Do czytania z zadartą głową
Święcicki dla wielu z nas nadal pozostaje postacią anonimową. Był bydgoszczaninem z urodzenia i wyboru, budowniczym, wynalazcą, szachistą i literatem. To on zaprojektował hotel „Pod Orłem”.
Inne z kategorii
Opowieści znad Brdy – książka Andrzeja Piechockiego
Tę książkę można czytać z zadartą głową – żartobliwie zaleciła redaktor Ewa Dąbska, która poprowadziła spotkanie promocyjne książki Bogny Derkowskiej-Kostkowskiej „Bydgoszczanin i budowniczy. O Józefie Święcickim, architekturze i Bydgoszczy (1859–1913)”. Do czytania z głową w górze inspiruje sama książka, zawierająca m.in. wykaz projektów Józefa Święcickiego wraz z licznymi fotografiami. – Można więc śmiało wybrać się na spacer z monografią w ręku i szukać „Święcickich” fasad i detali – sugerowała prowadząca. A jest czemu się przyglądać, bo spod ręki Święcickiego wyszło minimum 110 bydgoskich budynków (mowa o obiektach z zachowaną dokumentacją, zaprojektowanych przez niego budowli może więc być więcej). Z jego biura budowlanego pochodzą także projekty kamienic zrealizowane w Inowrocławiu i Solcu Kujawskim.
Święcicki dla wielu z nas pozostaje nadal postacią anonimową. Był bydgoszczaninem z urodzenia i wyboru, a także typowym człowiekiem XIX wieku – „typowym”, a więc niezwykle płodnym w swoim zawodzie, ale o zainteresowaniach znacznie szerszych niż tylko zawodowe. Budowniczy (autorka wyjaśnia, dlaczego nie posługuje się wobec niego pojęciem „architekt”), wynalazca, szachista, chórzysta... Pod koniec życia w całości poświęcił się literaturze – dramatopisarstwu.
Jego postać zaczęto „wydobywać z cienia” (określenie autorki) w 2006 roku, wraz z rozpoczęciem projektu edukacyjnego „Bydgoszcz Święcickiego”. Właśnie z tym projektem wiąże się wzmożenie pracy nad wydaną w grudniu ubiegłego roku monografią.
Pierwsza część książki poświęcona jest życiu Święcickiego. Mimo zachowania naukowego charakteru, w niczym nie przypomina suchej faktograficznej wyliczanki – przeciwnie, to sprawnie napisana opowieść, którą czyta się z zainteresowaniem. Autorka opiera się na dostępnych sobie źródłach: archiwach polskich i zagranicznych, zbiorach prywatnych (udostępnionych przez krewnych budowniczego) i na wzmiankach prasowych. Tam, gdzie informacji brakuje, stara się przybliżyć kontekst wydarzeń, a wśród możliwych scenariuszy wskazuje ten, który uważa za najbardziej prawdopodobny.
Autorka spogląda na Święcickiego z sympatią i stara się oddać mu sprawiedliwość – nie gloryfikując, ale i nie „szukając dziury w całym”. A dziury w całym szukali już współcześni Święcickiemu rodacy z pruskiej Bydgoszczy: mieli mu za złe, że w drugiej połowie życia zmienił pisownię nazwiska na zgermanizowaną. Co nim powodowało? Autorka dystansuje się od sensacyjności i wskazuje możliwe powody: m.in. to, że miał żonę Niemkę i przysposobionego syna, Rudolfa. Odnotowuje również inne ciekawe możliwości wyjaśnienia, zarówno te mniej, jak i bardziej „pochlebne” (co mnie szczególnie ujęło) z taktem i naukową rozwagą. Wskazuje jednocześnie fakty z życia Święcickiego świadczące o tym, że działał w środowisku polskim, m.in. udzielając się charytatywnie.
Bogna Derkowska-Kostkowska jest historykiem sztuki – druga część monografii ma więc charakter dokumentacyjny i opisowy, dotyczy poszczególnych realizacji Święcickiego.
Wielką zaletą pracy jest bogata warstwa ilustracyjna, złożona zarówno z archiwaliów, jak i fotografii wykonanych w większości przez autorkę i Agnieszkę Wysocką. Książka staje się w ten sposób przyjazna dla czytelnika – zarówno dla laika, jak i dla fachowca, któremu nieobca historia sztuki.
Czy Święcicki, z sukcesami aktywny na wielu polach, był człowiekiem wybitnym, czy raczej typowym przedstawicielem swoich czasów i swojej klasy społecznej? – podobne pytanie padło na spotkaniu promocyjnym. Trudno jednoznacznie na nie odpowiedzieć. Chyba właśnie dlatego autorka zarówno w tytule pracy, jak i w narracji łączy tę postać z pruską Bydgoszczą. Miasto staje się tłem nie tylko z naukowej konieczności, ale również dlatego, że Święcicki jako ciekawa postać pozwala tym atrakcyjniej opowiedzieć o Bydgoszczy tamtych czasów.
Marta Kocoń
fot. Anna Kopeć