Bohaterowie Auschwitz. Opowieść o ludziach, którzy potrafili stawić opór piekłu [FRAGMENTY]
Oporem mogło być wszystko, bo wszystko było zabronione. Oporem stawała się każda działalność, która stwarzała wrażenie, że więźniowi pozostało coś z dawnej osobowości i indywidualności. KL Auschwitz to bezmiar ludzkiego cierpienia, poniżenie, rozpad osobowości i heroiczne próby ocalenia własnej tożsamości. Świat odwróconego Dekalogu. Świat odwróconych ludzkich wartości. Świat bez nadziei, bez litości dla innych, świat bez Boga.
Inne z kategorii
Opowieści znad Brdy – książka Andrzeja Piechockiego
Przykazaniami tego świata było: „zabijaj”, „kradnij” albo też „mów fałszywe świadectwo”.
Trzeba było niezwykłego męstwa, charakteru i opanowania, żeby być po prostu człowiekiem, kiedy przychodził głód, praca ponad siły, groźby i szantaże. Próba przeżycia w warunkach panujących
w KL Auschwitz bez zeszmacenia się, już była bohaterstwem.
Opowiemy o ludziach, którzy będąc tylko ziarnkami piasku rzuconymi w tryby wielkiej machiny terroru, potrafili skutecznie dobro przeciwstawić złu i tą drogą ocalić miłość, wiarę i nadzieję tam, gdzie inni zatracili nawet swoje człowieczeństwo.
- Ochotnik do piekła - WITOLD PILECKI
- Bohater heroicznego czynu - MAKSYMILIAN KOLBE
- Zapomniany troskliwy lekarz - JÓZEF BELLERT
- Anioł z Auschwitz - STANISŁAWA LESZCZYŃSKA
- „Pielęgniarka” z misją - IRENA WIŚNIEWSKA
- Krokusy - BRONISŁAW CZECH
- Bokser, śmierć i szczęście - TADEUSZ „TEDDY” PIETRZYKOWSKI
- Obozowa podpora duchowa - SABINA NAWARA
- Uciekinierzy z Auschwitz
Autorami publikacji są:
Teresa Kowalik - urodzona w 1956 roku w Jaszczwi, województwo podkarpackie. W 1980 roku ukończyła Uniwersytet Śląski na wydziale filologii romańskiej. Z zawodu jest nauczycielką języka włoskiego
i francuskiego. Mieszka w Katowicach.
Przemysław Słowiński - urodził się w 1959 roku we Wrocławiu. Z wykształcenia prawnik, wykonywał wiele zawodów. Autor wielu książek biograficznych, w tym publikacji „Antoni Gaudi. Czarodziej architektury” oraz „Nikola Tesla. Władca piorunów”.
Poniżej publikujemy fragment książki:
Krokusy
BRONISŁAW CZECH
4 czerwca 1944 roku w obozie koncentracyjnym Auschwitz zmarł z wycieńczenia Bronisław Czech, najwszechstronniejszy polski narciarz okresu międzywojennego, trzykrotny olimpijczyk, taternik i ratownik górski. Uprawiał zarówno narciarskie konkurencje klasyczne (biegi, skoki narciarskie, kombinację norweską), jak i alpejskie (slalom i zjazd). We wszystkich tych dyscyplinach odnosił międzynarodowe sukcesy. Prawdopodobnie uratowałby się, gdyby przyjął propozycję trenowania niemieckich juniorów. „Bronisław Czech był nie tylko wybitnym sportowcem, lecz także żarliwym patriotą” – napisał na Twitterze premier Mateusz Morawiecki w 75. rocznicę śmierci tej wybitnej postaci przedwojennego sportu. W historii Polski jest symbolem. Symbolem pewnej epoki – zwycięzców z narciarskich tras i olimpijczyków, ale także ludzi, którzy, gdy zaszła taka potrzeba w czasie II wojny światowej, ani przez chwilę nie zawahali się oddać życia za Polskę. (…)
Bronisław Czech znalazł się wśród pierwszych 728 polskich więźniów przetransportowanych z Tarnowa do nowo powstającego obozu Auschwitz. Otrzymał tam numer 349 i przydział do bloku IV. Jako absolwenta Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem skierowano go do pracy w Tischlerei (stolarni), a po zorientowaniu się, że więzień ma duży talent plastyczny, także w Schnitzerei (rzeźbiarni). Wykonywał z drewna ozdobne kasetki i popielniczki, a potem również łyżki i drewniane chodaki.
Wiosną 1941 roku komendant obozu Rudolf Höß wpadł na pomysł stworzenia w Auschwitz Lagermuseum. Jak na warunki obozu koncentracyjnego było to miejsce wyjątkowe. Gromadzono w nim różne przedmioty zrabowane więźniom, takie jak chociażby numizmaty czy antyki, jak również żydowskie modlitewniki, tałesy i filakterie. Więźniowie zatrudnieni w biurach oraz warsztatach wykonywali na polecenie SS rysunki instruktażowe, makiety i obrazy przedstawiające plany rozbudowy obozu oraz prace plastyczne rejestrujące przebieg chorób i eksperymentów medycznych. Przy okazji esesmani wykorzystywali umiejętności więźniów również do swoich prywatnych celów, zlecając im wykonanie licznych przedmiotów rzemiosła artystycznego do swoich biur, a także kartek z życzeniami, które wysyłali do domów, portretów, ilustracji do niemieckich legend czy pejzaży przypominających Niemcom ich rodzinne miejscowości w Tyrolu lub Bawarii.
„To specjalne komando, założone w największym niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym, było szczególną i paradoksalną w swoim charakterze placówką, gdzie więźniom stworzono możliwość pracy twórczej – napisano we wstępie do książki Agnieszki Sieradzkiej – Lagermuseum. Muzeum obozowe w KL Auschwitz. – Jednocześnie było to swoiste muzeum, w którym gromadzono różnorodne przedmioty związane z kulturą i religią deportowanych do Auschwitz ludzi oraz prace artystyczne wykonywane przez więźniów obozu . Sens istnienia Lagermuseum w obozie śmierci nie daje się łatwo pojąć. Ogrom zbrodni popełnionych w tym największym z obozów koncentracyjnych i ośrodków Holocaustu trudno pogodzić z faktem istnienia komanda artystów, u których esesmani zamawiali prace plastyczne. Jednakże nawet w tych ekstremalnie skrajnych warunkach, u progu krematoriów, powstawały dzieła sztuki, które muszą być przedmiotem badań, jeśli pragnie się stworzyć pełny obraz dziejów sztuki i historii XX wieku”.
„Dziwne, niepojęte – stwierdził z kolei poeta, pisarz i tłumacz Grzegorz Timofiejew. – (…) Sztuka w obozach współżyła ze zbrodnią i rozwinęła się wbrew logice. Bo właśnie stała się potężną siłą oporu przeciw terrorowi, ratowała więźniów przed zupełnym zezwierzęceniem, budziła wiarę w człowieka i niezniszczalność ludzkich ideałów”.
Bronisław Czech pracował w Lagermuseum od początku powstania tej placówki do śmierci. W Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau do dziś zachowało się kilkadziesiąt szkiców jego autorstwa. Jedną z prac są wspomniane wcześniej, namalowane pod koniec 1943 roku Krokusy.
„Dla Bronisława Czecha sztuka była ucieczką od obozowej rzeczywistości – pisze Agnieszka Sieradzka. – Tak długo, jak pracował w Lagermuseum i malował swoje obrazy na szkle, zachowywał zdrowie i równowagę psychiczną. Całkowicie pochłaniało go malowanie rodzinnych pejzaży, przedstawiających znany mu świat, nasycony wspomnieniami i tęsknotami. Było to szczególnie ważne dla tego człowieka gór, który, jak mówią liczne relacje kolegów, był niesłychanie wrażliwą, zamkniętą w sobie osobą. Sztuka była dla niego jedynym antidotum na obozową rzeczywistość, której nie był w stanie sprostać”.
W obozie esesmani ponowili próbę zwerbowania Czecha do pracy z niemieckimi narciarzami. Według innych źródeł zaproponowali mu trenowanie strzelców alpejskich – Gebirgsjäger. Tak czy inaczej wolność pojawiła się na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło jedno słowo, jeden podpis i koszmar by się skończył. Po raz kolejny odmówił, tłumacząc, że woli pozostać w obozie jako Polak, niż wyjść z niego jako zdrajca.
Jednocześnie Czech z zapałem włączył się w obozowy ruch oporu organizowany przez Witolda Pileckiego – ZOW. Konspiracja w KL Auschwitz działała w warunkach szczególnie niebezpiecznych. Większość jej członków straciła życie. Jednak dzięki nim uratowano życie wielu innym więźniom, a świat dowiedział się o nazistowskich zbrodniach.
„Później spotykaliśmy się prawie codziennie między blokiem 24 a 15 (…) – wspominał sportowca Edmund Zabawski z Bochni, współorganizator ucieczki Pileckiego z obozu. – Dużo rozmawialiśmy, wymienialiśmy informacje, a później paczki z domu. Bronek bardzo mi się podobał, był dla mnie jak brat. Nawet po smutnych wydarzeniach w obozie próbował nas rozweselić. Nigdy tego nie zapomnę.
Przede wszystkim mówił o górach, o nartach, o szybowcach (...) i oczywiście o domu. Życzliwy, w dobrym humorze, kolegialny, był dla nas «antidotum» na obozowe życie”. Przede wszystkim jednak Bronisław Czech potrafił za drutami Auschwitz zachować godność i człowieczeństwo. Nie wszystkim się to udawało. Auschwitz stał się międzynarodowym symbolem ludzkich tragedii sztucznie stworzonych przez system nazistowski. Każdego dnia deptano tu godność człowieka i niszczono jego tożsamość. Obóz był miejscem bitwy narodów o wolność i godność człowieka. Był także miejscem bitwy o przetrwanie. Dla wielu – za wszelką cenę. W tych warunkach każdy życzliwy gest wobec bliźniego urastał do rangi symbolu. Kromka chleba, którą częstuje się gościa, to na dobrą sprawę żadne dobrodziejstwo; prawdziwym miłosierdziem jest chleb, którym dzielisz się z bliźnim, gdy jesteś tak samo głodny jak on. Chlebem, dzięki któremu możesz przetrwać ty ALBO on.
Bronek swoim zachowaniem dawał współwięźniom nadzieję.
Wspomniany wyżej Edmund Zabawski zatrudniony był początkowo przy rozładunku materiałów budowlanych. W jednym z najbardziej morderczych komand szybko tracił siły i zdrowie. Pewnego dnia zasłabł, ugrzązł w błocie i nie miał siły się podnieść. Zobaczywszy to, Czech szybko go podniósł i zadbał o to, by koledzy zajęli się osłabionym więźniem.
„Kiedy już wiedziałem, że to Bronkowi Czechowi zawdzięczam życie, wzbierała we mnie wdzięczność do tego człowieka, którego znałem z prasy, ze zdjęć, którego podziwiałem za wspaniałą karierę sportową – opowiadał po wojnie pan Zabawski. – Tego dnia obudziła się we mnie nadzieja, że może dzięki takim ludziom przetrwam (…). Przyniósł mi pół porcji swojego chleba. Nie chciałem wziąć, wcisnął mi w kieszeń na pożegnanie (…). Bronka polubiłem bardzo, był mi jak brat. Nawet po jakichś smutnych wydarzeniach w obozie starał się nas podtrzymać na duchu, rozweselić. Nigdy mu tego nie zapomnę”.
W jednym z transportów przyjechali do Auschwitz nowi więźniowie, wśród których byli zakopiańczycy. Rozpaczali, że tak jeszcze chcieli żyć, a tu przecież niechybnie czeka ich śmierć.
„Iziu, mówił do mnie Bronek, przywieźli nowych – relacjonował później Izydor Gąsienica-Łuszczek, inny współwięzień (nr obozowy 783) i kolega Bronka z narciarskich tras. – Są nasi z Zakopanego, kompletnie załamani. Nakrzyczałem na nich, że skoro my tyle tutaj wytrzymaliśmy, to oni też muszą wytrzymać. Żal mi ich było, ale po tej mojej rozmowie zrobiło im się trochę raźniej. Musimy chłopakom dodawać otuchy, żeby się do reszty nie załamali, bo w takim stanie prędzej nas wykończą”.
W lutym 1944 roku Niemcy zlikwidowali Lagermuseum. Bronisław Czech zaczął pracować w biurach SS jako kalifaktor, czyli więzień wykonujący zlecone czynności porządkowe i pomocnicze. Za każde najdrobniejsze uchybienie był bity po twarzy, kopany, czasami do utraty przytomności.
W nowych warunkach i po utracie kontaktu ze sztuką jego stan zdrowia znacznie się pogorszył. W listach do rodziny kłamał jednak, że czuje się dobrze. Matka niespecjalnie wierzyła w te zapewnienia, pamiętając, co powiedział kiedyś przed wojną, kiedy zamartwiała się jego wspinaczkowymi wyprawami w Tatry: „Niech się mama nie martwi, nie boi. Umarłbym, gdyby mnie uwięzili i nie pozwolili chodzić – góry wołają”.
Wiosną 1944 roku nad obozem śmierci ciągnęły z ciepłych krajów klucze dzikiego ptactwa. Od pól szedł miły zapach świeżo zaoranej ziemi. Wiejący od wschodu wiatr przynosił odgłos armat, zdradzając, że jeszcze trwają ostatnie podrygi czarnej bestii, która przed pięcioma laty wypełzła na podbój Europy. Życie ludzkie znaczyło w tych dniach mniej niż guzik od spodni. Szczególnie w Auschwitz. Stan zdrowia Bronisława Czecha osiągnął stan krytyczny, życie ledwie w nim się tliło.
„W Zakopanem musi być na pewno piękna wiosna” – pisał w swoim ostatnim liście z 22 maja 1944 roku.
Trafił do szpitala, gdzie zmarł z wycieńczenia kilkanaście dni później, 5 czerwca. Miał zaledwie 36 lat. (…)