Z kamerą w najgorsze środowiska. Premiera "Szarych Aniołów"
Reżyser Joe Campo (z prawej) i Maciej Syka, który zaprosił go do Polski/fot. Anna Kopeć
Członkowie gangów narkotykowych w Irlandii, prostytutki z Anglii, więźniowie z Hondurasu – dramatyczne historie konkretnych ludzi pokazuje film „Szare Anioły”. – Wdarliśmy się w ich życie, bardzo wiele nas to kosztowało – opowiadał reżyser Joe Campo podczas bydgoskiej premiery.
Inne z kategorii
W Szafarni jak w... Lizbonie [ZAPOWIEDŹ]
Konopnicka jako... kobieta [WIDEO]
Amerykański reżyser przyleciał do Polski na siedem pokazów swojego filmu. Jego studio Grassroots Films znane jest m.in. z głośnych i nagradzanych obrazów „The Human Experience” czy „Child 31”. W swoim najnowszym filmie „Szare Anioły” Joe Campo podąża z kamerą za zakonem Franciszkanów Odnowy, który wchodzi w najgorsze środowiska współczesnego świata i pomaga potrzebującym. Reżyser pokazuje miejsca, gdzie pracują i opowiada dramatyczne historie konkretnych ludzi, do których trafiają. Jest wśród nich m.in. chłopak, opiekujący się swoim starszym bratem, umierającym na AIDS (obaj porzuceni przez rodziców), postrzelona dziewczyna, sparaliżowana od pasa w dół, narkomani, prostytutki czy bezdomni, mieszkający na ulicy. Środowiska biedy pokazane w filmie przerażają. Czasem aż trudno uwierzyć, że w takich warunkach mogą mieszkać ludzie.
– Ten film kręciliśmy około 1,5 roku, ale ostatecznie powstawał przez 10 lat – opowiadał reżyser. – Przy produkcji takiego filmu mam wiele nieprzespanych nocy. Wdarliśmy się w życie tych ludzi, było wiele sytuacji, które nas gorszyły. Pierwotnie film trwał 1,5 godziny, ale postanowiłem go skrócić, bo chciałem by pokazywał miłość i niósł nadzieję.
„Szare Anioły” to pierwszy na świecie dokumentalny film religijny, przeznaczony dla widzów powyżej 16 roku życia. Jako pierwszy oglądał go papież Franciszek i obraz bardzo go poruszył. Bydgoska premiera odbyła się 23 maja w kinie Helios, organizowała ją Fundacja „Wiatrak”. Po seansie bydgoszczanie mogli spotkać się z reżyserem i zadawać mu pytania. Chętnych nie brakowało.
– Czy łatwo było wzbudzić zaufanie tych ludzi? – pytali.
– Kilka osób powiedziało nam nie. Inni, po wielogodzinnych rozmowach, spędzeniu wspólnego czasu, gdy widzieli, że nasze intencje są dobre, otwierali się – odpowiadał reżyser. – Osobie, która żyje na ulicy, nigdy do końca nie da się pomóc. Zawsze, gdy filmuję, jak ktoś bierze narkotyki czy umiera, zadaję sobie pytanie, czy nie wykorzystuję tej osoby, czy jej nie zranię. Z drugiej strony – jako filmowiec, interesuje mnie, czy mam dobre ujęcie. Ciągle jest we mnie taka wojna. Wiele razy z chłopakami w studio, głosujemy co robić. Dlatego film trwa 60 minut, bo gdyby był dłuższy, to byłby horror. Ale nie próbowałbym robić tego filmu bez wiary w Boga – dodał Joe Campo.
„Szarych Aniołów” na razie nie można oglądać na regularnych seansach w polskich kinach. – Dopiero będziemy prowadzić takie rozmowy – mówi Maciej Syka, który razem z bratem sprowadził Joe Campo i jego film do Polski. – Staramy się, by „Szare Anioły” trafiły do dystrybucji jesienią – dodaje.