurowanym

Wydawać by się mogło, że cenzura i inne podobne środki nacisku są charakterystyczne wyłącznie dla dyktatur czy państw autorytarnych. Nie ominęły jednak także muzyki rozrywkowej w powojennych ustrojach demokratycznych.

W czasach PRL-u cenzura była stałym elementem walki z muzykami, a jej centralnym urzędem był Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk przy ulicy Mysiej w Warszawie. Swoje boje z cenzorami obszernie opisali polscy wykonawcy tworzący w latach 80., jak Lech Janerka, Kazik, Muniek, Kora, Grabaż i wielu innych.

Staszewski wspomina, jak podczas nagrywania drugiej płyty w 1987 roku smutni panowie z Mysiej postulowali, by autor zmienił tytuł jednego z utworów „Wódka” na „Na całym świecie źle się dzieje, koledzy”. W ten sposób sygnalizowano, że alkoholizm nie jest problemem wyłącznie polskim, a uniwersalnym, dotykającym mieszkańców wszystkich państw na świecie. Muzycy tego okresu relacjonują, że cenzorzy potrafili skutecznie uprzykrzyć życie, ale nie byli zbyt lotni, a np. język angielski rozumieli w stopniu niemal zerowym.

W jednej z piosenek Brygady Kryzys wyraz „ganja” określający marihuanę „przeszedł” bez problemu – zespół na płycie śpiewał „ganja, ganja is good for everybody”. Pojmowanie abstrakcji również nie było mocną stroną urzędników: Janerka w utworze „Paragwaj” pisał o „paramilitarnych gołębiach”. Według cenzora gołąb mógł być tylko gołębiem pokoju, a skoro autor jest z Wrocławia, powinien wiedzieć, że takiego we Wrocławiu namalował Picasso.

Cały artykuł znajdziesz w świątecznym wydaniu Tygodnika Bydgoskiego.

 

Remigiusz Ławniczak

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor