Tajna historia Biura Ochrony Rządu. Bodyguardzi i janczarzy elit PRL-u [RECENZJA]
Biuro Ochrony Rządu za PRL-u było okryte mgłą tajemnicy, a dziennikarski światek doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powinien zajmować się borowcami. Czego tak się obawiano? Przede wszystkim ogromnej wiedzy, jaką posiadali funkcjonariusze BOR na temat ochranianych przez nich notabli komunistycznych oraz ich rodzin. Żadna ze służb specjalnych w tamtych siermiężnych czasach naszej ojczyzny nie była tak blisko tych, którzy władali Polską z nadania „Braci Moskali”.
Inne z kategorii
Opowieści znad Brdy – książka Andrzeja Piechockiego
Lech Kowalski przyzwyczaił już swoich czytelników, że co jakiś czas oddaje w ich ręce książki opisujące kolejne wycinki historii PRL. Tym razem na ponad 650 stronach autor rozprawił się z historią Biura Ochrony Rządu.
BOR powstało na mocy zarządzenia nr 00238 ministra soraw wewnętrznych z 29 listopada 1956 r., jako jedna z kilkunastu nowych komórek organizacyjnych MSW. Nadzór nad BOR sprawował bezpośrednio minister lub wyznaczeni przez niego wiceministrowie. Funkcjonariuszom nadawano stopnie służbowe Milicji Obywatelskiej, a ich pracę regulowały w praktyce przepisy dotyczące działania MO. Głównym zadaniem organizacji była ochrona rzadowych notabli. Z tego powodu funkcjonariusze tej służby widzieli i słyszeli wiele rzeczy, które nie powinny nigdy przedostać się do opinii publicznej. Stali się swoistym cieniem osób, które podlegały ich ochronie. Co ciekawe BOR pomimo różnych sporów interpretacyjnych zdołał przejść przez proces transformacji ustrojowej.
W trakcie swojego istnienia funkcjonariusze BOR stawali się milicjantami, żołnierzami, a dopiero od marca 2001 roku BOR stał się samodzielną organizacją na wzór policyjny. Dopiero w 2017 roku w skutek ogromnych zaniedbań i rażącego niedoinwestowania a także jako pokłosie katastrofy smoleńskiej BOR zostało zlikwidowane, a w jego miejsce powstał SOP czyli Służba Ochrony Państwa. Prześmiewczo komentowano tę zmianę jakoby BORówki zostały zastąpione przez SOPelki.
Rzadko kiedy informacje na temat działalności BOR można było wyczytać w ukazujących się mediach. Wokół organizacji narastały różne mity. Fakt, że funkcjonariusze ochraniali najważniejsze osoby w państwie powodował również budowanie nimbu tajemnoczości i elitarności BOR.
Dlatego z tym większym zaciekawieniem przeczytałem nową publikację Lecha Kowalskiego. Publikacja została podzielona na sześć głównych rozdziałów, które dzielą się następnie na podrozdziały. Każdy z nich opisuje odrębny zakres chronologiczny istnienia formacji. Autor na kolejnych stronach ze swadą rozprawia się z różnymi fałszywymi informacjami narosłymi wokół tej służby. Systematycznie krok po kroku przedstawia najważniejsze wydarzenia z udziałem funkcjonariuszy BOR, stawiając jednocześnie te historie an szerokim tle ówczesnych czasów i rozgrywek pomiędzy różnymi służbami i ich protektorami.
Dla mnie osobiście najciekawsze okazały się pytania postawione przez autora o to czy czerwoni bodyguardzi nie ochronili Bieruta przed zamachem? Czy to prawda, że Sowieci podstawili na miejsce ofiary wyszkolonego sobowtóra? Czy groźba opublikowania takich sensacji stała za zabójstwem Piotra Jaroszewicza i zamachem na gen. Świerczewskiego?
Odpowiedzi na nie potrafią zaskoczyć nawet wyrobionego czytelnika. Dlatego też książka wnosi wiele nowych informacji do powszechnej wiedzy na temat działalności BOR. Warto po książkę sięgnać, by zajrzeć za kulisy ówczesnej polityki, dowiedzieć się jak funkcjonują takie jednostki i zerwać tę zasłonę tajemnicy skrywanej przez funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.
Lech Kowalski, Tajna historia Biura Ochrony Rządu. Bodyguardzi i janczarzy elit PRL-u, wyd. Fronda Warszawa 2021.