Głoś w porę i nie w porę [FELIETON]
„Zstąpienie Jezusa do piekieł”, Fra Angelico/Wikipedia, domena publiczna
Dziwimy się, że młodzi ludzie odchodzą od Kościoła, odchodzą od chrześcijaństwa. Ale zadajmy sobie pytanie, czy ci, którzy odeszli, kiedykolwiek naprawdę poznali podstawową opowieść o Bogu, który za nas umarł? Czy to, co odrzucili, było prawdą o zbawieniu?
Inne z kategorii
Piękno liturgii: potrzeba odnowy sakralnej muzyki w Kościele [POWĘSKI NA NIEDZIELĘ]
Aniołowie ich w niebie zawsze widzą oblicze Ojca [MAKSYMILIAN POWĘSKI]
Zacznę od historii z życia wziętej, prawdziwej. Przyszła do mnie dziesięcioletnia córka. Tato jak to jest? – zapytała. – Dlaczego się mówi, że Pan Jezus umarł na krzyżu „za nas”? Dlaczego „za nas”? Ja tego nie rozumiem…
– No dobrze, znasz przecież tę historię o Adamie i Ewie, pierwszych rodzicach? – odpowiadam.
– No tak, że wąż skusił Ewę, a ona Adama i zjedli ten zakazany owoc…
– No właśnie. Ale jakie przykazanie Pan Bóg im dał na początku?
– Że mogą jeść owoce ze wszystkich drzew, tylko z tego jednego im nie wolno.
– Tak, z drzewa poznania złego i dobrego nie wolno im było jeść. I co jeszcze Pan Bóg im powiedział? Przestrzegł ich przecież, że jeśliby zjedli z tego drzewa owoc, to co się stanie?
– To umrą.
– Tak, a wiesz co to znaczyło?
– No, że umrą, jak od trucizny…
– Nie. To znaczyło – tłumaczę – że nie będą mogli już dostać się do nieba. Bo śmierci miało nie być, po życiu na ziemi miało być tylko przejście do nieba. A jeśli zjedzą owoc, to przyjdzie śmierć, po której już nie będzie nieba.
– Aha, no i co?
– No i jak wiesz, oni postanowili zjeść zakazane owoce. I od tej chwili niebo było już zamknięte. Nikt nie mógł dostać się do nieba.
– Naprawdę??? Jak to – ich dzieci też?
– Też.
– Dlaczego?
– Bo ten grzech zniszczył przyjaźń Boga i człowieka. A wszyscy inni ludzie – później – my też, dołożyli do tego jeszcze swoje grzechy.
– To co było z ludźmi, jak umierali?
– Szli w takie miejsce, które się nazywa otchłanią, Szeolem albo Hadesem. Albo piekłami. Tam nie byli szczęśliwi. I tam czekali, aż Pan Jezus umrze na krzyżu. I dopiero, gdy umarł jako człowiek, to wynagrodził Bogu to zło, które wyrządzili pierwsi rodzice. I dlatego mówimy, że „zstąpił do piekieł”. Naprawdę tam poszedł i wyprowadził stamtąd do nieba wszystkich ludzi, którzy w tym czasie, gdy niebo było zamknięte, wierzyli w Boga. I gdy zmartwychwstał, zaprowadził ich do nieba.
– No ale dlaczego się mówi, że Pan Jezus umarł „za nas”?
– Bo gdyby nie umarł, to niebo by było do dziś zamknięte. I my też byśmy nie mogli się tam dostać.
– Teraz rozumiem.
Ta krótka, wzruszająca rozmowa, uświadomiła mi coś jeszcze. Skoro po trzech latach szkolnej katechezy, nie licząc przedszkola (katolickiego, w którym też były lekcje religii!) moje dziecko pierwszy raz słyszy o tym, że śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa ponownie otworzyły nam niebo, to coś jest jednak nie tak z przekazem wiary. Owszem – uprzedzając wszelką krytykę, ode mnie w pierwszej kolejności powinna była to wcześniej usłyszeć. I muszę uderzyć się w pierś. Chcę jednak napisać o czymś innym.
Zapomniany kerygmat
Od kilkudziesięciu lat powtarza się w naszym Kościele, że zanim zaczniemy katechizować, nauczać usystematyzowanych dogmatów, znaczenia symboli liturgicznych czy teologii biblijnej, to powinniśmy najpierw głosić kerygmat. Czym jest ten kerygmat? Wbrew groźnemu brzmieniu greckiego słowa chodzi o głoszenie najprostszej, najbardziej podstawowej prawdy o Bogu, który nas zbawia. To jest właśnie ewangelizacja. Pomińmy teraz, czy stara, czy nowa. Po prostu ewangelizacja. Czy jest coś istotniejszego w tym kerygmacie niż ta prawda, że człowiek zamknął przez grzech pierworodny drogę do nieba, a Bóg nie zostawił go „pod władzą śmierci”, ale w miłosierdziu Swoim posłał Swego Syna, by za grzechy ludzi śmierć poniósł krzyżową i tą ofiarą niebo dla nas odzyskał?
Dziwimy się, że młodzi ludzie odchodzą od Kościoła, odchodzą od chrześcijaństwa. Ale zadajmy sobie pytanie, czy ci, którzy odeszli, kiedykolwiek naprawdę tę podstawową opowieść poznali? Czy to, co odrzucili, było prawdą o zbawieniu? O śmierci Chrystusa za nas? Czy było jakimś „wyrobem chrześcijańskopodobnym” wypełnionym być może nawet po brzegi moralnością i „wartościami chrześcijańskimi”, ale pozbawionym istotnego rdzenia?
Tę opowieść, ten wielki skrót historii zbawienia, ja pamiętam z najmłodszych lat. Przekazywała go – to również pamiętam – na przedszkolnych lekcjach religii siostra Katarzyna – elżbietanka. Potem było to utrwalane setki razy.
Coraz rzadziej dziś słyszę o tym – niestety – na kazaniach czy homiliach. Jako dzieci uczyliśmy się, że pamiątką tego okresu, kiedy niebo pozostawało zamknięte, jest w roku liturgicznym adwent. Stąd fiolet szat liturgicznych, stąd refleksja nad słabością ludzkiej natury – kim byśmy byli bez Chrystusa. A dziś – wybaczcie, drodzy Księża – czemu ja i moje dzieci o tym nie słyszymy? Czemu sprzedaje się nam zamiast tego radosną twórczość, że adwent to pamiątka ciąży Matki Bożej (sic), albo że to czas takiego radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie? Owszem, ja tych dodatkowych wymiarów adwentu nie neguję, niech one jednak pozostaną dodatkowymi, akcydentalnymi, niech nie przesłaniają prostoty kerygmatu!
„Zbudź się, który śpisz”
Zakończę jednym z najpiękniejszych cytatów ze zreformowanej Liturgii Godzin. Jest to drugie czytanie z Godziny Czytań (zwanej dawniej jutrznią) Wielkiej Soboty. „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań. Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę. Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy. Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: »Pan mój z nami wszystkimi!« I odrzekł Chrystus Adamowi: »I z duchem twoim!«. A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go, mówiąc: »Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus. Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie!
Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie, jako jedna i niepodzielna osoba«”.
Maksymilian Powęski