Ludzie 21 gru 2019 | Marta Kocoń
Cukiernicze arcydzieło bydgoszczanka tworzyła pół roku [ZDJĘCIA]

fot. Anna Kopeć

W cukiernictwie nie jest tak, jak w sporcie: daje się szansę kolejnym cukiernikom – mówi bydgoska mistrzyni Jowita Woszczyńska. Pół roku poświęciła na przygotowanie dekoracji tortu, którym wywalczyła złoto w konkursie Cake Designers World Championship w Mediolanie.

12 grudnia o swoim wyczynie i cukierniczych „sekretach” opowiedziała w Centrum Edukacji Muzealnej MOB.

Na co dzień Woszczyńska jest związana z cukiernią „Sowa”. W Mistrzostwach Świata w Dekorowaniu Tortów w Mediolanie po laury sięgnęła już dwukrotnie: w 2017 roku wywalczyła brąz. Wówczas wyjechała z apetytem na więcej.

– Wiedziałam już, jakie błędy popełniłam, nad czym muszę jeszcze popracować – tłumaczy. Dla jury kluczowe jest wykorzystanie różnorodnych technik. – Poświęciłam dużo czasu na to doszkolenie się z rzeźby z czekolady, cukru plastycznego, kwiatów z papieru opłatkowego. To są szczegóły, które zaważyły na tym, że udało mi się zdobyć mistrzostwo – mówi.

Filozof z cukierniczą żyłką

Swój pierwszy trzypiętrowy tort przygotowała już… w szkole podstawowej. – Sama zrobiłam marcepan, różyczki. To był moment, kiedy „zaskoczyła” ta miłość do cukiernictwa – opowiada artystka. Nie uczyła się jednak w „gastronomiku”, a jako kierunek studiów wybrała… filozofię. Cukiernictwo znalazło się na bocznym torze. – Wróciło w momencie, kiedy urodziły się moje dzieci. Zaczęłam dla nich przygotowywać torty, na roczek, dwa latka – wspomina.

Sporo cukierniczych inspiracji zawdzięcza wyspie Jersey, gdzie w tamtym czasie mieszkała. To tu odkrywała m.in. tajniki masy cukrowej, stylu angielskiego. Kupowała książki, kompletowała sprzęt.

Po powrocie do Polski dekorowała pierniki lukrem królewskim, robiła domki z piernika – wszystko tylko dla rodziny. Jedno z takich dzieł dostrzegł pracownik cukierni „Sowa” i zaprosił ją na rozmowę.

– Sama nie szukałam pracy w cukiernictwie, ta praca przyszła do mnie – uśmiecha się mistrzyni.

Płatki dobre na strzechę

Tegoroczny temat konkursu w Mediolanie brzmiał: „Tradycja i kultura Twojego kraju”. Stąd na torcie postacie wielkich Polaków: Mikołaja Kopernika, Fryderyka Chopina, Jacka Malczewskiego. Nie brakuje też na nim elementów folklorystycznych.

– Podzieliłam mój tort w pionie na trzy części. Patrząc od góry, mamy Chopina siedzącego przy pianinie, ze swoją muzą. W części tradycyjnej widzimy chatę i rzeźbę łowiczanki – mówi.

fot. Anna Kopeć

Jest też kołacz, ale tylko imituje prawdziwe pieczywo. – Miał nawiązywać do bajgli krakowskich, jest wyrzeźbiony ze styropianu i pokryty masą cukrową – tłumaczy. Kafelki są ręcznie malowane, znajdziemy tu także serwis rodem z Bolesławca. Strzechę chałupy kryją natomiast płatki śniadaniowe, porozcinane „poduszeczki”.

fot. Anna Kopeć

Kopernik został przedstawiony według wzorca ze słynnego obrazu Matejki „Rozmowa z Bogiem”. Zgodnie z nim rekwizytem jest m.in. księga, tu wykonana z papieru opłatkowego. Dostrzeżemy też toruńskie kamienice.

Nutami bogato zdobiony jest dom Chopina. Wierzba nad kompozytorem została wyrzeźbiona z gorzkiej czekolady. Gałązki pierwotnie miały być wykonane z prawdziwych nici pokrytych cukrem, ale zgodnie z sugestią jury, zawodniczka postarała się stworzyć je w wersji „jadalnej”. – Wiele tygodni poświęciłam na to, jak to rozwiązać – przyznaje.

fot. Anna Kopeć

Członkowie jury każdy element jej pracy oglądali niezwykle pieczołowicie. – Mieli takie malutkie latarki i sprawdzali szczegóły: czy nie ma zakamarków, gdzie coś jest niedomalowane, niedoklejone, czy gdzieś nie ma za dużo czekolady – opowiada.

Pyszności na atrapie

Tort powstawał przez pół roku – w czasie wolnym autorki, z wyjątkiem ostatniego miesiąca, kiedy mogła już szlifować go w ramach „etatu”. – Rodzina jest wykończona – uśmiecha się Woszczyńska.

Tak długiego dekorowania nie wytrzymałoby żadne „prawdziwe” ciasto, dlatego torty konkursowe powstają na styropianowych atrapach. Wszystkie elementy zewnętrzne muszą być jednak jadalne, każdy potraktowany tak, jakby rzeczywiście całość była przeznaczona do spożycia. – Jeżeli wbijam drucik (a kwiatki są budowane na drucikach), to muszę zabezpieczyć go specjalnymi osłonkami przeznaczonymi do kontaktu z żywnością. Gdybym tego nie zrobiła, automatycznie miałabym odjęte punkty – tłumaczy.

Pień drzewa, figurki, są przytwierdzone nie tylko „na powierzchni”, ale na stelażach umocowanych wewnątrz, wykonanych ze stali chirurgicznej (również ze względu na wymóg „dopuszczenia do kontaktu z żywnością”).

Cała ta misterna konstrukcja musiała następnie zostać przetransportowana na same zawody, ponad trzy tysiące kilometrów dostawczym samochodem. Po drodze mogło oczywiście zdarzyć się niejedno... Najwięcej obaw wywołał nocleg. – Był strach, czy nie dostanie się wilgoć, bo każdy rodzaj wilgoci niszczy masę cukrową – tłumaczy Woszczyńska. Do celu udało się jednak dojechać bez szwanku.

Tort trafi do sprzedaży

Na miejscu rywalizowała z zawodnikami z 17 krajów – niektórzy przybyli z tak odległych zakątków jak Chiny, Peru, Portoryko...

Jury oceniało nie tylko przywiezione działa. Cukiernicy musieli także wykazać, że to ich własne prace. Mieli cztery godziny na wykonanie miniatury przywiezionego tortu, dodatkowo jury mogło poprosić o przygotowanie na ich oczach jakiegoś elementu, wytłumaczenie, jak został zrobiony.

fot. Anna Kopeć

Trzeba było również wykazać się talentem nie tylko dekoratorskim: stworzyć tort degustacyjny, również w cztery godziny. – Udało mi się zdobyć wyróżnienie również za najsmaczniejsze ciasto – uśmiecha się Woszczyńska. I opisuje: – Podstawą był biszkopt piernikowy, [krem] czekoladowo-migdałowy, coś à la nutella z chrupiącymi migdałami, galaretka z dzikiej róży z dereniem i rdestem, plaster sękacza staropolskiego, w środku był umieszczony ganache pistacjowy. Wszystko zamknięte musem migdałowym i obłożone czekoladą i marcepanem.

Tych, którzy szczególnie się rozmarzyli, uspokoiła – są plany, by przez jakiś czas taki wypiek był dostępny w cukierni „Sowa”.

Z muzyką Chopina w tle

Dzieło co prawda broni się samo, ale warto zadbać także o oprawę. – W czasie, kiedy przygotowywałam miniaturę tortu, dodatkowo „włączony” był zapach pieczonego chleba, muzyka Chopina leciała w tle, na moim stoliku znajdowało się pudełko z czekoladkami o smaku róży – w kopii szkatułki, w której Chopin dawał swojej ukochanej czekoladki. Kiedy jury podchodziło, to częstowałam, opowiadałam tę historię. To też robiło dobre wrażenie – uśmiecha się artystka.

Przygotowanie tortu poprzedził oczywiście rozrysowany projekt, kompletowanie materiałów, które było inspiracją – oraz wizyta u sponsorów. Koszty przygotowania takiego „wypieku”, udziału w mistrzostwach są bowiem olbrzymie - Wyniosły ok. 40 tysięcy złotych...

Uczestnicy spotkania w Muzeum Okręgowym mogli podziwiać tort z bliska. Zostanie także wystawiony podczas Targów Expo Sweet, później będzie dostępny także prawdopodobnie na witrynie cukierni w Bydgoszczy. Cieszyć się nim będzie można jednak tylko przez krótki czas.

– Nie może stać za długo. Barwniki po jakimś czasie wietrzeją, tracą kolor – tłumaczy mistrzyni.

Da szansę następnym

Jeden z najwyższych możliwych cukierniczych laurów zdobyty. Co dalej planuje bydgoszczanka? – Nie będę już startowała w mistrzostwach Polski, skupię się na szkoleniach, przede wszystkim z figurek, które są moim największym atutem – mówi Woszczyńska.

Tłumaczy także, że kolejnych startów nie będzie ze względu na specyfikę dziedziny – zbliżonej w tym aspekcie do muzyki... – W cukiernictwie nie jest tak, jak w sporcie: daje się szansę kolejnym cukiernikom – wyjaśnia.

Chce też napisać własną książkę o dekoracjach cukierniczych. Na laurach nie spoczywa. – Jeszcze bardzo dużo chciałabym się nauczyć – mówi. – Oceniał mnie mistrz „od kwiatów”, nie można odróżnić, czy są to kwiaty z masy cukrowej, czy prawdziwe – tak są dopracowane. Chciałabym uczyć się od niego – wyznaje.

Przedświąteczne rady

Podczas spotkania w muzeum mistrzyni dała uczestnikom kilka porad dotyczących dekorowania świątecznych pierników. Lukier królewski (z białek – sama używa tych w proszku – i cukru pudru) należy ubijać na wolnych obrotach, płaskim mieszadłem, a nie rózgą – w przeciwnym razie lukier będzie się kruszył, jak beza. Do namalowania czegoś na lukrze można posłużyć się barwnikami żywieniowymi.

fot. Anna Kopeć

Spotkanie poprowadziła menedżerka Jowity Woszczyńskiej, Ezo Oneir.

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji