Profesor Jastrzębski świadomie porusza się w wymysłach niemieckiej propagandy [RECENZJA]
„Czytelnik odnosi wrażenie, że autor chętnie przywołuje niemieckie relacje jako w pełni wiarygodne oraz polskie relacje, jeśli te wspominają o krzywdach wyrządzonych Niemcom. Rzadko przytacza polskie relacje, które nie wpasowują się w kanon goebbelsowskiej propagandy” – pisze Krzysztof Drozdowski o książce Włodzimierza Jastrzębskiego „Bydgoska krwawa niedziela”.
Inne z kategorii
Opowieści znad Brdy – książka Andrzeja Piechockiego
W tym roku mija niemal 20 lat, kiedy to opublikowany na łamach „Dużego Formatu” – dodatku do „Gazety Wyborczej” – wywiad z prof. Włodzimierzem Jastrzębskim wstrząsnął bydgoską opinią publiczną. Tematem rozmowy była tzw. „bydgoska krwawa niedziela”. Co takiego wówczas powiedział naukowiec? Otóż stwierdził, że w dniach 3–4 września 1939 r. nie doszło do żadnej niemieckiej dywersji, a Polacy wymordowali niewinnych Niemców. Takim stwierdzeniem historyk zamknął za sobą pewne drzwi. W 1988 r. opublikował książkę pod tytułem „Dywersja czy masakra?”, w której dość rzeczowo przedstawił ówczesny stan wiedzy na ten temat.
Wywiadem z 2003 r. prof. Jastrzębski niejako przeszedł do obozu niemieckich historyków, których większość twierdziła, że niemieckiej dywersji nie było, a bydgoszczanie krwawo zemścili się na swoich sąsiadach za rozpoczęcie wojny przez Hitlera. Pytaniem otwartym zawsze pozostawało, po co bydgoszczanie mieliby czekać aż trzy dni, by rozpocząć rzekome mordy na niewinnych Niemcach?
Polscy historycy w swej znakomitej większości stali na stanowisku, że tym, co wydarzyło się na początku września, była przygotowywana i zrealizowana niemiecka dywersja, która została następnie stłumiona przez polskie wojsko wspierane przez Straż Obywatelską, w skład której weszli uzbrojeni cywile.
Nowo wydaną publikacją prof. Jastrzębski wraca do wcześniej postawionej tezy o krwawej zemście polskich mieszkańców Bydgoszczy na Niemcach. Idzie jednak w swojej narracji nieco dalej, składając sprawstwo dowódcze tych czynów na ręce dwóch polskich generałów: Józefa Hallera, którego szerzej nie trzeba czytelnikom przedstawiać, oraz Michała Karaszewicz-Tokarzewskiego, ówczesnego dowódcy Okręgu Korpusu nr VIII z siedzibą w Toruniu. Ich głównymi przedstawicielami i bezpośrednimi wykonawcami rozkazów mieli być por. rez. Stanisław Pałaszewski, niegdyś adiutant gen. Hallera, oraz Wojciech Albrycht, jako wojskowy komendant miasta. Do tego grona „dorzucić” należałoby jeszcze kadrę oficerską 62. Pułku Piechoty, która stworzyła Tajne Grupy Zbrojne odpowiadające za dywersję w mieście.
Barciszewski odsunięty od władzy?
3 września prezydent Bydgoszczy Leon Barciszewski, zgodnie z zaleceniem wojewody, który wykonywał nakazy rządu, wyjechał do Włocławka, gdzie miało odbyć się zebranie prezydentów. Postanowiono na nim dalszą ewakuację, do Warszawy. W stolicy Barciszewski połączył się z rodziną, by następnie wspólnie kontynuować podróż w stronę Lwowa i dalej, do Zaleszczyk. Stąd, gdy usłyszał o postawionych mu zarzutach o sprzeniewierzenie kasy miejskiej, wrócił do Bydgoszczy, choć zdawał sobie sprawę, że może się to skończyć dla niego tragicznie. Czy jednak lata spędzone w Niemczech spowodowały, że prezydent miał zaufanie do Niemców? Jest to raczej wątpliwe. Jednak można odnieść wrażenie, że autor publikacji przypisuje Barciszewskiemu germanofilstwo. Jednocześnie czytamy, że polscy „spiskowcy” dążący do pogromu na Niemcach nie pałali sympatią do Barciszewskiego, właśnie ze względu na jego rzekome sprzyjanie Niemcom. Dlatego też, według prof. Jastrzębskiego, ostatni prezydent miasta już 2 września szykował się do opuszczenia miasta, gdyż został odsunięty od władzy! W publikacji czytamy: „W mieście już w przededniu wybuchu II wojny światowej zawiązany został sojusz pomiędzy stacjonującym w pobliżu wojskiem polskim, dominującymi w Radzie Miejskiej ugrupowaniami chrześcijańsko-narodowymi a hallerczykami. Zaowocowało to odsunięciem od władzy bezpartyjnego prezydenta miasta Leona Barciszewskiego”.
Dalej autor podaje, kto miał przejąć faktyczną władzę w mieście i że wszystkim związanym z tym działaniom patronował starosta Julian Suski.
Relacje zgodne z postawioną tezą
To niejedyne kontrowersyjne czy też zwyczajnie niezrozumiałe stwierdzenia, które znajdziemy na kartach publikacji. Autor podaje, że tuż przed wybuchem wojny harcerze przeprowadzili spis niemieckich adresów. Nasuwa się pytanie o cel takiego działania. Polskie władze doskonale wiedziały, pod jakim adresem mieszkali lub prowadzili biznesy niemieccy mieszkańcy miasta. Prowadzenie spisu byłoby zupełnie nieracjonalne i niepotrzebne. By uzyskać taką wiedzę, wystarczyłoby choćby sięgnąć do Księgi Adresowej Miasta Bydgoszczy.
Profesor Jastrzębski świadomie porusza się w wymysłach niemieckiej propagandy. Garściami czerpie z raportów niemieckich mówiących o strzelaniu do niemieckich żołnierzy zza węgła. Jak twierdzi, dopiero publiczne egzekucje na Starym Rynku zatrzymały te partyzanckie działania.
Autor popełnia też błędy faktograficzne, podając, że 3 września nastąpiło kolejne bombardowanie miasta, co znacznie ułatwiło działanie polskim dywersantom. Tego dnia co prawda niemieckie samoloty pojawiły nad miastem, jednakże do bombardowania nie doszło. Dziwi podanie takiej informacji, zważywszy, że autor publikacji opublikował artykuły na temat niemieckich bombardowań w dniach 1 i 2 września 1939 roku. Skąd więc taka informacja? W innym miejscu prof. Jastrzębski poddaje krytyce pracę Edwarda Serwańskiego, jednego z badaczy tematu tzw. „krwawej niedzieli” i jednocześnie autora zbioru polskich relacji z pierwszych dni września 1939 roku. Jastrzębski zarzuca mu, że wybiórczo i pod z góry nakreśloną tezę skompletował relacje bydgoszczan, omijając te mniej wygodne. Faktem jest, że w publikacji Serwańskiego nie umieszczono wszystkich zebranych relacji. Niektóre z nich również przeczą sobie wzajemnie. Pozbawione są one stosownych wyjaśnień i sprostowań, co pozwoliłoby na uniknięcie niektórych błędów interpretacyjnych. Jednakże zarzucający mu kompletowanie relacji pod określoną tezę, prof. Jastrzębski dokonuje dokładnie tego samego zabiegu. Oddając się wnikliwej lekturze, czytelnik odnosi silne wrażenie, że autor chętnie przywołuje niemieckie relacje jako w pełni wiarygodne oraz polskie relacje, jeśli te wspominają o krzywdach wyrządzonych Niemcom. Jedynie z rzadka przytacza polskie relacje, które nie wpasowują się w kanon goebbelsowskiej propagandy, zastrzegając jednak, że przeważnie taki relator myli fakty albo opowiada plotki czy też przeinacza fakty.
Jako konkluzję publikacji można by przytoczyć stwierdzenie zawarte na stronie 114: „W Bydgoszczy wystąpił klasyczny pogrom Niemców”.
Jak widać, autor całkowicie odrzucił dotychczasowy dorobek naukowy zarówno swój, jak i wielu polskich i coraz liczniejszych niemieckich historyków, którzy, tak jak Günther Schubert czy Jochen Böhler, nie podążają za wskazaniami nazistowskiej propagandy, tylko odważnie piszą o zorganizowanej niemieckiej dywersji w Bydgoszczy.
Włodzimierz Jastrzębski, Bydgoska krwawa niedziela. 3–4 września 1939 roku, Toruń 2022, liczba stron: 165